środa, 10 grudnia 2014

Czasem i tak trzeba



Monia kontuzjowana okuta w gips… dwie osóbki do remontu i rehabilitacji. Monie czeka już kolejna tura po ponownym złamaniu, a ja rozpoczynam swoją w tego konsekwencji. Dziś był u mnie drugi raz sympatyczny rehabilitant Wojtek i cieszę się, że udało się to załatwić w tym czasie, kiedy Monika nie może mi zbytnio pomóc w ćwiczeniach biernych. Trochę ze strachem przystąpiłem do zajęć z Wojtkiem, ale teraz już widzę, że wykonuje ćwiczenia z ostrożnością i jest lepiej. Nie oczekuję zbyt wiele, bo zrywów rehabilitacyjnych miałem już parę i właściwie tylko jeden wyszedł bardziej długofalowo. Wtedy ćwiczyła ze mną rehabilitantka i postawiła mnie do względnej aktywności po złamaniu. Dzięki jej pracy moja noga zaczęła się na tyle zginać, że pięta dostała do podnóżka wózka. Potem komplikacje po złamaniu odezwały się i zepsuły wszystko. Mam zapisaną pionizację… zobaczymy czy się uda powrócić na parapodium. Kiedy pomyślę, że szło mi na nim już całkiem nieźle i znów zaczynam od początku to mi się odechciewa…  w ogóle przygnębia mnie trochę niepewny czas jaki u nas nastał.
Czy to, co napisałem wyżej brzmi jak marudzenie? Nie lubię tego robić, a tym bardziej pisać w ten sposób. Zatem nazwijmy to wpisem informacyjnym dla kumpli ( dziewczynek i chłopców), którzy zaglądają tu zobaczyć, co słychać u nas, gdy brakuje im czasu na telefon :) A na koniec dodam „optymistycznie”… że podobno nigdy nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej. Zatem trzeba sobie powtarzać, że nie jest tak źle!!
:(  
:)
:(
:)
???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz