Bez kompromisu, dyplomacji i „owijania w bawełnę”…, przy
czym przyjmowana z uśmiechem i powszechnie tolerowana. Nikt się na nią nie
gniewa, choć daje dużo do myślenia, gdy jest kierowana do nas samych. Mowa o
dziecięcej szczerości. Nie trzeba na nią zasłużyć… ona po prostu jest w ich
nieskażonych „interesem” głowach i wpatrzonych niewinnie, rozbrajających
spojrzeniach. Zaskakujące i szczegółowe pytania lub jeszcze bardziej
rozbrajające odpowiedzi to ich specjalność. Biada tym, co nieopatrznie wyskoczą
z czymś nieprzemyślanym…
- Kamilko lubisz ciocię?
-Nie
- Oj… a dlaczego nie lubisz?
-Bo tatuś powiedział, że jesteś głupia…
-Aaaa, dlaczego wujek jesteś taki gruby?
- Nie wolno tak mówić cioci/wujkowi- upomina zawstydzona
mama- to niegrzeczne!!
Może nie jest szczególnie grzeczne, ale to zdanie małego
dziecka i niestety dorosłym trudno nadążyć za bezkompromisową logiką. Nauka
dyplomacji i szacunku nie przychodzi ani szybko, ani łatwo… dobrze, gdy w ogóle
zostanie przyswojona… wielkie brawa dla rodziców, którym uda się ta sztuka.
Warto pracować nad tym wytrwale, bo czym skorupka za młodu nasiąknie tym na
starość trąci… Charakter kształtuje najbliższe otoczenie i to ono stanowi wzór
do naśladowania.
Kombinacji pytań i
odpowiedzi jest bardzo wiele. Trzeba dobrze się zastanowić nad ripostą, aby nie
pociągnąć za sobą lawiny znaków zapytania i jeszcze bardziej zawiłych
wyjaśnień. Czasem nieopatrzna odpowiedź potrafi zemścić się nawet po kilku
tygodniach. Te małe główki są bardzo pamiętliwe i potrafią wykorzystać zdobytą
przypadkiem wiedzę w najmniej oczekiwanym momencie. Na szczęście najczęściej bywa
zabawnie i wiele historii przypominanych jest jeszcze przez lata. Skąd te
refleksje? Jakoś tak się złożyło, że w tym roku wiele czasu spędziliśmy z przyjaciółmi
obdarzonymi młodym narybkiem. Bardzo miły czas i wiele spostrzeżeń w tym
dynamicznym rodzicielskim „młynie”… Z ogromną satysfakcją patrzyłem jak z
każdym dniem z nieznajomego pana stawałem się wujkiem... chyba nawet lubianym.
Trochę trudno zaskarbić sobie sympatię dzieci, gdy jest się mniej mobilnym i
niezbyt zręcznym manualnie. Niebywałe jak dzieci łatwo akceptują i rozumieją
odmienny stan osoby niepełnosprawnej. Chyba największą sztuką dla mnie było
nauczyć się wygłupiać, rozmawiać i zwracać uwagę dzieci w ten szczególny,
troszkę mniej poważny sposób. Zdałem sobie sprawę jak bardzo postawa rodziców,
cioć, wujków i wszystkiego, co bezpośrednio otacza mniejsze i większe potomstwo
wpływa, kim będą w przyszłości. To bardzo fascynujące :)
Doświadczenie z wakacji przydało mi się w kontaktach sąsiedzkich,
gdy trzeba wywołać uśmiech małych człowieczków. Ostatnio nawet zostałem
obdarowany paroma prezentami przez małego sąsiada Piotrusia mieszkającego nad
nami… dostałem patyczka prosto do ręki… kilka gałązek jałowca, a na koniec kuleczkę,
która kilka godzin temu wypadła z psiej dupki… troszkę się zdziwił, kiedy
pozbywałem się jej w nienaturalnie szybki sposób :)
Kończąc już dzisiejszy post dodam tylko, że edukacja
rodzicielska to niezwykłe wyzwanie i sposób, w jaki się ją przeprowadzi rzutuje
na relacje w wieku dorosłym córek i synów. Rodzinna praca zespołowa odpłaca
szacunkiem i miłością w życiu późniejszym, jest satysfakcją dla obojga rodziców,
gdy role się odwracają!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz