wtorek, 14 kwietnia 2015

Opowiastka sytuacyjna


Na koniec spaceru wstąpiliśmy do sklepu zrobić drobne zakupy uzupełniające na umówiony z koleżanką obiad. Zakupy przebiegły szybko i sprawnie, więc niedługo po wejściu sunąłem ponownie tym razem w dół podjazdu na swoim wózku elektrycznym. Czynność tą od lat zawsze wykonuję ze skupieniem, ale tym razem moją uwagę zechciał nieco ograniczyć "stale oprocentowany" jegomość o cerze ciut bordowej, niezmiennie od pory roku.
- O dzień dobry… jak tam zdrówko??- oderwał mój wzrok od podłoża nieznajomy głos
Szybki ruch gałek ocznych pozwolił namierzyć jego właściciela i ocenić pewien rodzaj zagrożenia… nieco bełkotliwy głos niemal zawsze oznacza uprzejmą chęć pomocy. Oczywiście chwalić takie zachowanie, ale zwykle wynikają z tego większe utrudnienie niż „podpora”. Topografia terenu, czy usytuowanie przeszkód u „stale procentowych” zwykle bywa błędnie rozpoznana i wyliczona względem odległości, pochylenia czy ilości nieprzejezdnych barier architektonicznych.
- Aaa dziękuję dobrze- odpowiedziałem jednocześnie rozważając szansę przyspieszenia zjazdu swoim wózkiem oraz dotarcie na płaski teren nim uprzejmy Pan wesprze mnie swoim ramieniem.
Chwilę się zawahał, więc przeszło mnie uczucie odprężenia, że tym razem zjadę spokojnie… odprężenie odpłynęło szybko wraz z elektryzującym zapytaniem opisywanego Pana…
- Pomóc ci???
Moja ręka niemal odruchowo wdusiła dżojstik na szybszą pozycję… wózek zerwał się jak przestraszony koń… ledwie wyrobiłem na załamaniu podjazdu… Kiedy przeszliśmy na ty?? Nie przypominam sobie takiego brudzia…
- Nie, nie… nie trzeba… ale dzięki- wyrzuciłem z siebie podczas pokonywania ostatniego metra stromej pochyłości
Pan (…a może kolega biorąc pod uwagę formułę na ty) nieco rozluźnił mięśnie gotowe do skoku pomocy i patrząc na m dżojstik i napiętą dłoń rzekł…
- Dobrze, że masz to, bo możesz sam jechać- dodając jeszcze w porywie „ekonomicznej elokwencji”- Ale prądu to ci to musi nieźle zapierdalać… jebie po liczniku, co…??
- Niestety, ale coś za coś- powiedziałem na odchodne podjeżdżając do Moniki
- Znasz go- zapytała Monia
- Hmmm dotąd nie, ale teraz już chyba tak- odpowiedziałem śmiejąc się
Takie historyjki zdarzają mi się dosyć często od panów wskazujących na spożycie. Na szczęście zawsze są raczej humorystyczne i tylko małe pytanie... Jak to jest, że czasem, kiedy naprawdę potrzeba pomocy przechodzi bez słowa parędziesiąt osób społecznie wzorowych, a tacy panowie zawsze wykazują swe zainteresowanie i ofiarują chęć pomocy??

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz