piątek, 20 września 2013

Ciekawe czy...

 Miałem dziś zaskakująco słaby poranek. Chyba moje zdrówko jeszcze odczuwa trudy kilku miesięcy walki z zapaleniem kości kolana i uda. Operacja też nie przeszła bez echa… trudno mi się pozbierać i szybko regenerować siły. Nie chcę już chorować :( Chcę wreszcie zacząć normalnie ćwiczyć i zadbać o wzrost formy zamiast podnosić się ciągle z najniższego pułapu.
W tym samym temacie, ale z innej beczki. Wczoraj Monia zaciągnęła mnie jak zawsze po ciężkich pertraktacjach do lekarza… jak zwykle była świadkiem małego cudu, bo ja na słowo lekarz zawsze zdrowieje i czuję się już o niebo lepiej ;) Monia chyba jednak nie wierzy w cuda, bo koniec końców i tak odwiedzam kolejne gabinety medyczne i przychodnie.
Czasem jest to dosyć ciekawe studium ludzkich charakterów, przebiegłości i asertywności w czystej postaci. Zdecydowany prym niestety niechwalebny wiodą kobiety (ale to może być związane z większą ilością :) „cudów” podobnych do moich)… najczęściej w wieku wskazującym na zdobyte już doświadczenie w używaniu łokci oraz forteli. To właśnie tym osobom zawsze się spieszy, są najbardziej potrzebujący… możesz mdleć pod gabinetem z poczuciem skanowania wzrokiem, w którym niemal czuć stwierdzenie- „pewnie udaje żeby przeskoczyć w kolejce”. Tu zazwyczaj widzę chwyt obronny w kierunku cierpiącego
- Ja tylko receptę przedłużyć i wychodzę- mówi ona lub on wymijająco w razie gdyby ktoś miał zapytać czy mu ustąpi.
Jeszcze nigdy nie widziałem żeby faktycznie weszli i po trzech minutach wyszli. Natomiast, gdy to już wreszcie następuje widać wyraźne rozluźnienie i tryumf z zajętego miejsca w wyścigu do gabinetu. Nawet budzą się wtedy ludzkie odruchy…
- Niech pani/pan wejdzie już do gabinetu, bo wygląda pani jakby miała zaraz zemdleć.
Zadziwiającym jest, że ci którzy są najbardziej schorowani mają w sobie duży poziom cierpliwości hmmm a może raczej bezsilnej rezygnacji i poddają się twardym łokciom tyle razy ile trzeba. Osobiście zawsze czekam na swoją kolej cierpliwie, nawet czasem uda mi się wyłowić coś wesołego z takich wizyt. Wczoraj na przykład rozbawiła nas pewna mama z tak około dziesięcioletnim synkiem. Czekała na kolej do swojego (czytaj kobiecego) lekarza siedząc w pomieszczeniu obok drzwi gabinetu z samolotem. Kiedy przyszła jej kolej poderwała się energicznie witając już ręką klamkę drzwi gabinetu, gdy usłyszała za sobą…
- Mamo mogę wejść z tobą…-  pytał chłopiec z miną spaniela
- Nie- u słyszał stanowczy sprzeciw- mamusię teraz będzie badał doktor i nie możesz
Chłopiec był wyraźnie zawiedziony i chyba nie do końca rozumiał, o jakie badanie mamie chodzi. Ciekawe czy poszerzył potem swoją wiedzę pytaniem do mamy o badanie??
Kończąc temat powiem tylko- dbajcie o siebie żeby nie doświadczać zbyt często wycieczek do tych instytucji!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz