środa, 19 lutego 2014

Tak jakiś głupi ten moment czasu



Obiecałem sobie już dawno temu, że na tym blogu nie będzie narzekania, ale wybaczcie mi proszę… dziś odstąpię od tego postanowienia. Zrobię to żeby sobie trochę ulżyć w myślach. 
Kiedy się wczoraj kładłem spać mój stan psychiczny opanowała zwyczajna rezygnacja i zobojętnienie. Sen niestety nie dość, że krótki to nie przyniósł poprawy nastroju. Obudziłem się po drugiej w nocy z myślą, że zazdroszczę wielu z Was paru rzeczy… samowystarczalności, że ból towarzyszy Wam od czasu do czasu, a nie czasem odpuszcza, czasu po pracy, gdy możecie usiąść przed telewizorem, a na siłkę skoczyć z chęci nie z konieczności, pasywnej postawy do obowiązków, kiedy się zachce, nieograniczonej mobilności… itd.
Przyzwyczaiłem się… był czas na to i staram się traktować te przeciwności jak coś zwyczajnego. Przed pracą ćwiczenia, kończę pracę, zjem coś i z miejsca zabieram się za rehabilitację, po niej parę minut na to żeby dojść do siebie, zjeść coś, przerzucić parę spraw domowych, ochlapać się i spać… rano powtórzyć „mantrę” z poprzedniego dnia. Nie ma zwyczajnego chcę… jest za to muszę i tak już wiele lat. Staram się o tym nie myśleć, nie zastanawiać się niepotrzebnie- trzeba to trzeba nawet, jeśli boli. 
Chwila refleksji sprawia, że zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego… motywacja osiąga statystyczne dno. W wyobraźni widzę siebie przed wielkim murem postawionym na drodze, którą idę i jedynym, co mi się chce to zawrócić kilkanaście metrów rozpędzić się i roztrzaskać na tej przeszkodzie. Brnąć w poszukiwaniu obejścia muru? A po co… kto to doceni? Niestety jestem głupi i wciąż próbuję… jak nie w lewo to w prawo lub inną ścieżką… mogłem dać sobie spokój już lat siedem przed milenium…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz