czwartek, 9 sierpnia 2012


Coś mi zaczęło umykać w tym pędzie…
Szukam od dłuższego czasu i niestety udaje mi się to odzyskać tylko na krótkie chwile. Tym czymś jest inny sposób spojrzenia na otaczający nas świat. Pewna wrażliwość i umiejętność dostrzeżenia małych szczególików zupełnie błahych, które dla jasnego odciętego od zewnętrznych bodźców umysłu daje ogromną radość wprowadzając go w stan jakiegoś ukojenia.  Małego olśnienia dostałem podczas spaceru do parku. Przede mną stawik o brzegach porośniętych tatarakiem z fontanna po środku, wśród których żyją kaczki- to było moje pierwsze wrażenie. Po kilkudziesięciu minutach wpatrywania się w ten wydawałoby się mało ciekawy widok zaczęły docierać do mnie szczegóły niemal niezauważalne. Punkt, w którym na ułamek sekundy zawisają w powietrzu strugi rozpadające się na spore kulki tryskającej wysoko do góry wody, ściana wirującego wodnego pyłu układającego się jak pofałdowany bryzą żagiel fregaty wolno opadającego  w dół, wreszcie sama woda uderzająca z szumem na taflę wody oraz kamienie cokołu fontanny. Kaczki niczym przy wodospadzie suną wśród stróżek zostawiając za sobą coraz szersze V od czasu do czasu zakłócane pluskiem wyskakującej rybki.  Kołyszący się przy wietrze tatarak i bańka mydlana poruszająca się lekko, bezwiednie z nieznanego miejsca. Rozejrzałem się mocniej… nie było nikogo, kto puszczałby bańki, więc jak długo leciała? Z jakiego kierunku? Kto ją stworzył? Zastygła chwilkę tuż nad ziemią i zgasła bezgłośnie pękając przy kontakcie z zieloną krótko ostrzyżoną trawą. Było kilka osób siedzących na ławkach tuż koło mnie a tylko ja zauważyłem jej agonię. Na brzegu rozłożyste dęby zielonym parasolem z konarów osłaniają lustro wody tylko gdzieniegdzie przepuszczając niewielkie refleksy słońca. Parka nastolatków w pierwszych porywach miłostek prowadzących wszystkim nam znaną gierkę delikatnych gestów, słów… Miło było spojrzeć na ich uśmiechnięte zalotne twarze.
Z tej zadumy wyrwała mnie inna scenka, która proszę wierzcie mi nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek uprzedzeniem. 
W kąciku oka zobaczyłem dobrze ubranego eleganckiego mężczyznę o hebanowym kolorze skóry, któremu miałem ochotę się przyjrzeć, lecz wiadomo… trochę nie wypadało. Minął mnie, więc odprowadziłem go wzrokiem, gdy z alejki obok wyskoczyła szybkim krokiem pani wlepiając wzrok na czarnoskórego jegomościa.
- Morus, Mooooorus…-krzyknęła głośno wciąż wpatrzona
Miałem wrażenie, że gdyby nie pies, który szczęśliwie dobiegł do pani elegancki mężczyzna przestałby być…elegancki.
Kończąc powiem Wam tylko, że pęd życia zaciera chyba naszą percepcję. Zamykamy nasze spektrum widzenia w wąskim pasie czynności koniecznych do wykonania, na wszystko inne już brak czasu. Kiedyś wychodząc z domu łowiłem wszystkie te drobne szczegóły magazynowałem w głowie jak cenne skarby. Wracały do mnie, kiedy tylko zamykałem oczy choćby przed snem. Wtedy brakowało mi tego, na co dzień, więc wyrywając się z domowego aresztu skazanego przez uraz kręgosłupa pożerałem oczami wszystko wokół.
Dziś udaje mi się to… tylko niekiedy, ale muszę to zmienić!!Nie chcę tracić tego pochłonięty tylko życiem dorosłego człowieka. U dzieci ta ciekawość świata jest taka naturalna...

1 komentarz:

  1. ładnie to napisałeś, aż sama się zamyśliłam nad tym, jak życie toczy się wokół nas bez względu na to, czy zwracamy uwagę na to, co się dzieje, czy nie...i tyle ciekawych rzeczy umyka naszej uwadze. takie refleksje nachodzą mnie też kiedy jadę rowerem przez uliczki podmiejskich wiosek - tam nikt się nie spieszy, ludzie stoją przy ulicy, zamiatają podwórka, czas tam jakby stoi w miejscu....zazdroszczę im czasami....

    OdpowiedzUsuń