Monia kontuzjowana okuta w gips… dwie osóbki do remontu i
rehabilitacji. Monie czeka już kolejna tura po ponownym złamaniu, a ja
rozpoczynam swoją w tego konsekwencji. Dziś był u mnie drugi raz sympatyczny rehabilitant
Wojtek i cieszę się, że udało się to załatwić w tym czasie, kiedy Monika nie
może mi zbytnio pomóc w ćwiczeniach biernych. Trochę ze strachem przystąpiłem do zajęć
z Wojtkiem, ale teraz już widzę, że wykonuje ćwiczenia z ostrożnością i jest lepiej.
Nie oczekuję zbyt wiele, bo zrywów rehabilitacyjnych miałem już parę i
właściwie tylko jeden wyszedł bardziej długofalowo. Wtedy ćwiczyła ze mną
rehabilitantka i postawiła mnie do względnej aktywności po złamaniu.
Dzięki jej pracy moja noga zaczęła się na tyle zginać, że pięta dostała do podnóżka
wózka. Potem komplikacje po złamaniu odezwały się i zepsuły wszystko. Mam
zapisaną pionizację… zobaczymy czy się uda powrócić na parapodium. Kiedy
pomyślę, że szło mi na nim już całkiem nieźle i znów zaczynam od początku to mi
się odechciewa… w ogóle przygnębia mnie
trochę niepewny czas jaki u nas nastał.
Czy to, co napisałem wyżej brzmi jak marudzenie? Nie lubię
tego robić, a tym bardziej pisać w ten sposób. Zatem nazwijmy to wpisem
informacyjnym dla kumpli ( dziewczynek i chłopców), którzy zaglądają tu zobaczyć,
co słychać u nas, gdy brakuje im czasu na telefon :) A na koniec dodam „optymistycznie”…
że podobno nigdy nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej. Zatem trzeba sobie
powtarzać, że nie jest tak źle!!
:(
:)
:(
:)
???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz