czwartek, 21 sierpnia 2014

Plan urlopowy



Pojechać na urlop planowany od wielu miesięcy to nie problem… zaplanować i załatwić w trzy dni biorąc pod uwagę potrzeby osoby niepełnosprawnej już większa sztuka- ale jak widać nie dla mojej małżonki. Wiecie… nie jest to trudne, gdy dysponuje się dużymi środkami i nie porusza się na kołach. Można wtedy jechać w ciemno, zawsze coś się znajdzie. W moim przypadku wszelkie schody wykluczają pobyt. Brak barier i względy ekonomiczne mocno ograniczają możliwości. Monika jak już nieraz się przekonałem właśnie w takich sytuacjach radzi sobie koncertowo… nasz ślub zorganizowała od A do Z w dwa miesiące.
Jedynym długoterminowym planem był urlop… w sensie, że musimy gdzieś wyjechać, co przez ostatnie cztery lata głównie ze względu na moje zdrowie, ale też inne czynniki nie było możliwe. Moja/nasza chęć oderwania się, choć na chwilę od szarej codzienności była ogromna, wręcz doprowadzała mnie do desperacji- wszędzie byle z dala od domu. Tak po krótce przedstawiłem motywy naszej urlopowej podróży.
Wyglądało to tak, że pakowaliśmy się jeszcze bez pewności gdzie jedziemy. Pomocą okazała się pewna Pani mieszkająca i pracująca na stałe w Chorwacji. Zadała sobie trochę trudu i w stogu siana znalazła nam miejsce hotelowe przystosowane dla ON. Monia oczywiście sprawdziła je na wszelkich forach i portalach pod względem opinii. Finalnie na pięć godzin przed odjazdem drukowaliśmy woucher na pobyt w malowniczej zatoce miasteczka Medulin (10 minut drogi od miasta Pula)
Pakowaliśmy się wedle listy stworzonej wcześniej, więc szło nam (w większości Moni) dosyć sprawnie. Jechaliśmy sami, zatem trzeba było przewidzieć i zabezpieczyć się na wiele ewentualności… najgorszym z bagaży był podnośnik, na którym przesiadam się np. z łóżka na wózek lub odwrotnie- ciężki i duży klamot. Po zapakowaniu bagażnika naszego nieco leciwego samochodu wyglądaliśmy tak
Upchanie tego zajęło niespodziewanie tylko dwadzieścia minut, co pozwoliło nam wyjechać o równej dziewiątej rano. Po cichu drżałem o powodzenie podróży, choćby o to by samochód nie zawiódł i nie rozkraczył nam się gdzieś po drodze, martwiłem się o kondycję mojego jedynego i kochanego kierowcy oraz swoją, bo w końcu 1250 km to nie banał. Pocieszałem się jednak, że auto przeszło przegląd, zostało w jakiś sposób przygotowane, trasę przygotowała Monia z dużą starannością w całości i w etapach na wydrukach. Czas nas nie gonił więc można było korzystać z postoi do woli, ja byłem wypoczęty i mogłem pilnować drogi oraz kierowcy ( nie podobały mu się moje „uwagi” :) i zupełnie nie wiem dlaczego… ), a pogoda sprzyjała…
CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz