Pracujące weekendy potrafią zaburzyć poczucie właściwego
kalendarza. Sąsiada w niedzielę zapytałem, do kiedy wziął urlop, bo przed
południem wyszedł na spacer. Ależ mi się chce urlopu… takiego z wyjazdem i
pozostawieniem wszystkie powszedniego za sobą, choć na kilka dni. W tym roku
muszą niestety wystarczyć wyrywane z tygodnia nieliczne dni na spacer czy
odwiedzenie jakiegoś miejsca w mieście.
W poniedziałek zahaczyliśmy o Podzamcze pospacerować koło
fontann.
Nie było zbyt upalnie, a momentami powiedziałbym nawet troszkę
chłodno. Tym bardziej podziwiałem dzieciaki ganiające w tryskających z ziemi
strumieniami wody. Kompleks fontann przyciąga rodzimych oraz zagranicznych
turystów spacerujących wzdłuż deptaka. Wszystko bardzo miło, ale nie byłbym
sobą gdybym nie przyciągnął swoją osobą uwagi podchmielonych panów. Troszkę
było wstyd za naszego śpiewającego acapella rodaka z mocno przekoloryzowanym disko
polo repertuarem. Trochę nie sposób było nie zwracać na niego uwagi… znoszone
ubranie, ogorzała słońcem, zamroczona buzia i przenośny w bazarowej torbie w
szerokie pasy „dobytek”. Kiedy patrzę na takich ludzi zastanawiam się czy
powinienem żałować czy „podziwiać” ich za wolny żeby nie nazwać koczowniczy
tryb życia. Większość ludzi tak bardzo się stara by zapewnić sobie możliwe
najlepszą stopę życiową, a rozśpiewany pan rad jest jak się prześpi w suchym
miejscu, zapełni czymś żołądek i chlapnie sobie na osłodę dnia to i owo. Takie
mnie naszły refleksie, gdy ukradkiem na niego patrzyłem. Na koniec rozwiał moją
krótką zadumę krótkim zdanie, które w scence sytuacyjnej zabrzmiał w jego
ustach nawet komicznie.
Pan spoczywał na ławce w pozycji półsiedzącej z łokciem
wspartym o bazarową torbę wspierającym wpatrzoną sennymi oczami w fontannę
głowę.
Pewnie zaraz by zasnął, ale niemal jak budzik tuż koło jego głowy
zabrzmiał odgłos przetrząsanego przez jakąś starszą kobietę kosza. Pan poderwał
głowę ze zdziwieniem spojrzał na kobietę, która właśnie wygrzebała jakąś
aluminiową puszkę i podpitym jakby z cieniem pogardy głosem rzekł do niej…
- Ejjjj ejjj… doooo rooboootyyy!!
Pani spojrzała na niego bez cienia emocji, odwróciła się i
podreptała dalej. Ta scenka rodzajowa kończyła nasz pobyt na spacerze, ale tak
mi utknęła w głowie, że musiałem ją przelać na blog. Mam nadzieję, że nie
zanudziłem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz