środa, 24 listopada 2010

Jak już wspomniałem odwiedziny Honeya i jego :) lepszej połowy oraz latorośli były bardzo udane. Powody dwa- wesoła atmosfera i pierwsza przymiarka do wózka od 12 września. Dało mi to pogląd jak w tej chwili złamanie wpłynęło na kilka następnych tygodni… jeśli nie miesięcy. To, że siadając miałem wrażenie jakbym pierwszy raz na nim siadał to szczegół, ale że noga nie zgina mi się na tyle by postawić ją na podnóżku jest bardziej niepokojące. Martwi mnie to trochę. Pewnie rehabilitacja pomoże, ale kiedy i ile trudu będzie nas to kosztować to już kwestia przyszłości. Wciąż przykro, że nikt z obozu nawet z grzeczności nie zapyta- jak u ciebie Tomku. Cóż… już od dawna wiem, że w takich przypadkach można liczyć tylko na bliskich i przychylnym nam przyjaciół.
Wczoraj oglądałem pewien reportaż o niepełnosprawnej od urodzenia kobiecie, która rodzi synka. Miałem mieszane odczucia oglądając ten film. Zająć się dzieckiem nie mając rąk i w pełni sprawnych nóg… Nawet trudno o tym pisać. Mam nadzieję, że za parę lat chłopczyk będzie jej największym wsparciem i radością. Przyszło mi jeszcze coś do głowy widząc ujęcia kamery na otaczające tą kobietę grono przypadkowych ludzi… W wyrazach ich twarzy było widać jakby zniesmaczenie. Wiem, że wszelka niepełnosprawność nie jest piękna, te wszystkie ułomności-stan umysłu, protezy, kule, białe laski, wózki… jakże to odbiega od utartego kanonu atrakcyjnej osoby. Trzeba jednak pamiętać, że zdrowie można utracić, młodość i uroda przemija tylko tak naprawdę piękne wnętrze zostaje w nas na zawsze. Bóg darzy różnie- jedni dostają urodę inni talent czy inne zdolności, ale nikt nie jest doskonały!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz