poniedziałek, 27 grudnia 2010

Minęły święta... dziś o mało nie zabrali mnie zieloni biorąc za tłustą fokę... Ważę chyba pół tony więcej niż przed 24 grudnia.
Boże Narodzenie minęło na spokojnie przy pięknie przystrojonym stole. Chyba pierwszy raz składałem życzenia które były tak bardzo realne... wydawałoby się tak bardzo osiągalne. Składałem je żonie ale kierowały się ku naszym wspólnym marzeniom. Taty i siostry także były realne i tylko zdrowie w nich było raczej tym co otrzymujemy niż wypracowujemy własnymi staraniami. W drugim dniu świąt byliśmy zaproszeni na urodziny naszej sąsiadki gdzie spędziliśmy bardzo miły i wesoły wieczór.
Niestety poniedziałek zaczynał się dla nas już bardzo wcześnie bo o siódmej rano byliśmy w szpitalu na wizycie lekarskiej. Lekarz pozwolił mi wrócić do pracy ale wyczułem że tylko moje sugestie o tym iż praca w domu i przy komputerze odwiodły go od przedłużenia zwolnienia. Kolejka w przychodni była ogromna więc niemal cały dzień zajęła nam wizyta w szpitalu. Oczywiście nie wszystko załatwiliśmy... a leczenie będzie jeszcze trwało i trwało... takie życie :( Dobrze że mam przy sobie kogoś kto pomaga mi wytrwale to przebrnąć. Wraz z wizytą już wiem że czekają nas nowe nieprzewidziane wydatki grrrrrr
Dobrze ale jeszcze nie czas by o tym myśleć. Duch świąt jeszcze jest z nami i wolę myśleć o tym o czym mówiliśmy sobie z Monią łamiąc się opłatkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz