środa, 29 lutego 2012

FAR

Każdy, kto mój blog odwiedza od początku, hmm czyli od roku 2008 wie, iż zmienił on swój wygląd także dostawcę. Wymagało to przeniesienia post po poście jego treści. Miałem okazję przeczytać każdy z nich w bardzo okrojonym czasie i stwierdziłem, że pisanie po tysiąckroć jak się czuję i co dziś (zajęcia dnia powszedniego) robię, jest bez sensu.
Lepiej nie pisać wcale niż zajmować komuś czas tymi samymi żalami. Od zmiany bloga, więc nie piszę wiele o swoim zdrowiu czy smutkach… z resztą staram się tej wątpliwie ciekawej wiedzy zaoszczędzić także bliskim z realnego życia. Takim przykładem był mój wyjazd z obozu FAR z połamaną nogą. Nawet nasi rodzice o tym stanie nie zostali powiadomieni do czasu, gdy przeszedłem operację - nie pozwoliłem na to żonie. Zbędne posty po prostu nie znalazły swojego miejsca w nowym blogu.
Dlaczego o tym piszę? Wczoraj dostałem odpowiedz od fundacji na moje pismo. Pierwsze dwie strony to wyjaśnienia, czym zajmuje się FAR od dwudziestu czterech lat, jakie cele i zadania miał obóz, na którym byłem- generalnie czego się tam nauczyłem i mogłem nauczyć gdyby nie… kontuzja, jak to zostało określone w piśmie. Jest w nim kilka fragmentów, które powodują, że moje nerwy troszkę puszczają. Nim o nich napiszę chcę wyjaśnić, że nie mam wątpliwości, jeśli chodzi o wagę dobra, jakie w tych latach wykonał FAR. Nie mam wątpliwości też, co do poczucia troski wedle nas obozowiczów od całej kadry. Niemniej jednak w moim przypadku sama troskliwość nie wystarczyła. Jest mi niestety przykro, że kiedy został popełniony błąd nie potrafili ponieść konsekwencji, mimo, że od początku przyznali się do błędu.
Słowo kontuzja kojarzy mi się z wybiciem palca czy naciągnięciem mięśnia, a nie spiralnym złamaniem kości udowej z przemieszczeniem, czego konsekwencją była operacja kawał żelastwa w nodze, który będę miał wątpliwą przyjemność nosić do końca życia, ponad trzy miesiące plackiem w łóżku, długa, żmuda i bolesna rehabilitacja,która do tej pory nie przywróciła mojej nogi do zakresu ruchu sprzed złamania. Wszystkich następstw nie będę wymieniał…
Z listu od FAR: „Pragniemy zapewnić, że wszystkie osoby pracujące w czasie obozu AR z Panem wypełniały swoje zadania z pełnym profesjonalizmem i poczuciem troski o jego aktualny i przyszły los.
Jest nam tym bardziej przykro z powodu zaistniałej sytuacji, ponieważ kontuzja, jakiej Pan doznał, przerwała zapoczątkowany i rozwijający się w dobrym kierunku proces pracy nad osiągnięciem optymalnego poziomu samodzielności i aktywności”
Co kojarzy się z określeniem profesjonalista? Dla mnie osoba biegła w swoim fachu, umiejętnościami przewyższająca zwyczajnych ludzi, oczywiście z wiedzą w danej dziedzinie popartą wykształceniem i doświadczeniem. Określenie profesjonalista wywodzi się od słowa profesja, a wedle wikipedi tłumaczymy to tak: „Przez profesję w socjologii i antropologii rozumie się te zawody, które wymagają długotrwałego przygotowania, zazwyczaj poprzez konieczność odbycia studiów wyższych, a także często stażu zawodowego. Dla profesji charakterystyczne jest zrzeszanie się w stowarzyszenia zawodowe, tworzenie własnych kodeksów etycznych, a także ograniczanie dostępu do wykonywania zawodu wobec osób nienależących do organizacji”
Osoby,które dopiero kończą szkoły lub są w ich trakcie, raczej trudno podejrzewać o pełen profesjonalizm…
Z listu FAR- „Uczestnicy nabywają umiejętności oraz gromadzą niezbędną wiedzę nie tylko w trakcie zajęć, ale również w ciągu całego dnia, na przykład podczas porannej i wieczornej toalety, czy też w czasie posiłków, ucząc się wykonywania codziennych czynności oraz wymieniając swoje doświadczenia z osobami z kadry instruktorskiej”-
Mnie z całą pewnością nauczyło jednego… BRAKU ZAUFANIA DO REHABILTANTÓW szczególnie dopiero uczących się swojego zawodu!!
Niestety w moim przypadku nie jest to dobra sytuacja :( gdy zaufanie jest podstawą!!
Z listu far-: „Niestety kontuzja uniemożliwiła zrealizowanie założonego planu, jednak otrzymał Pan zapewnienie, że w przyszłości będzie mógł ponownie wziąć udział w obozie AR i skorzystać z innych form wsparcia przewidzianych w programie FAR.”- Szkoda, że po złamaniu operacji i dalszej rekonwalescencji mimo kilkukrotnych maili i telefonów, nikt z tej instytucji nawet nie potrafił odpisać, a co dopiero powiedzieć o jakiejś formie pomocy. Moja żona prosiła, np. o pomoc w wypożyczeniu urządzenia zwanego szyną CPM, dzięki której mój powrót do zdrowia byłby szybszy. Zastanawiam się także czy noga nie byłaby dziś w lepszym stanie…??? Kwota 600 zł, słownie: sześćset złotych z ubezpieczenia, jakie wypłacono mi od ubezpieczyciela obozu FAR przy kwocie za wypożyczenie urządzenia 40 zł za dobę nie mówiąc już nawet o kosztach leczenia jest kwotą śmieszną!!
Wreszcie ostatnia kwestia z listu dotycząca moich pretensji, co do sumy odszkodowania a mojej faktycznej oceny wydatków na leczenie i poniesionej ” W przedstawionych roszczeniach, żądane kwoty nie znajdują potwierdzenia w Pana rzeczywistej sytuacji, która jak Pan dobrze wie, jest nam znana”- ciekawe skąd znana? Z bloga?
I co ma autor na myśli pisząc o rzeczywistości? Gdybym 600 zł z odszkodowania potrafił magicznie rozmnożyć może nie miałbym powodu do narzekań… Prawdziwe życie jednak niewiele ma się do bajek!!!
Rzeczywistość zna tylko kilkoro przyjaciół i najbliższa rodzina i tylko oni wiedzą ile przeszedłem i nadal przechodzę. Myślę, że temat ten przynajmniej w szczegółach nie jest dobrym materiałem dla szerokiego grona czytelników. Wolę pisać o wesołych rzeczach…

2 komentarze:

  1. Nie poddawaj się. Wierć im "dziurę w brzuchu". Powinni pokryć choć część kosztów jakie poniosłeś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację Asiu... poza tym jeśli ja odpuszczę ktoś inny znów wyjedzie z obozu z "kontuzją" Nie może tak być, że naukę opiekunowie zdobywają na nas wózkowiczach w dodatku bez żadnej kontroli lekarskiej czy choćby profesjonalnych rehabilitantów.Kiedy ja w szkole miałem praktyki i roiliśmy coś przy prądzie stał zawsze przy nas nauczyciel...

    OdpowiedzUsuń