piątek, 26 marca 2010

Odwiedziła nas ostatnio znajoma i przyznam że z całej rozmowy jej jedno zdanie wywołało u mnie uśmiech ale też małe zastanowienie. Dotyczyło tego co piszę na blogu a właściwie tej części postów które mówią o mnie i Moni.
Powiedziane troszkę żartem i jak sądzę tak trzeba odebrać tą miłą nutkę hmm brakuje mi słowa… powiedzmy z nutką wesołej zazdrości (w dobrym znaczeniu)- Powinni ci zabronić pisać bo jak się czyta jak się czyta to jak piszesz o żonie… :) jak w portugalskiej operze mydlanej.
Hi hi Wiecie co może to tak wygląda ale naprawdę w życiu Moni i moim tak jest. To znaczy szczęśliwy związek oparty na partnerstwie, przyjaźni i miłości. Oboje lubimy nasze wspólne chwile i świetnie czujemy się w swoim towarzystwie. Dużo rozmawiamy często śmiejemy nawet ze strasznych głupstw które przychodzą nam do głowy hmm może wydawać się dziwnym ale jak dotąd nigdy nawet nie było między nami prawdziwej kłótni. Nawet jak przydarzy się jakiś mały dąs to wciągu paru minut rozwiewa go konstruktywna rozmowa. Od początku przyjęliśmy zasadę- niezamiatania problemów pod dywan. Każda sprawa rozwiązywana jest od razu i nie urasta do ściany którą z każdą cegiełką przemilczanego problemu trudniej obejść. Chcę by było tak zawsze. Grunt to mieć do siebie szacunek i znać sztukę kompromisu. Więc jeśli ktoś na nas chce patrzeć jak na telenowele to : ) bardzo proszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz