wtorek, 6 września 2016

Dzieciaki



Bez kompromisu, dyplomacji i „owijania w bawełnę”…, przy czym przyjmowana z uśmiechem i powszechnie tolerowana. Nikt się na nią nie gniewa, choć daje dużo do myślenia, gdy jest kierowana do nas samych. Mowa o dziecięcej szczerości. Nie trzeba na nią zasłużyć… ona po prostu jest w ich nieskażonych „interesem” głowach i wpatrzonych niewinnie, rozbrajających spojrzeniach. Zaskakujące i szczegółowe pytania lub jeszcze bardziej rozbrajające odpowiedzi to ich specjalność. Biada tym, co nieopatrznie wyskoczą z czymś nieprzemyślanym…
- Kamilko lubisz ciocię?
-Nie
- Oj… a dlaczego nie lubisz?
-Bo tatuś powiedział, że jesteś głupia…
-Aaaa, dlaczego wujek jesteś taki gruby?
- Nie wolno tak mówić cioci/wujkowi- upomina zawstydzona mama- to niegrzeczne!!
Może nie jest szczególnie grzeczne, ale to zdanie małego dziecka i niestety dorosłym trudno nadążyć za bezkompromisową logiką. Nauka dyplomacji i szacunku nie przychodzi ani szybko, ani łatwo… dobrze, gdy w ogóle zostanie przyswojona… wielkie brawa dla rodziców, którym uda się ta sztuka. Warto pracować nad tym wytrwale, bo czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci… Charakter kształtuje najbliższe otoczenie i to ono stanowi wzór do naśladowania.
 Kombinacji pytań i odpowiedzi jest bardzo wiele. Trzeba dobrze się zastanowić nad ripostą, aby nie pociągnąć za sobą lawiny znaków zapytania i jeszcze bardziej zawiłych wyjaśnień. Czasem nieopatrzna odpowiedź potrafi zemścić się nawet po kilku tygodniach. Te małe główki są bardzo pamiętliwe i potrafią wykorzystać zdobytą przypadkiem wiedzę w najmniej oczekiwanym momencie. Na szczęście najczęściej bywa zabawnie i wiele historii przypominanych jest jeszcze przez lata. Skąd te refleksje? Jakoś tak się złożyło, że w tym roku wiele czasu spędziliśmy z przyjaciółmi obdarzonymi młodym narybkiem. Bardzo miły czas i wiele spostrzeżeń w tym dynamicznym rodzicielskim „młynie”… Z ogromną satysfakcją patrzyłem jak z każdym dniem z nieznajomego pana stawałem się wujkiem... chyba nawet lubianym. Trochę trudno zaskarbić sobie sympatię dzieci, gdy jest się mniej mobilnym i niezbyt zręcznym manualnie. Niebywałe jak dzieci łatwo akceptują i rozumieją odmienny stan osoby niepełnosprawnej. Chyba największą sztuką dla mnie było nauczyć się wygłupiać, rozmawiać i zwracać uwagę dzieci w ten szczególny, troszkę mniej poważny sposób. Zdałem sobie sprawę jak bardzo postawa rodziców, cioć, wujków i wszystkiego, co bezpośrednio otacza mniejsze i większe potomstwo wpływa, kim będą w przyszłości. To bardzo fascynujące :)
Doświadczenie z wakacji przydało mi się w kontaktach sąsiedzkich, gdy trzeba wywołać uśmiech małych człowieczków. Ostatnio nawet zostałem obdarowany paroma prezentami przez małego sąsiada Piotrusia mieszkającego nad nami… dostałem patyczka prosto do ręki… kilka gałązek jałowca, a na koniec kuleczkę, która kilka godzin temu wypadła z psiej dupki… troszkę się zdziwił, kiedy pozbywałem się jej w nienaturalnie szybki sposób :)
Kończąc już dzisiejszy post dodam tylko, że edukacja rodzicielska to niezwykłe wyzwanie i sposób, w jaki się ją przeprowadzi rzutuje na relacje w wieku dorosłym córek i synów. Rodzinna praca zespołowa odpłaca szacunkiem i miłością w życiu późniejszym, jest satysfakcją dla obojga rodziców, gdy role się odwracają!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz