wtorek, 19 lipca 2011



Uffff. Drugi dzień po powrocie… chyba dopiero dziś odespałem wszystkie imprezy. Wczoraj spałem do południa i tak wstałem skonany. Szkoda mi Miśki, bo ona nie miała tego komfortu odpoczynkowego po urlopie.
Wczoraj wreszcie poćwiczyłem troszkę. Mój organizm chyba potrzebuje tego bardzo, bo aż poczułem ulgę po wysiłku. Pewnie powodem jest nagłe przerwanie ćwiczeń na kilka dni… w dodatku tak dekadenckich.
Dobrze to tyle aktualności a teraz troszkę wyjazdowych historii. Samsonów zostawię na koniec, bo przecież z rozpędu zapomniałem opowiedzieć jeszcze o wcześniejszych spotkaniach. Drugie spotkanie zorganizowaliśmy u nas oczywiście już z Ulą i honeyem bo jakby inaczej :) O honeyu nie będę już rozprawiał bo on ma u nas już taki PR że… za to o Uli… uwielbiam jej humor!! Z resztą w ogóle jest dla nas sympatią w całym gronie. Na grillu pojawił się też krowa… tak tak celowo napisałem pojawił, bo jest to nasz kumpel obdarzony lata temu tym pseudonimem. Z krową siedziałem niemal do świtu gadając o starych czasach naszej dzielnicy dojadając upieczone na grillu jedzonko popijając piwkiem. Śmiesznie brzmi „siedziałem z krową”…
Przebiegu całego grilla nie będę opowiadał, bo niechęcę się zbytnio powtarzać, zadziwiło mnie tylko, że Martynka i Iwona mieszka tyle lat w sku i nie widział naszej skały. Śmialiśmy się z Dawidka synka Marti bo wypróbował swój dziecięcy urok osobisty na pani która hoduje kury w tradycyjny sposób. Dostał dwa można powiedzieć wiejskiego chowu jajka. Następnego dnia gdy Monia była u fryzjera wpadła do mnie ferejna chłopaków na "prasówkę"... czytaliśmy do późnego popołudnia za co zebraliśmy burę od mojej żony...
Gdybym mógł coś zmienić z tych dni to tylko to, że chciałbym zobaczyć wszystkich bliskich nam skarżyszczan lub rozsianych po Polsce przyjaciół a na to po prostu brak czasu i możliwości :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz