Nie lubię pisać na smutno i bardzo tego unikam na swoim
blogu. Niestety w ostatnim czasie tych wesołych sytuacji jest niewiele, ale to
chyba nawet widać po ilości wpisów na blogu. Nie tracę uśmiechu, choć on sam
ostatnio częściej jest rodzajem maski i pozy by nie odstraszać lepszego losu oraz
osób, które właśnie za niego mnie/nas lubią. Powodów jest kilka i większość
może się odwrócić ku lepszemu, ale są takie, których zmienić się już nie da.
Trzy takie „powody” w ciągu kilku tygodni podnoszą bardzo poziom pesymizmu.
Śmierć bliskich osób jest jednym z tych nieodwołalnych oraz
najtrudniejszych do pogodzenia. W ostatnich dniach przybył kolejny głos
zapisany w pamięci, którego na żywo już nie usłyszę. Przykro, ale cóż… na to
nie ma już rady. W takich chwilach przychodzi tyle refleksji na temat własnego
życia i sensu. Tyle pracy nad sobą, nad tym by było jakoś lepiej… przejmowane
się rzeczami, które tracą jakiekolwiek znaczenie, gdy…
Dlaczego jest tak mało szacunku w relacjach z bliskim
otoczeniem ludzi, dlaczego szuka się problemów, scysji, emanuje się nietolerancją?
Dlaczego jest taki wyścig szczurów… brakuje zrozumienia i porozumienia? Jesteśmy
ludźmi i mamy podobne problemy… zamiast je potęgować trzeba sobie pomagać i
doceniać każdą ku temu inicjatywę. Trzeba tylko chcieć… dobro ponoć powraca!! A
więc empatia naprawdę się opłaca… pamiętajmy o tym… kto wie z czym jutro
przyjdzie się mierzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz