Zabieram się do tego postu od poniedziałku i jakoś mi tak…
Temat pisze samo życie przy udziale wielu z nas. Jedni po prostu dojrzewają do
takich decyzji z wielu powodów, a innych zmusza postępowanie drugiej osoby. Zaczyna
się zazwyczaj od wielkiego uczucia… czasem niestety innych zależnościami bądź
najzwyczajniej „przypadkiem”. Zawsze myślałem sobie, że do decyzji tej powinno
podchodzić się z najwyższą rozwagą, dojrzałością i sercem, ale niestety nikt
nie potrafi przewidzieć wszystkiego. Oczywiście piszę tu o małżeństwie, które w
pewnym sensie jest kontraktem, w którym z góry zakłada się szczęście, szacunek
oraz wierność. Niedotrzymanie założonych warunków grozi jego zerwaniem. Nie
wszystkie oczekiwania i wspólne marzenia muszą się spełnić, ale to rozwiązaniem
jest zawsze kompromis. „ I, że cię nie opuszczę aż do śmierci… w zdrowiu i
chorobie… ślubuję ci miłość wierność…”- to powinno być takie proste…. Przysięga
coś znaczy, a w każdym razie powinna, ale nie wyobrażam sobie spędzać jedynego
życia, które jest nam dane z osobą wrogą lub z kimś z kim każdy dzień jest
udręką. Jeśli wspólny język zamienia się w klątwę Wieży Babel i żadnej
możliwości porozumienia, drogi powinny się rozejść. Szkoda się męczyć razem
skoro można odnaleźć szczęście osobno. W tym momencie piszę tu o kimś
konkretnie, ale nie wymienię z imienia… o zakończonym rozdziale małżeńskiego
życia. Właściwie powodem napisania tego jest ciągłe pytanie- Czy gratulacje są
tu właściwe?? To pytanie zadałem sobie już wcześniej z tym samym zapytaniem…
tylko, że w tym przypadku był tu zupełnie inny sposób zamykania rozdziału. Chyba
najlepszym będzie pogratulować zakończenia czegoś co nie do końca można nazwać obopólnym
szczęściem, natomiast życzyć odnalezienia go w innej konfiguracji. Pocieszającym
jest to, że znam „poszukiwaczy szczęścia”, dla których szczodrość losu za
drugim razem go nie poskąpiła :) prawda Maggie? Są też osoby, którym małżeństwo
służy i cieszą się z bliskości, jakie ono daje. Sam do nich na szczęście należę
i mam nadzieje, że nigdy nie doświadczę kopca drobnych spraw urastających do wielkiej
góry, której nijak nie można przeskoczyć!!
Prawda Tommy, prawda :))
OdpowiedzUsuńBardzo madrze szczerze i zyciowo . Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i uwagę :)
OdpowiedzUsuń