Ostatnio w chwili wytchnienia rozejrzałem się po mieszkaniu
i przyszła mi do głowy myśl - ileż człowiek gromadzi wokół siebie
niepotrzebnych rzeczy… W każdym mieszkaniu małe muzea przedmiotów, które w
założeniu mają albo przypominać o czymś albo uatrakcyjniać wizualnie nasze
gniazdka-przekrój historii w rodzinnym wydaniu. Wartość użytkowa tego
wszystkiego znikoma, wiec po co to trzymać? Gdyby jeszcze gromadzenie nie
pochłaniało tyle czasu i energii na zdobycie środków na to wszystko. Dawniej
musiał wystarczyć dach nad głową, miejsce do spania i jedzenia oraz kilka szat
na różne pory roku, w czym zjeść i sanitarny kącik. Już w jaskiniach ubarwiano
przestrzeń obrazkami na ścianach jakby to miało jakieś specjalne znaczenie. Rasa
estetów odróżniająca się od innych „prymitywnych” istot rządzonych przez biologicznie
zakodowany instynkt.
Ciągły wyścig po nowsze, większe, droższe… koło zamknięte
polepszania swojego społecznego statusu. Ceną postępu jest zwyczajne marnowanie
cennego i wbrew pozorom krótkiego w skali ziemskiej życia. Nie wyłamuję się z tego schematu… jutro pójdę
do pracy zarabiać na to wszystko, co „niezbędne” do naszej egzystencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz