piątek, 29 lipca 2011

Moniu
Ktoś kiedyś powiedział, że nasze życie jest takim, jakim uczyniły je nasze myśli.... Tobie kochanie życzę z okazji urodzin aby urzeczywistniały się tylko najmilsze :*

czwartek, 28 lipca 2011

Ughhh nie wyrabiam na zakrętach.Pełne ręce roboty w pracy od początku do końca. Wyniki na szczęście też adekwatne do nawału zajęć.
Wczoraj odwiedziłem parking, żeby pojeździć ręcznym wózkiem.Na początku szło opornie ale po rozgrzaniu było już lepiej. Jeździłem prawie 2 h bez odpoczynku. Trzeba zrzucić tłuszczyk z urlopu. Jeszcze jutro i troszkę odpoczynku. Poprawa kondycji dobrze mi zrobi.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Dziś, kiedy odpaliłem kompa dostałem link od honeya, na którym była informacja tekstowo-zdjęciowa o turnieju koszykówki w skrlandzkim mieście. Ja ze zdjęć wyczytałem jedno… no może dwa… :) ale napiszę o jednym bo…- honey dawał lekcje kosza małolatom. Mówi chyba o tym także gest zwycięstwa? Honey czytam dobrze??

Witam po wolnym.
Próbuję sobie przypomnieć czy kiedyś byłem już na takim wydarzeniu… chyba znam to tylko z TV lub byłem małym chłopcem i moja pamięć nie sięga do tych chwil- chrzciny córci rodzonego brata Moni. Dziś chyba ta ceremonia wygląda ciut inaczej niż dawniej. Myślałem, że standardowo dzieje się to przy chcielnicy natomiast tu normalnie w rzędach ławek przy udziale innych maleństw przybyłych w tym samym celu. Mam wrażenie, że ten „hurt” troszkę uszczupla atmosferze ceremonii. Z drugiej strony dawno temu chrzest przyjmowano w rzece stojąc w kolejce, więc może działa na moją wyobraźnie ekran filmowy. Niemniej jednak mówiąc już o głównej istotce tego dnia mała Patrycja wyglądała ślicznie. Ksiądz uwinął się szybko hmm mniej stresu dla dzieciaków. Po wszystkim pojechaliśmy na poczęstunek gdzie popełniłem grzech… grzech obżarstwa :) no cóż… wszystko było takie pyszne więc… Renata i mamy spisały się kulinarnie mniam mmm. Jedyne, co nie podobało mi się to to że Monia wyposażyła mnie w krawat i marynarkę. Elegancki styl usztywnia mnie troszkę a nowo poznane osoby na początku krępują. Pomijając ten moment było całkiem miło, pysznie i wesoło, więc wieczór był po prostu udany.

