Kiedyś
słuchałem opowieści z obowiązkowym wstępem „W moich/naszych czasach
to…”. Byłem wtedy młodym chłopakiem i przyznam, że robiłem to z różną
uwagą.🧒
Dzisiaj złapałem się na rozmyślaniach z takim samym początkiem jakiego
używali w swoich opowieściach dorośli narratorzy. Powodem biegających po
głowie myśl był prozaiczny artykuł na jakimś portalu, którego sens
przytoczyła mi Monika.
Chodziło o badania i złej jakości mięsa dostępnego powszechnie w naszych sklepach. Pisząc krótko
słabo wypadliśmy na tle wielu innych krajów. Antybiotyki i inne złe
rzeczy to raczej skład, którego nasze organizmy nie tolerują obojętnie.
Pomyślałem o tym pod kontem młodej, zaprzyjaźnionej osoby, która
chciałaby w naszym kraju spróbować życia. Podwójne obywatelstwo,
odwiedziny ojczyzny raz/dwa razy w roku. Argumenty?? Hmm… kilka…
słabych moim zdaniem, ale dwa z nich przytoczę. Dziewczyny o lepszych
charakterach i pięknej urodzie oraz jedzenie nieporównywalnie lepsze.
Z pierwszym przykładem się zgodzę, ale drugi argument nie przemawia do mnie 😊
Dlaczego? Bo w „moich czasach” jedzenie było może mniej dostępne, ale jakościowo o niebo lepsze.
Dawniej funkcjonował słowo nowalijki… rosły w szklarni, ale dostępne były tylko w krótkim czasie tuż przed sezonem dla warzyw, które dojrzewały pod chmurą. Dzisiaj tego typu warzywa dostępne są przez cały rok… świeże i jak spod linijki.
Cytrusy, które pachniały w całym domu przy obieraniu, smakowały przednio nie tylko dlatego, że można było je kupić dwa razy do roku. Mięso bardzo często chodziło po łące dzień przed tym jak trafiło na ladę sklepu. Dostępne było do wczesnych godzin porannych, a jadło się je o wiele rzadziej niż teraz.
Wędlina każda smakowała inaczej i wzrok nie był potrzebny do identyfikacji tego co wkłada się do buzi.
Wypieki z piekarni „w naszych czasach” nie potrzebowały polepszaczy smaku i konserwantów. Chleb z masłem i pomidorem to miłe wspomnienie.
Nie ma teraz zdrowej żywności dostępnej z pierwszej ręki od rolnika. Masowa produkcja zagubiła prawdziwy obraz lokalnych rynków i dostanych na nich towarów.
Tak… dziewczyny wciąż mamy najpiękniejsze‼️‼️
Z pierwszym przykładem się zgodzę, ale drugi argument nie przemawia do mnie 😊
Dlaczego? Bo w „moich czasach” jedzenie było może mniej dostępne, ale jakościowo o niebo lepsze.
Dawniej funkcjonował słowo nowalijki… rosły w szklarni, ale dostępne były tylko w krótkim czasie tuż przed sezonem dla warzyw, które dojrzewały pod chmurą. Dzisiaj tego typu warzywa dostępne są przez cały rok… świeże i jak spod linijki.
Cytrusy, które pachniały w całym domu przy obieraniu, smakowały przednio nie tylko dlatego, że można było je kupić dwa razy do roku. Mięso bardzo często chodziło po łące dzień przed tym jak trafiło na ladę sklepu. Dostępne było do wczesnych godzin porannych, a jadło się je o wiele rzadziej niż teraz.
Wędlina każda smakowała inaczej i wzrok nie był potrzebny do identyfikacji tego co wkłada się do buzi.
Wypieki z piekarni „w naszych czasach” nie potrzebowały polepszaczy smaku i konserwantów. Chleb z masłem i pomidorem to miłe wspomnienie.
Nie ma teraz zdrowej żywności dostępnej z pierwszej ręki od rolnika. Masowa produkcja zagubiła prawdziwy obraz lokalnych rynków i dostanych na nich towarów.
Tak… dziewczyny wciąż mamy najpiękniejsze‼️‼️
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz