Czasem oglądam filmiki, czytam materiały lub podglądam na FB
moich kolegów… „kolegów” w sensie z grona osób niepełnosprawnych. Wiele z nich
mówi o tych z nas, którzy przełamuję bariery i wyróżniają się czymś…
czymkolwiek- hartem ducha, zdolnościami, podróżowaniem… chęcią życia… uśmiechem…
wszystkim… i jestem z nich dumny, bo wiem ile to kosztuje wyrzeczeń i zaparcia.
Jestem dumny, ale sam tez się staram, bo chcę być podobnym przykładem… dano mi
szansę i nie mogę tego zmarnować. Kiedyś określenie niepełnosprawny parzyło
mnie jak wrzątek, ale po 23 latach na wózku zaczyna się inaczej patrzeć na
świat. Dlaczego o tym piszę?? Nie bez powodu…
Wielu ludzi ma jeden stereotyp dla takich jak ja… 4 ściany,
ślina na brodzie, pampers, płacz i margines życia- dobry niepełnosprawny…
pasujący do szablonu!! Żyłem wiele lat pod parasolem rodziny… rehabilitacja,
jedzenie, spanie, towarzystwo wiernych przyjaciół posiadających rodziny…
dorobek… wszystko… kochałem ich, ale to oni mieli nie ja… Przyjaciele dorośli i
zapragnęli dać mi to samo… pomogli!! Nie
dali nic na tacy… raczj wędkę niż ryby… poza 1% z podatku i jednym prezentem od
Mony w postaci drogiego i wygodnego fotela nie dostałem nic za darmo… NIC!! 1% niemal
w 100% jest od bliskich i nigdy nie była to duża kwota.. nigdy nie pokryła
nawet w połowie wydatków na zdrowie… ale i trak dziękuję za każdą złotówkę!! DO
WSZYSTKIEGO DOCHODZĘ SAM… nie ma tego wiele… ale staram się żeby było... Od
dłuższego czasu dryfuję, a życie dokłada mi ciężarków i ciągnie na dno… tylko
bliscy wiedzą ile dźwigamy na barkach… ale czy narzekamy? Czy ktoś o tym wie?
Nie!! Bo to są nasze problemy… i nie chcemy tym obarczać nikogo. Wyrzeczeń jest
dużo… nie brakuje mi jedzenia… nie muszę jeść rarytasów… nie muszę imponować
lepszym… wystarczy mi gorsze, ale służące czemuś. Nie będę udawał niczego i
krył czegoś z czego chcę sam się cieszyć…
nie będę tłumaczył uśmiechu na zdjęciach… nie będę tłumaczył optymizmu
podszytego strachem o jutro i wszystkiego czym chciałbym się dzielić, a nie obciążać.
Nie chcę tłumaczyć moich wszem i wobec dostępnych postów z chwil wyjątkowych…
okupionych wyrzeczeniem… jeśli ktoś mi tego pozazdrości niech również zazdrości
mi życia na wózku… bólu każdego pieprzonego dnia… codziennej wielogodzinnej
rehabilitacji… zależności… pracy za 1200 zł w weekendy, święta i do nocy. Nie
narzekam… kurwa, ale żyć mi się odechciewa… jakby mi ktoś pluł w twarz…
nieżyjącej mamie, mojej żonie, tacie, siostrze… przyjaciołom… Żyć mi się
odechciewa… za 23 lata bez oddechu i narzekania… jeśli zarzuci mi coś rodzina, przyjaciel,
sąsiad… ktokolwiek kto mnie zna… nigdy niczego nie ukrywam… moje życie jest na
blogu i dziele się nim… w końcu w życiu takich jak ja chwil dobrych jest tak
mało… gdyby nie moja żona niewiele miałbym
z tego życia… jest jego motorem, dźwignią… niech wypowie się tu każdy kto mnie
zna osobiście… Tak… było mnie stać na Wenecję, ale nie będę tłumaczył dlaczego
i jak… nie będę tłumaczył jak wiele kosztowało wysiłku to zdjęcie… nie będę
tłumaczył uśmiechu choć wielu sprawnych przy tych dolegliwościach skręcałoby się
z bólu… Nie chcę pomocy od nikogo kto tego nie rozumie…
Czym sobie zasłużyłem?? Za tyle lat wyrzeczeń i męki... przykro mi... tak po po prostu przykro...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz