Jestem sezonowym „producentem” amatorem win domowych… a
właściwie to chyba byłem odkąd niedoszły rubinowy trunek zaczął mi uciekać!!
Klęska urodzaju na wujowej działce odbija się u nas dużym zapasem winogrona do
natychmiastowego wykorzystania. Chciał nie chciał z podanych wcześniej powodów
po powrocie z działki trzeba jakoś przetworzyć plon. Stąd właśnie jesienią
pojawia się u nas duże, okrągłe i plunkające szkło. Wczoraj miałem nawet
wątpliwości czy to szkło to nie przypadkiem lampa Alladyna… Górą zaczęło nagle
coś wyłazić… niestety zamiast spełniającego życzenia Dżina spotkała mnie
wkurzona żony mina… nakrzyczała srogo… prawie przeżegnała nogą :) Do wielkiej
katastrofy nie doszło, ale mogło być groźniej. Nie piszę, że to nauczka na
przyszłość bo Monia zapowiedziała, że to już ostatnia zabawa z przerabianiem
wody wino :)
Myślę jednak, że to tylko złe dobrego początki i finalnie
wyjdzie coś pysznego do poczęstunku gości. Osobiście powiem, że bardzo bawi
mnie ta cała zabawa i oczekiwanie na efekty bardzo intuicyjnej recepty na wino
domowe. Zawsze jest to wielka niewiadoma biorąc pod uwagę zmienną składu i
warunków. Za to zawsze fajnie jest poczęstować gości czymś własnym, w którym
zawsze jest odrobina trudu i historii… czasem śmiesznych jak powyżej. Pozdrawiam wszystkich :) !!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz