Macie tak, że przypomina Wam się coś i nagle zdajecie sobie,
że jest w tym wspomnieniu tak wiele szczegółów. Dziś leżałem długo w łóżku i
właściwie nie wiem, dlaczego naszła mnie taka myśl. Może pomógł w tym odmienny stan
mojej świadomości…
To niesamowite, że nasz mózg potrafi przechowywać tak wiele
informacji, że nawet zdaje nam się czuć zapach lub słyszeć dźwięki związanych w
pamięci z jakimś konkretnym wydarzeniem czy miejscem. Zamknąłem oczy i nagle jakby
włączył mi się film. Upalny dzień lata, ocieniona gęstym drzewostanem droga i
zapach lasu. Czuć w tym miejscu świeżość kwitnącej roślinności pomieszanej, z
aromatem butwiejącego leśnego runa. Jest to odcinek drogi, którym często jeździłem
żółwim tempem spacerując samotnie. Czas nie goni ani żadne sprawy, nie ma
wyznaczonego azymutu.

Uwielbiam taki stan umysłu, gdy otwieram się na wszelkie bodźce
z otoczenia zapominając o wszelkich kłopotach.
Boże jakież to kojące dla naszego stanu ducha.
Zaraz potem przypomniałem sobie nastoletnie życie i swoje samotne
wyprawy do lasu- zatęskniłem…
Nogi niosły w miejsca mniej lub bardziej znane pozwalając
delektować się przyrodą. Uwielbiam las!! Przebiśniegi wczesną wiosną, konwalie
w maju i ten zapach unoszący się z małych dzwoneczków. Wypady na grzyby, mały
kamieniołom w środku lasu, a w jego okolicy z dala od wszelkich zabudować czerwony
domek będącym pewnym punktem odniesienia. Jagody blisko linii wysokiego
napięcia, po które tak chętnie chodziłem mając perspektywę drożdżowych bułeczek
upieczonych przez mamę. Robaczki świętojańskie, które zbierało się nocą w
pudełka od zapałek, było ich pełno w lesie. Niektóre przemieszczały się na
swoich skrzydełkach jak małe święcące na zielono iskierki, inne oblepiały
pajęcze sieci świecąc zawieszoną w powietrzu formacją. Spalona słońcem łąka
pełna szeleszczących głośno uciekających spod stóp pasikoników i czarne soczyste
jeżyny na jej obrzeżach… jakże potem szczypały podrapane ich kolcami nogi i ręce,
gdy przychodził wieczorny prysznic!!
Dałbym bardzo wiele żeby móc to znów doświadczać, wrócić
czas i odzyskać zdrowie. Stanąć na nogach i ruszyć w las, który dwadzieścia lat
mojej absencji zmieniło pewnie nieodpoznania. Niestety to już się nie wróci… no
chyba, że ta namiastka wspomnień, które dziś pozwoliła przywołać wysoka
gorączka. Tymczasem trzeba wrócić do rzeczywistości czterech ścian, zimy za
oknem i kolejnego dokuczliwego zapalenia kolana… chrzanionego wózka. Muszę
odnaleźć zagubiony w ostatnich dniach optymizm- nie widzieliście go gdzieś?
Miejsce na zdjęciu nie jest dokładnie tym z opisu, ale nie posiadam innych fotek
OdpowiedzUsuń