Pojechać na urlop planowany od wielu miesięcy to nie problem…
zaplanować i załatwić w trzy dni biorąc pod uwagę potrzeby osoby
niepełnosprawnej już większa sztuka- ale jak widać nie dla mojej małżonki.
Wiecie… nie jest to trudne, gdy dysponuje się dużymi środkami i nie porusza się
na kołach. Można wtedy jechać w ciemno, zawsze coś się znajdzie. W moim
przypadku wszelkie schody wykluczają pobyt. Brak barier i względy ekonomiczne mocno
ograniczają możliwości. Monika jak już nieraz się przekonałem właśnie w takich
sytuacjach radzi sobie koncertowo… nasz ślub zorganizowała od A do Z w dwa
miesiące.
Jedynym długoterminowym planem był urlop… w sensie, że
musimy gdzieś wyjechać, co przez ostatnie cztery lata głównie ze względu na
moje zdrowie, ale też inne czynniki nie było możliwe. Moja/nasza chęć oderwania
się, choć na chwilę od szarej codzienności była ogromna, wręcz doprowadzała
mnie do desperacji- wszędzie byle z dala od domu. Tak po krótce przedstawiłem
motywy naszej urlopowej podróży.
Wyglądało to tak, że pakowaliśmy się jeszcze bez pewności
gdzie jedziemy. Pomocą okazała się pewna Pani mieszkająca i pracująca na stałe
w Chorwacji. Zadała sobie trochę trudu i w stogu siana znalazła nam miejsce
hotelowe przystosowane dla ON. Monia oczywiście sprawdziła je na wszelkich
forach i portalach pod względem opinii. Finalnie na pięć godzin przed odjazdem
drukowaliśmy woucher na pobyt w malowniczej zatoce miasteczka Medulin (10 minut
drogi od miasta Pula)
Pakowaliśmy się wedle listy stworzonej wcześniej, więc szło
nam (w większości Moni) dosyć sprawnie. Jechaliśmy sami, zatem trzeba było
przewidzieć i zabezpieczyć się na wiele ewentualności… najgorszym z bagaży był
podnośnik, na którym przesiadam się np. z łóżka na wózek lub odwrotnie- ciężki
i duży klamot. Po zapakowaniu bagażnika naszego nieco leciwego samochodu wyglądaliśmy
tak
Upchanie tego zajęło niespodziewanie tylko dwadzieścia
minut, co pozwoliło nam wyjechać o równej dziewiątej rano. Po cichu drżałem o
powodzenie podróży, choćby o to by samochód nie zawiódł i nie rozkraczył nam
się gdzieś po drodze, martwiłem się o kondycję mojego jedynego i kochanego
kierowcy oraz swoją, bo w końcu 1250 km to nie banał. Pocieszałem się jednak,
że auto przeszło przegląd, zostało w jakiś sposób przygotowane, trasę
przygotowała Monia z dużą starannością w całości i w etapach na wydrukach. Czas
nas nie gonił więc można było korzystać z postoi do woli, ja byłem wypoczęty i
mogłem pilnować drogi oraz kierowcy ( nie podobały mu się moje „uwagi” :) i
zupełnie nie wiem dlaczego… ), a pogoda sprzyjała…
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz