Powiadają, że jak po 30-tce nic nie boli to nie żyjesz… to
ja żyję pełnią życia normalnie!! Ehhhhhhhhhhh jakie to budujące :) Ostatnio mój
blog nieco zubożał w humorystyczne wpisy, więc postaram się o jakąś opowiastkę
z rodzaju moich ulubionych… osobiście napotkanych sytuacyjnych historyjek.
Opowiastka powstała dzięki osobom, na które zawsze
można liczyć, jeśli chodzi o jakiś zabójczy tekst. Zakładam, że nie tylko ja,
ale biorąc pod uwagę wieloletnie doświadczenie to mam jakiś magnes do
przyciągania takich sytuacji.
Rzecz się miała w małej, turystycznej miejscowości na naszym
Bałtykiem. Ludzi w takim miejscu oczywiście bez liku, ale zawsze trafi się
ktoś, kto troszkę się odróżnia od tłumu. Ten, o którym piszę ( może miejscowy,
może wczasowicz) to wolny elektron z nierozłączną butelką piwa i suto
podlewanym % humorem. Pan z rodzaju tak głośnych jak i przyjaznym dla napotkanych
osób. Wszystkim dzień dobry, miłego dnia, jak się masz…
mnie pozdrawiał gestem przywitania, ale trzymał dystans. Tak
było kilka dni, ale czułem w kościach, że w końcu się kiedyś złamie.
W ostatnim dniu naszego jodującego krew wypoczynku żegnałem
się wraz z Monią z morzem, słońcem i molem. Monia biegająca za ostatnim ujęciem
obiektywu, ja wystawiałem pyszczek do słońca, zapisywałem w pamięci widoki i
wdychałem pachnącą morską nutą bryzę.
Zerkałem też na spacerujących ludzi, spośród których…
najpierw wyłowiłem dźwięk głosu, a potem widok nadchodzącego wraz z towarzyszem
wesołego mistrza menażu. W ręku piwko, burgundowa koszula nonszalancko rozpięta
na klacie i nieco chwiejny chód. Obaj… z resztą jak każdego dnia zaprawieni złocistym piwem i
szczodrzy w wszelkie życzliwości.
Kiedy zbliżyli się do mnie zrozumiałem, że towarzysz
opisywanego znajomka jest dużo od niego śmielszy. Kątem oka zobaczyłem jak
wychylił głowę do przodu odepchnął nogę od podłoża i z lekkim zachwianiem
ruszył do mnie... Z obawą spojrzałem na zbliżający się nieskoordynowanym ruchem
obiekt… przez myśl przyszło mi, że może nie wyhamować przede mną i fiknę razem
z nim w morskie ostępy!! Monia była w zasięgu wzroku, ale zajęta fotkami początkowo
nie zanotowała swoją uwagą tej scenki. Kątem oka… nie patrzyłem w oczy zbliżającego
się pałałem nadzieją, że ten rajd nie jest jednak kierowany do mnie. Kiedy był
ode mnie półtorej metra WYHAMOWAŁ w miejscu schwytany objęciem mistrza melanżu…
- Czeeeekaj ja tylko do tego miłego pana na wózki…- rzekł
lekko poirytowany
- Krzysiu ,kultura… gdzie się tak rozpędziłeś!! Kurtularnym
trzeba być… najebałeś się to się odpierdol od pana…
Ja wybuchłem śmiechem w jednej sekundzie… podobnie jak Monia
i kilku innych stojących na molo. „Dworski” język i elokwencja rozwaliła nas
na łopatki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz