wtorek, 21 października 2014

Choćby boso, ale na własnych nogach...



Powiadają, że proces odbudowy rdzenia to tylko jeden z etapów. Końcowym jest długoletnia rehabilitacja… nie przeraża mnie to… bo od roku 1993 do tej pory ćwiczenia każdego dnia są wpisane w moje życie. Wiedzą to Ci wszyscy, którzy byli zawsze blisko mnie i widzieli ile serca, uporu i zdrowia włożyłem by być, choć w takim stanie, jakim jestem teraz.
Niech tylko będą możliwości, a wycisnę z nich ile tylko się da. Wiadomość o postawieniu pierwszego człowieka z wieloletnią historią choroby… ehhh jest realna nadzieja dla wielu, dla mnie. Gdyby się to udało to byłoby najpiękniejsze podziękowanie dla mojej rodziny za lata ciężkiej pracy, walki o każdy najdrobniejszy postęp… za dni zwątpienia i zmęczenie, za cierpliwość, za stracone lata, łzy i mój uparty charakter by brać się to tego kieratu wciąż i wciąż. Dopnę tego jeśli tylko dostanę szansę i zrobię wszystko to co obiecywałem sobie przez te wszystkie długie lata!! Móc czuć nogi i korzystać z nich jak Wy wszyscy których my kulawi nazywamy chudziakami. Wyobrażam sobie co czuje ten pierwszy pacjent :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz