poniedziałek, 28 grudnia 2009

Witam po świątecznej przerwie. Trochę cięższy, ciut zmęczony ale zadowolony bo chyba można uznać te święta za udane. Oczywiście gdyby nie zabrakło na nich… byłyby jeszcze bardziej rodzinne… ale cóż…
Spotkać wszystkich z którymi chciałbym spędzić te dni oczywiście nie sposób bo święta musiałyby trwać ze dwa tygodnie w których zarówno my jak i goście dysponowaliby czasem. Nie będę opowiadał ze szczegółami o naszych świętach bo przecież każdy z nas je miał i scenariuszem były do siebie podobne. Pisałem Wam że wigilię chciałem spędzić u teściowej i że aby było to możliwe trzeba było pokonać 4 piętra schodów wózkiem. Szukałem sposobu aby nie zawracać głowy osobie która i tak pomaga nam bardzo często. Niestety nie wynikły żadne okoliczności na jakie po cichu liczyłem. Nie pozostawało nic jak tylko zawrócić tą głowę którą chciałem przecież pozostawić w spokoju.
- Cześć Honey mam kłopot… muszę dostać się na Wigilię do teściowej na 4 piętro. Bo widzisz starałem się…
- Ty mi się nie tłumacz tylko mów o której mam przyjechać- przerwał mi Honey
Taki właśnie jest Marcin. Dlaczego o tym piszę? Bo jestem mu wdzięczny że zawsze mogę na niego liczyć. Nie staram się nadużywać tej przyjaźni ale tak to już jest w tej historii że potrzeba pomocy nie mija po miesiącu czy roku bo mój przypadek to nie grypa czy złamanie nogi tylko coś co trwa już bardzo długo. Spotkałem na drodze już kilka osób które są bardzo fajne hmm oczywiście życzliwe i bardzo chętne pomóc w jakikolwiek sposób ale niestety ta chęć wygasa bardzo szybko. Nie piszę tego żeby komuś cokolwiek komuś wypominać a tylko po to by powiedzieć Honeyowi- dzięki za cierpliwość i czas jakiego nigdy mi nie skąpisz. Często zastanawiam się jak mogę spłacić swoje długi wdzięczności wobec tych wszystkich od których zaznałem pomocy… mam nadzieje że po prostu jakoś mi się to uda ale życzę by nie były to dla nich nieprzyjemne sytuacje.
Kiedy Honey podjechał pod blok mamy wysiadł z samochodu przywitał się i tym swoistym żartem rzucił
- Czwarte piętro… ?... trzeba przyznać że macie fantazje He He He- dokończył z uśmiechem.
Wigilia wyszła naprawdę fajnie. To jakby nie było przecież moja nowa rodzina i bardzo się cieszę że udało mi się dotrzymać słowa że kiedyś odwiedzę mamę u niej w domku. Przyznam że wymagało to wysiłku i szczerze współczuje tym niepełnosprawnym którym kilka pięter staje na przeszkodzie codziennie. Powrót po schodach zaliczyłem już tylko z Moniką i tatą i przyznam że oprócz mojego strachu kosztowało to ich duuuuuużo wysiłku. Tacie brakuje już kondycji ale cóż lata robią swoje.
Kolejne dni świąt pozwoliły mi spotkać się z Martą i jej mężem oraz pojechać w gościnę do Martynki i Marcina dla których dzieciaczków mieliśmy kilka prezentów. Nas także Mikołaj nie ominął : ) dostaliśmy kilka fajnych i praktycznych rzeczy. Mama zaopatrzyła nam lodówkę do granic jej pojemności.
Do końca roku mam jeszcze urlop więc jeszcze kilka dni laby!!

niedziela, 20 grudnia 2009

Witam w ten mroźny niedzielny wieczór. Zwykle w weekend nie odpalam kompa ale dziś Monia w pracy więc mam chwilkę aby napisać do Was kilka słów. Wczoraj byliśmy znów na zakupach. Cieszę się że już po i że wreszcie mamy kilka drobiazgów dla maluchów. Nie przypominam sobie abym będąc dzieckiem miał wiele życzeń do mikołaja ale oglądając teraz zabawki w tamtych latach chyba dostałbym zawrotu głowy. Świecą piszczą gadają ruszają się hmmm to nie tak jak ja dawniej gdy wystarczyło wystrugać z patyka karabin i bawić się w „Czterech pancernych i psa” biegając po lasku z chłopakami i dziewczynami. Druga rzecz że te cudeńka nie kosztują grosze…
Aura pogody nie sprzyja spacerom i nawet w drodze do i z samochodu można było poczuć na twarzy mrozek. Mimo wszystko podobało mi się bo to i tak lepsze niż siedzieć w domu całą zimę. Dziś obudziliśmy się bardzo późno i musieliśmy troszkę spiesznie zacząć dzień no ale trudno. Jak to leciało? „Kto rano wstaje…???- ten leci po bułki? To się nie wyśpi?? : ) wiem wiem- temu pan Bóg daje”
Zauważyłem ostatnio chyba coś pozytywnego u siebie. Poruszając się w miejscach publicznych przestaję czuć tę nutkę wstydu zażenowania względem swojego stanu sprawności. Przestaję zauważać czy ktokolwiek patrzy na mnie w „ten” sposób gdy jadę na wózku. Zastanawiam się czy to przyzwyczajenie a może spowodowane jest osobom żony która w jakiś sposób mnie dowartościowuje. Bez względu na powód to fajne uczucie bo przecież sposób poruszania nie jest czymś co wyklucza z życia publicznego. Wiem też że osoby które mnie znają postrzegają mnie w inny sposób niż szary tłum na nogach przemieszczający się wokół : )

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Czas- mierzony sekundami, minutami, godziną, dniem, dobą, miesiącem, latami…… czy zdarza Wam się pomyśleć że nawet ta chwila potrzebna by napisać to zdanie już nigdy się nie wróci? Marnujemy jakiś dzień mówiąc” a co tam jutro”… żalu nie ma gdy jest to coś mało przyjemnego ale co gdy w swej szczodrości tracimy na poczet wszystkiego oprócz własnej prywatności. Kurcze czas jest zbyt cenny albo inaczej- niedoceniony. Szkoda go………
Gorączka przedświąteczna już w pełni. Weekend w dużej części poświęciliśmy na poszukiwaniu prezentów. W teorii powinno być łatwo coś kupić ale w tym gąszczu zabawek i tak trudno wybrać coś sensownego. Dawniej chyba Mikołajowi było ciut łatwiej. Moni chrześnica na pytanie co chciałaby od Mikołaja powiedziała
- Ciociu powiedz Mikołajowi że ja już wszystko mam i nic mi nie potrzeba.
…. I co teraz powiedzieć brodatemu? Swoją drogą to zaskoczyła nas mało wymagająca Dominika. Osobiście wolę wybierać praktyczne prezenty które przydają się zawsze.
Gorączka przedświąteczna już w pełni. Weekend w dużej części poświęciliśmy na poszukiwaniu prezentów. W teorii powinno być łatwo coś kupić ale w tym gąszczu zabawek i tak trudno wybrać coś sensownego. Dawniej chyba Mikołajowi było ciut łatwiej. Moni chrześnica na pytanie co chciałaby od Mikołaja powiedziała
- Ciociu powiedz Mikołajowi że ja już wszystko mam i nic mi nie potrzeba.
…. I co teraz powiedzieć brodatemu? Swoją drogą to zaskoczyła nas mało wymagająca Dominika. Osobiście wolę wybierać praktyczne prezenty które przydają się zawsze.

wtorek, 1 grudnia 2009

Minął nasz bardzo intensywny weekend. Chyba dopiero dziś zaczynam o nim myśleć i w jakiś sposób oceniać. Nazwałbym go weekendem wizytowym bo niemal cały spędziliśmy w gościach.
Urodziny Agi hmmm było super choć przyznam iż nie ogarniam jeszcze w myślach tych wszystkich osób które poznałem. Mówiąc szczerze nie było to nawet możliwe z powodu ich liczby. Były momenty że czułem się troszkę zagubiony ale u mnie to normalne gdy znajdę się w otoczeniu którego nie znam. Krępuje mnie troszkę mój stan a wiem że potrzebuję dłuższej chwili aby ktoś kto na mnie patrzy przestał „zauważać wózek”- tak przynajmniej mi się wydaje. Być może to odczucie jest tylko w mojej głowie bo większość nowych znajomych mocno dbało aby nie brakowało mi towarzystwa ani nie świeciło pustką w talerzu czy szklance. Było gwarno, wesoło a zabawa trwała do samego ranka. Ciekaw jestem czy Aga jest zadowolona z urodzin ale myślę że tak bo chyba ja bym był. Gościliśmy u nich do późnego ranka bo woleliśmy zdrzemnąć się troszkę nim pokonaliśmy trzy piętra w dół po schodach. Mogliśmy sobie jeszcze fajne pogadać przy śniadanku a jedynie czego żałuję to tego że nie poznałem najmłodszego z państwa D. Bardzo cieszę się z Waszego zaproszenia Aga i Remi :)
Mógłbym dłużej opowiadać o imprezie bo klimat był kolorowy ale jako że nie była to moja uroczystość to się powstrzymam. Wracając do domu mieliśmy z kolei umówioną wizytę u Moni brata i bratowej u których posiedzieliśmy sporo więc także niedzielę praktycznie cała spędziliśmy poza domem. Właśnie sobie uświadomiłem że to przecież już także moja rodzina- kurcze fajnie!! Do domku wracaliśmy troszkę zmęczeni ale w wesołym nastroju.