środa, 19 września 2012

Przemijanie



Nie wiem czy już o tym pisałem…
Czasem nasuwa mi się pewna myśl na temat naszego życia, w którym jedno jest pewne- czekający nieuchronny jego koniec. Zastanawiam się, co determinuje w nas taką ogromną presję, aby walczyć o nie nawet, jeśli ono same nie jest dla nas przychylne. Dziś taki modny zdrowy tryb życia czy choćby medycyna, która ma wydłużyć je tak jak tylko możliwe. Tymczasem wielu z nas przechodzi przez życie w bólach, problemach czy jakimś nieszczęściu. Dlaczego jest tak ważnym by ciągnąc je pomimo wszystko. Rozumiem, kiedy fortuna sprzyja, a rzeka miodem płynie- byle dłużej czerpać radość. Wielu z nas jednak liczy swe nieszczęścia w nieskończoność, a jednak myśl o przerwaniu tego pasma przeraża. Czy jest to instynkt? Czy może raczej strach przed odejściem w niebyt, nieznane gdzie czeka nas…hmmm może nic nie czeka? Nasza wiara każe nam wierzyć w lepsze miejsce bez przyziemnych trudów, cierpień, a przecież nikt z nas nie może podać żadnego dowodu na istnienie takiego miejsca. Może nasz koniec to jednak tylko biologiczny proces i nic więcej. Zatem czy nastąpi on pięć lat wcześniej czy później ma jakieś znaczenie? Może to tylko zakodowana w naszych genach informacja o przetrwaniu gatunku, a my dorabiamy filozofię do tego. Chciałbym widzieć tylko ludzi szczęśliwych, którym nie brakuje niczego, aby żyć wygodnie i czerpać korzyści z cywilizacji. Dlaczego jednym przychodzi wszystko tak łatwo, a innym tylko trud, pot i łzy… a piękne chwile są tylko małym lekarstwem, aby to wszystko nie zbrzydło na amen. Czasem patrzę wstecz i myślę sobie, że moje życie mogło zgasnąć dwunastego sierpnia roku 1993- czy to nie byłoby prostsze? Ten świat nadal mnie na sobie nosi… i co on z tego ma dla siebie?

1 komentarz:

  1. świat dla siebie ma z Ciebie zajebistego ludzia... dlatego Cię ocalił bo wiedział, że warto... xoxoxox

    OdpowiedzUsuń