poniedziałek, 4 maja 2009

WYJAZD

Noc przed odjazdem miałem raczej krótką. Przyśniła mi się mama… ze snu zapamiętałem że zakryła dłońmi oboje oczu. Nie mówiłem o tym nikomu by nie doszukiwali się z niego jakichś ukrytych znaczeń. Fakt że sam byłem zaskoczony tym snem i jeszcze w nocy trochę o nim myślałem… Raczej nie jestem z tych co dopatrują się w snach czegokolwiek poza fantazją obrazów uśpionego umysłu ale od soboty zmienię zdanie…
Ze skarżyska wyjechaliśmy tuż przed dziewiętnastą i nawet jakaś obca kobieta stojąca na przystanku żegnała nas mocno machając ręką… - Chyba macha na stopa -stwierdziliśmy zgodnie. Jednak po ujechaniu może pięciu kilometrów zaczęliśmy zastanawiać się dlaczego kierowcy jadący z naprzeciwka pozdrawiają nas mrugnięciem długich świateł. Coś było u nas nie tak… Monia stanęła na poboczy by spojrzeć na przód samochodu. Okazało się że z jakiegoś powodu obydwa deflektory przestały sobie świecić. Szybką decyzją zawróciliśmy do Henia Moni kuzyna i mechanika samochodowego. Już nie raz pomógł nam rozwiązać tego typu problemy od ręki i tym razem mimo długiego weekendu nie zostawił nas bez pomocy. Szybko zdiagnozował przyczynę awarii- przepaliły się obydwie żarówki świateł mijania. Kurcze jedna byłaby normalna ale dwie na raz? Trzeba mieć farta no nie? W jednej chwili te obydwa reflektory skojarzyłem ze snem w którym mama zasłaniała oczy dłońmi hmm przypadek? Być może ale nie wydaje mi się.
Awaria była usunięta błyskawicznie i w dalszej drodze nie wydarzyły się już żadne nieprzyjemne niespodzianki. Przywitał nas znak powitalny Warszawy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz