wtorek, 1 sierpnia 2017

Zamiast w wołać o pomoc krzycz POŻAR


Wczorajszy dzień to czas wrażeń o różnym spektrum doznań. Najważniejszym wydarzeniem była wizyta naszego wyjątkowego gościa, który swoją historią daje przykład siły i walki o swoje zdrowie. Mam nadzieję Łukasz, że kuchnia Moni naprawdę Ci smakowała.
Kolejne wydarzenia już po wizycie Łukasza były mniej przyjemne, ale bardzo pouczające. Na początek nasz samochód… kiedy zabrał się jego naprawą nasz zaprzyjaźniony mechanik okazało się, że huk jaki wydobył się z niego ostatnio był tylko kolejnym ostrzeżeniem czegoś z czym jeździliśmy ciut dłużej.
Kieszeń boli, ale nasze auto dowiezie nas chyba po odbiór wózka i z powrotem.

Przygoda druga z gorszych to moja mała nieostrożność, dzięki której o mało nie zaliczyłam bezpośredniego kontaktu z zieloną trawką. Szukając odrobiny cienia przednie koła zjechały mi z kostki, a mój tułów dzięki skurczowi mięśni przybrał pozycję, która przy delikatnym ruchu mogła wywołać szereg różnych przykrych komplikacji. Przerażające jest to że pani, która przebywała na placyku zabaw obok nawet nie sprawdziła co się dzieje kiedy poprosiłem nawoływaniem o pomoc… Jakaś dobra kobieta z balkonu na szczęście wyłowiła uchem w domu moje wezwania i zapytała czy potrzebuję pomocy. Kiedy potwierdziłem przybiegła… Ona i jeszcze 2 czy 3 panów na odsiecz… kurcze… jaki obciach!! Nie potrzeba było całej kawalerii, ale pięknie dziękuję im wszystkim. Wszystkiemu winne było złe ustawienie oparcia, spastyka i zmiana poziomu nawierzchni- nauka na przyszłość!! Pani z placyku zabaw zainteresowała się przyczyną wzmożonego ruchu, gdy dziękowałem całej odsieczy za pomoc… miałem ochotę posłać jej inne słowa podzięki!!

Kolejną przygodę dnia pozostawiam na kolejny post, bo to perełka wymagająca odpowiedniej oprawy „literackiej”- krótka historyjka sytuacyjna :) Do następnego postu KOCHANI 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz