czwartek, 24 marca 2016

Bo trzeba żyć..





Wszyscy mamy jakieś własne marzenia. Niektóre nigdy się nie spełnią, ale wiele z nich to tylko kwestia cierpliwości i starań. Wiele lat temu byłem młodym zdrowym człowiekiem i zastanawiałem się jak potoczy się moje życie… nie bałem się… młodość za pazuchą, silne ręce i odrobina oleju w głowie dawały nadzieję na spokojną przyszłość. Wszystko legło w gruzach po feralnym dla mojego zdrowia sierpniu… wszystko… moje życie wisiało na włosku… Trochę minęło zanim kostucha odsunęła swój ostry klucz do wieczności z mojego gardła. Myśl o tym, że prawdopodobnie już nigdy nie stanę na nogach gryzła dotkliwie, ale im mocniej to robiła tym większa ściana oporu rosła w mojej głowie. Nowa rzeczywistość wydawała się strasznie czarna i pusta… na pewno fizycznie bolesna i mozolna pod względem pracy, jaką musiałem włożyć od pierwszych tygodni po wypadku. Zamknąłem cały ból i żal w grubym pakunku i wcisnąłem gdzieś na margines świadomości… zacząłem ciężką harówkę nad powrotem do względnej sprawności. Miałem to szczęście, że moja najbliższa rodzina dała mi wszelkie możliwe wsparcie, a przede wszystkim czas i chęci. Codziennie na różny sposób ćwiczyłem nawet do 5 godzin. Było ciężko… na początku nie ruszałem niczym poza delikatnym ruchem szyi… kiedy ręka spadła mi z łóżka wisiała tak aż ktoś mi jej nie poprawił. Po kilku miesiącach potrafiłem podważyć stronę gazety żeby podmuchem mocniejszego oddechu ją obrócić. Każdy najdrobniejszy postęp był okupiony miesiącami ćwiczeń. Odarty z intymności, bezradny, ale walczący o każdy milimetr sprawnego ciała. Wiecie, o czym się wtedy marzy?? O każdy nowy dzień… aby usiąść na wózku i nie zemdleć, żeby móc samemu zjeść, o prysznic bez pomocy innych, o spokojny sen… o wyjście z domu w letni dzień. Zamiast wylewać żale z uporem maniaka jadłem, spałem i ćwiczyłem, a jak była potrzeba to jeszcze motywowałem innych (również zdrowych) do życia. Z czasem było lepiej, ale daleko od normalności. Rehabilitacja wpisała się na stałe w moje życie… zdrowie hmm z tym bywa różnie, ale nie chcę już przynudzać szczegółami. Niepełnosprawność to nie koniec życia… jest trudno… często nawet bardzo… ale innej alternatywy nie ma… trzeba się po prostu przystosować do takiej rzeczywistości. Osobiście chciałbym żeby już nikt nie musiał się z nią mierzyć. Ci którzy mają z tym bliską styczność wiedzą jak to wszystko smakuje, jak wiele z życia bezpowrotnie znika i jak bardzo trzeba starać się by choć troszkę z tego życia urwać dla odrobiny normalności, przyjemności itp.
Sprawność po latach pozwala na więcej… zmieniają się marzenia. Niezmiennie największym i jeszcze niedoścignionym jest powrót do przeszłości… a przynajmniej stanu zdrowa sprzed wypadku. Jeśli otworzy się ku temu jakaś furtka zrobię wszystko by w nią wejść, ale póki jest jak jest to moim zadaniem jest po prostu ŻYĆ!! W taki sposób jak dotychczas… z uśmiechem na twarzy i pogodą ducha, aby nikt kto patrzy na mnie nie czuł smutku… tylko radość i chęć na moje/nasze towarzystwo :) Nie chcę dołować ludzi… chcę ich rozweselać i przyciągać… chyba nawet troszkę mi się to udaje, bo nasz otwarty dom wiele osób chętnie odwiedza.
Kiedy przyjaciele budowali stronę internetową dla mnie (http://tomekosobka.pl/joomla/ )musiałem trochę o sobie napisać… część o marzeniach pisana tyle lat temu wciąż tak bardzo pasuje do tego co napisałem dziś. Poniżej tekst z moje strony. W przyszłych wpisach postaram się pisać o weselszych lub ciekawszych rzeczach :) Pozdrawiam WSZYSTKICH serdecznie!!


Przyszłość należy do tych, którzy wierzą w piękno swoich marzeń

Marzenia.... czy mam jakieś?

No pewnie! Bo któż ich nie ma! I dobrze, że coś takiego jak "marzenia" istnieje i że jest jeszcze "nadzieja", która pozwala nam mocno wierzyć w ich spełnienie.

Czasem przymykam oczy i wyobrażam sobie siebie spacerującego po rozgrzanym piasku plaży, taplającego stopy w słonej wodzie, leżącego w cieniu palmy i popijającego chłodnego drinka z kokosa...
No właśnie, problem byłby z tym spacerowaniem - nie chodzę i nie wiem czy kiedyś będę mógł. I to właśnie jest moje największe marzenie - by ktoś wreszcie wymyślił jakieś specjalne klocki albo narzędzia, za pomocą których mógłby naprawić mój kręgosłup - mnie i innym cierpiącym z tego samego powodu. Czy takie marzenia jednak się spełniają?

Chciałbym kiedyś więc choć poleżeć w cieniu tej palmy, chciałbym może wtedy trzymać w swojej dłoni dłoń kobiety, która byłaby zawsze blisko mnie. Bo też jak każdy potrzebuję bliskości drugiej osoby i kogoś do kochania, choć żartuję sobie czasem z siebie, że jestem sobie taki Tomek O-sobek. Wierzę w przyjaźń i choć zdobyć ją nie jest łatwo to chcę w swym bliskim otoczeniu widzieć tylko taką szczerą, zaufaną i wartą zachodu.

Dzięki Wam!

Tekst powyżej napisany został, kiedy powstawała strona i od tego czasu zmieniło się u mnie kilka rzeczy. Życie potrafi przynosić zmiany, które zaskakują nas w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Splot wydarzeń związanych właśnie z tą stroną internetową sprawił, że uwierzyłem w marzenia. Na jej wejściu widzimy tytuł " Pomaluj mój świat" i właśnie tak się stało z moim życiem dzięki Wam kochani. Dawniej przyjaźń traktowałem w ramach wiary, a dziś mogę powiedzieć, że jestem - jesteście jej DOWODEM. Czasem zastanawiam się czy jesteście świadomi jak wiele barw w moim życiu jest obecnie Waszym udziałem...

Marzyłem o egzotycznej scenerii z dłonią kochanej kobiety w mojej dłoni... rok później prosiłem o nią i usłyszałem "TAK". Zabrakło palm na "naszej" dzikiej plaży, słońce zastępowały gwiazdy, a zamiast ciepłych promieni prószył śnieg... Dla mnie jest to jedno z najpiękniejszych wspomnień życia, pełne magii!! Dziś jestem szczęśliwym małżonkiem kobiety, która każdego dnia daje mi dowody, że tamto "TAK" wyszło z jej serca i nie żałuje go ani trochę. Także i ja chcę to samo udowadniać Monice tak często jak to możliwe.

Prawdziwa przyjaźń jest drugim bogactwem, które zdobyłem od tamtego czasu. Posiadam w swoim skarbcu wiele jej dowodów, z czego bardzo się cieszę!! Mam poczucie oparcia w Was moi drodzy i wiem, że z żadnym kłopotem nie jestem już sam.

Nie przestałem marzyć, wciąż chcę mieć w sobie nadzieję na powrót do zdrowia. Wierzę, że czas gdy mądrzy tego świata zaczną leczyć takie przypadki jak ja, jest tuż tuż!! Chciałbym by wszystkim naszym bliskim wiodło się dobrze w życiu... Chciałbym widzieć Wasz uśmiech zawsze kiedy na Was spojrzę.

Pojawiło się też kilka nowych marzeń... założyłem rodzinę, byłoby pięknie gdybyśmy mieli własne miejsce na tym świecie. Swoje gniazdko, które moglibyśmy urządzić wedle własnych potrzeb wynikających z niepełnosprawności. Nie chcę tracić ani jednego dnia z życia ograniczony jak ptak w klatce. Pragnę być wśród ludzi, podziwiać niedostępne do tej pory widoki, próbować nowych smaków, cieszyć się z wszystkiego co dla Was pełnosprawnych osób jest czymś zwyczajnym bez ograniczeń, mieć pracę, o którą nie będę się bał. Chcę spełnić się jako mąż, ojciec i głowa rodziny. Chciałbym w miarę swoich możliwości być tak wspaniałym przyjacielem dla Was - jak Wy jesteście dla mnie.

BYĆ DOBRYM WARTOŚCIOWYM i POGODNYM CZŁOWIEKIEM!!! O tym wszystkim właśnie teraz marzę.

Tomi

wtorek, 8 marca 2016

Dziewczyny najlepszego!!



 
Dziewczyny w dniu Waszego święta życzę Wam takiego dnia 365 dni w roku!! Wam wszystkim wyrazy szacunku i tylko najlepszych chwil :*

Odnośnie hejtu...



Na początek postu OGROMNE DZIĘKUJĘ za zainteresowanie poprzednim wpisem oraz za Wasze życzliwe wypowiedzi :)!! Wiem, że nie powinienem nawet zwracać uwagi na takie negatywne wypowiedzi, ale trudno przejść obok czegoś takiego bez słowa. Jest mi tym trudniej, że swoje niepełnosprawne… 23 letnie życie spędziłem na walce z tym, co ogranicza moje ciało. Praktycznie nie ma dnia bez jakiejś formy rehabilitacji… muszę to robić czy tego chcę czy nie… ale nie skarżę się. Ze wszystkim trzeba nauczyć się żyć i starać się by to życie było możliwe normalne. Ja miałem w tym wszystkim odrobinę szczęścia… kto zna moją żonę/nas wie o czym mówię. Związałem się z kimś, dla kogo mentalnie moja niepełnosprawność nie istnieje. Rozumieją to Ci, którzy mieli bliższą styczność z osobami niepełnosprawnymi. Jacy jesteśmy… my z piętnem inwalidy?? Różni… obojętni, zgorzkniali, nieprzyjemni itd… czasem tacy jesteśmy, ale większość z nas to ludzie z jajem, uśmiechem na buzi pomimo przeciwności losu, ogromną życzliwością i energią, którą potrafimy się dzielić… z niebywałą determinacją i umiejętnością doceniania najbardziej istotnych w życiu rzeczy. Chyba po prostu chcemy żyć jak inni… najlepiej wtapiając się płynnie w normalne społeczeństwo. Nie jest to łatwe, bo ograniczeń fizycznych przeskoczyć nie można w całości, mentalności i podejścia niektórych tym bardziej… Barierą również są finanse i śmieszna renta nie jest w stanie sprostać wymaganiom niepełnosprawnego życia. Ci z nas, którzy pomimo problemów zdrowotnych podejmują pracę wykonują ją za najniższą krajową… i wcale nie jest to praca ulgowa. Biorąc pod uwagę skalę wydatków na leki czy sprzęt to kropla w morzu.
Nie jest łatwo… ale przecież nie można żyć tylko problemem, chorobą i w zamknięciu… dlaczego mamy tylko patrzeć na przyjemności innych?? Nic nam się już nie należy od życia? Czy rodzice, którym urodzi się niepełnosprawne dzieciątko mają ubrać rzewny wór i zrezygnować z wszystkiego żeby ni kuć w oczy?? Ocena wszystkiego zmienia się natychmiast, gdy samemu się tego doświadcza… dopiero wtedy otwierają się oczy!!
Ktoś, kto myśli, że 1% z podatku można wydać na „zabawę, przyjemności” bardzo się myli. Fundacja refunduje tylko koszty poniesione na zdrowie i likwidację różnych barier- po okazaniu faktury… pod warunkiem, że w ogóle coś się uzbierało na tym subkoncie. Moje subkonto zostało założone za namową przyjaciela, bo jak powiedział, że skoro jest taka możliwość to ja chcę odpisywać 1% tobie… gdyby nie honey nie wpadłbym nawet na ten pomysł. Kurcze przez jakiegoś niezbyt mądrego kolesia czuję potrzebę tłumaczyć się z własnego wieloletniego kalectwa… obłęd!!
Na szczęście zdecydowana większość bliższego i dalszego otoczenia cieszy się z każdej drobnostki z tych dobrych rzeczy, która spotyka moją osobę, moją rodzinę. Pozdrawiam wszystkich i obiecuję, że dopóki zdołam będę się starał żeby tych dobrych chwil było ak najwięcej w moich postach… gorsze zatrzymam dla siebie w miarę możliwości. Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za życzliwość i pozytywną energię od Was!!

czwartek, 3 marca 2016

1% wyłudzanie czy nie?



Czasem oglądam filmiki, czytam materiały lub podglądam na FB moich kolegów… „kolegów” w sensie z grona osób niepełnosprawnych. Wiele z nich mówi o tych z nas, którzy przełamuję bariery i wyróżniają się czymś… czymkolwiek- hartem ducha, zdolnościami, podróżowaniem… chęcią życia… uśmiechem… wszystkim… i jestem z nich dumny, bo wiem ile to kosztuje wyrzeczeń i zaparcia. Jestem dumny, ale sam tez się staram, bo chcę być podobnym przykładem… dano mi szansę i nie mogę tego zmarnować. Kiedyś określenie niepełnosprawny parzyło mnie jak wrzątek, ale po 23 latach na wózku zaczyna się inaczej patrzeć na świat. Dlaczego o tym piszę?? Nie bez powodu…
Wielu ludzi ma jeden stereotyp dla takich jak ja… 4 ściany, ślina na brodzie, pampers, płacz i margines życia- dobry niepełnosprawny… pasujący do szablonu!! Żyłem wiele lat pod parasolem rodziny… rehabilitacja, jedzenie, spanie, towarzystwo wiernych przyjaciół posiadających rodziny… dorobek… wszystko… kochałem ich, ale to oni mieli nie ja… Przyjaciele dorośli i zapragnęli dać mi to samo…  pomogli!! Nie dali nic na tacy… raczj wędkę niż ryby… poza 1% z podatku i jednym prezentem od Mony w postaci drogiego i wygodnego fotela nie dostałem nic za darmo… NIC!! 1% niemal w 100% jest od bliskich i nigdy nie była to duża kwota.. nigdy nie pokryła nawet w połowie wydatków na zdrowie… ale i trak dziękuję za każdą złotówkę!! DO WSZYSTKIEGO DOCHODZĘ SAM… nie ma tego wiele… ale staram się żeby było... Od dłuższego czasu dryfuję, a życie dokłada mi ciężarków i ciągnie na dno… tylko bliscy wiedzą ile dźwigamy na barkach… ale czy narzekamy? Czy ktoś o tym wie? Nie!! Bo to są nasze problemy… i nie chcemy tym obarczać nikogo. Wyrzeczeń jest dużo… nie brakuje mi jedzenia… nie muszę jeść rarytasów… nie muszę imponować lepszym… wystarczy mi gorsze, ale służące czemuś. Nie będę udawał niczego i krył czegoś z czego chcę sam się cieszyć…  nie będę tłumaczył uśmiechu na zdjęciach… nie będę tłumaczył optymizmu podszytego strachem o jutro i wszystkiego czym chciałbym się dzielić, a nie obciążać. Nie chcę tłumaczyć moich wszem i wobec dostępnych postów z chwil wyjątkowych… okupionych wyrzeczeniem… jeśli ktoś mi tego pozazdrości niech również zazdrości mi życia na wózku… bólu każdego pieprzonego dnia… codziennej wielogodzinnej rehabilitacji… zależności… pracy za 1200 zł w weekendy, święta i do nocy. Nie narzekam… kurwa, ale żyć mi się odechciewa… jakby mi ktoś pluł w twarz… nieżyjącej mamie, mojej żonie, tacie, siostrze… przyjaciołom… Żyć mi się odechciewa… za 23 lata bez oddechu i narzekania… jeśli zarzuci mi coś rodzina, przyjaciel, sąsiad… ktokolwiek kto mnie zna… nigdy niczego nie ukrywam… moje życie jest na blogu i dziele się nim… w końcu w życiu takich jak ja chwil dobrych jest tak mało…  gdyby nie moja żona niewiele miałbym z tego życia… jest jego motorem, dźwignią… niech wypowie się tu każdy kto mnie zna osobiście… Tak… było mnie stać na Wenecję, ale nie będę tłumaczył dlaczego i jak… nie będę tłumaczył jak wiele kosztowało wysiłku to zdjęcie… nie będę tłumaczył uśmiechu choć wielu sprawnych przy tych dolegliwościach skręcałoby się z bólu… Nie chcę pomocy od nikogo kto tego nie rozumie…
Czym sobie zasłużyłem?? Za tyle lat wyrzeczeń i męki... przykro mi... tak po po prostu przykro...

środa, 2 marca 2016

Jak się nie spieprzy to się polepszy...



Hej Wam wszystkim!! Jak Wasze samopoczucie, nastroje i ogólny humor? Sam sobie dziś zadałem to pytanie podczas wstawania… nie bez przyczyny… Obudziłem się bardziej zmęczony niż się położyłem, ból… w moim ciele uświadomił mnie, że żyję, przy podnoszeniu z łóżka zrobiło mi się słabo i nie mogłem słowa powiedzieć, bo przy próbie każdego robiło mi się ciemniej w oczach, oblały mnie poty… wstałem do roboty…
Oby się jakieś choróbsko o mnie nie upomniało!! Łyknąłem jakieś „cukierki” z apteki… może przynajmniej ból minie?? Nie będę robił autoanalizy samopoczucia psychicznego, bo mnie żona jeszcze do innego lekarza pośle..,
Pewnie dylematy zdań powyżej trapią większość z nas w takie dni… niech to będzie tylko krótka analiza i poranny restart systemu- tego wszystkim życzę!! Teraz trzeba z mordki zdjąć podkówkę, albo podgiąć na siłę kąciki ust do góry i w iście amerykańskim stylu rzec… MAM SIĘ DOBRZE!! Takie malutkie kłamstwo, ale w dobrej wierze, więc się nie liczy :)!!
Życie jest tylko jedno, a do tego niezbyt długie, wiec bez względu na jego, jakość trzeba wyciskać z niego tyle ile się tylko dobrego da. Zawsze mówię sobie, że jeśli zrobiłem maksimum tego, co mogłem zrobić w danym temacie, a mimo to nie wychodzi to trzeba się po prostu pogodzić i przystosować do nowe sytuacji.
Może nowa sytuacja zastać mnie za kilka dni… i stanę się zaraz poszukiwaczem… nowej pracy… Wczoraj śniło mi się, że zamiatałem w domu bardzo zaśmieconą podłogę- ktoś się zna na interpretacji snów?? Może to oznacza jakiś nowy porządek, jakieś zmiany? Nie martwię na zapas… szkoda zdrowia… w końcu jestem jak Bob budowniczy, a on zawsze daje radę!! Każda zmiana w życiu to szansa na coś lepszego!! Tak chce myśleć!! Drugiej strony medalu nie ma!! A jeśli nawet jest to jeszcze lepsza niż pierwsza :)
Pisząc to chcę dodać sobie sił, ale naprawdę myślę, że jeśli człowiek musi dać sobie radę… to musi i innego wyjścia nie ma. Przegrywa tylko ten, co uzna się za przegranego… podda się i nie walczy. Tyle razy odbijałem się już od dna, że zdałem sobie sprawę, iż liczy się tylko ten dziwny instynkt znany każdemu życiu na tym świecie… determinacja, aby przetrwać!! Nie jest mi/nam łatwo… często trzeba nadrabiać miną, ale dopóki mogę walczyć to będę!! Do upadłego… po kres!!!