piątek, 22 lipca 2011

To się nazywa mieć pecha.
Wczorajszy dzień zaczął się tak spokojnie. Oboje z Monią pracowaliśmy w domu szykując się w między czasie na wyjazd. Obiecaliśmy przyjechać po Iwonę, ponieważ w piątek miała odlot do NY. Nie spieszyło nam się skoro chciała spędzić z mamą czas do ostatniej chwili. Tuż po pracy zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Nasze jezdnie powoli poprawiają się, więc komfort jazdy jest już o wiele większy. Droga umykała szybko niestety tylko do 83 kilometra… a potem szlak nam trafił silnik w samochodzie. Stracił bez ostrzeżenia moc, po zgaszeniu zamilkł na amen. Wszelkie próby uruchomienia spełzły na niczym! Byliśmy w połowie drogi na poboczu trasy praktycznie bezradni. Telefon do naszego mechanika Gerarda tylko upewnił nas w beznadziejnej sytuacji. Iwona czeka na nas w domu jej odlot rano podobnie jak badanie tomografem Moni, na które nie jest się tak łatwo dostać. Diagnoza Gerarda- spalona cewka konsekwencją brak iskry i unieruchomienie. Zadzwoniliśmy do zaprzyjaźnionej sąsiadki. Brygida z miejsca wyrwała do nas nie patrząc na kawał drogi. My czekając kombinowaliśmy, co zrobić z Iwoną. Pomocnym (jak zawsze w sytuacjach arcypilnych) okazał się honey. Tak więc logistycznie wyglądało to tak- Brygida bierze nas na hol zawracamy na stację paliw gdzie czekamy na Iwonę którą dowiezie do nas honey a następnie ciągnieni przez Brygidę jedziemy do wawy. Brygida przyjechała migiem zapieliśmy się do jej haka przejechaliśmy na stację paliw 500 m i mieliśmy już dość holowania. Nie jest to łatwa sztuka gdy brak holującej i holowanej doświadczenia. Decyzja szybka- szukamy lawety… telefon i zimny prysznic…600zł za kurs. Gerard stwierdził, że to zdzierstwo!! Zaczął szukać sam kogoś znajomego z laweta. Pech… nikt przyjechać nie mógł. Kolejna przebudowa rozwiązania problemu- Brygida wraca do domu a my czekamy na Gerarda z jednej strony zaś z drugiej na Iwonę z honeyem. Mijała kolejna godzina niepewności i nerwów. Pierwsi dojechali Iwona i honey niewiele później Gerard z bratem. Uruchomienie samochodu trwało 5 minut, ale interwencja mechaników była niezbędna. Wróciliśmy do domu blisko pierwszej w nocy. Reasumując straciliśmy kilka godzin czasu także pieniędzy na sumę której jeszcze nieznany. Wywiązaliśmy się jednak z obietnicy danej Iwonie mimo ogromnych problemów. Udało się to tylko dlatego że, mamy tak wspaniałych przyjaciół :* Dziękuję Wam kochani.
Mało brakło a zaspalibyśmy na lot Iwony i badanie Moni. Wszystko dobre co się dobrze kończy… musimy tylko pozbierać się finansowo… trzeba też pomyśleć o zmianie naszego staruszka VW bo stał się istną skarbonką. Brakuje mi jeszcze pomysłu jak rozwiązać ten problem…

wtorek, 19 lipca 2011



Dziś słowo grill wywołuje na mnie od razu poczucie przejedzenia. Mam wrażenie, iż nie spróbuję pieczonej kiełbaski jeszcze długo. Przybyłem chyba z dziesięć kilo na wadze :(
Opisane imprezy nie były jedynymi, choć te u Iwonki wypadały tak przy okazji gdy dziewczyny pomagały jej zrobić błysk w domu na okoliczność powrotu pani Marysi ze szpitala. Odbyliśmy z Monią jeszcze kilka krótkich spotkań nie wychodząc z samochodu. Szkoda, że tak mało czasu mogliśmy widzieć Sybille z maleństwem i jej mężem oraz Asią. Szkoda, że zabrakło czasu dla reszty przyjaciół. Nasz urlop trwał ledwie tydzień, ale w bogactwie spotkań i imprez wydaje mi się taki długi….



Wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Iwony mama trafiła do szpitala w ostatnim momencie. Jeszcze dzień i mogła witać się ze św. Piotrem. Naprawdę było groźnie… tym bardziej, że wrzody myliła z bólem kręgosłupa. Interwencja przyszła w porę a pani Marysia to twarda sztuka :) Stan był na tyle dobry, że zaczęliśmy myśleć o realizacji wcześniejszego planu. Od pomysłu do realizacji… za telefon i do Tomka właściciela Chaty Toma… rezerwacja przepadła :( Jeszcze myśleliśmy co można wykombinować… ale cóż można załatwić w środku lata z godziny na godzinę… O dziwo Moni aparycja i siła przekonywania sprawiła, że pan Tomek zrobił jakieś przesunięcia i nasz zarezerwowany domek znów był nasz co oznajmił nam nieoczekiwanie po kilku minutach telefonem. Ruszyliśmy z miejsca jak poparzeni… Iwonka do mamy do szpitala my zakupy a Martynka przygotować chłopców. Po dwóch godzinach byliśmy także my zapakowani zwarci i gotowi czekając z Martyną pod domem Iwony. Ta ostatnia jeszcze długo trzymała nas w napięciu, chyba do ostatniej chwili zastanawialiśmy się czy Iwona nie zrezygnuje. Nie zawiodła!!! Pół godziny i byliśmy w drodze. Na miejscu byliśmy blisko godziny 23ej. Pan Tomek z żoną przekazali nam klucze, dzieciaki były już tak śpiące, że niemal od pierwszej chwili byliśmy już w dorosłym towarzystwie. Jak było? Hmmm tak jak sobie wymarzyłem :)… ja i trzy piękne kobiety. Stół pełny, opowieści ……..Położyliśmy się chyba o piątej rano.
Wyspani chłopcy Olivier ( zwany też Oliksander :) ) Dawiniu nie pozwolili zbyt długo wypocząć robiąc mały harmider o poranku. Może i dobrze, bo szkoda było czasu na spanie. Iwonka i Ola zebrały się szybciej, aby odwiedzić w szpitalu mamę, co nie było trudne, bo dzięki nowopowstałej obwodnicy Samsonów od Skarżyska dzieli czternaście minut drogi samochodem. My zaś zasiedliśmy na werandzie przy śniadanku lecząc nieco doskwierające skutki naszego nocnego spotkania. Po trzech godzinach znów byliśmy w pełnym składzie planując wypad nad pobliski staw- miał być oddalony o 400 m wedle informacji zdobytej od sąsiadki chaty Toma a był 1400 m. Spędziliśmy tam resztę dnia i w ostatnim momencie opuściliśmy go przed ulewą. Kiedy przemieszczałem się podnośnikiem do samochodowym do środka wskoczył nam bezpański pies i za nic nie chciał wyjść. Musieliśmy ruszyć ale w samochodzie było aż gęsto od jego brzydkiego zapachu. Wygonić się dał dopiero pod chatą. Po drodze zamówiliśmy kebab który zjedliśmy już w naszym domku. Kilka technicznych wiadomości. Obawiałem się http://www.blogger.com/img/blank.gifprzechodzenia z wózka na łóżko i z powrotem lecz dziewczyny nie miały żadnego problemu z tym – dla chcącego nic trudnego :) Następnego ranka zbieraliśmy się do domu z bagażem wspomnień.
Na koniec mały opis.
Chata Toma stoi w miejscowości Samsonów tuż za Zagnańskiem. Można tam wypożyczyć jeden z dwóch domków za przystępną cenę. Domki są przestronne i wyposażone we wszystko, co potrzebne w wygodnym urlopowym pobycie. Można spodziewać się tu kameralnych klimatów dla towarzystwa, z jakim się przyjedzie. Posesja zamknięta więc dzieci mogą sobie bezpiecznie i do woli biegać po całym terenie. Dużo zieleni, spokoju a właściciele mili i rzeczowi. Więcej wiadomości na stronie www.chatatoma.pl Osobiście polecam :)


Uffff. Drugi dzień po powrocie… chyba dopiero dziś odespałem wszystkie imprezy. Wczoraj spałem do południa i tak wstałem skonany. Szkoda mi Miśki, bo ona nie miała tego komfortu odpoczynkowego po urlopie.
Wczoraj wreszcie poćwiczyłem troszkę. Mój organizm chyba potrzebuje tego bardzo, bo aż poczułem ulgę po wysiłku. Pewnie powodem jest nagłe przerwanie ćwiczeń na kilka dni… w dodatku tak dekadenckich.
Dobrze to tyle aktualności a teraz troszkę wyjazdowych historii. Samsonów zostawię na koniec, bo przecież z rozpędu zapomniałem opowiedzieć jeszcze o wcześniejszych spotkaniach. Drugie spotkanie zorganizowaliśmy u nas oczywiście już z Ulą i honeyem bo jakby inaczej :) O honeyu nie będę już rozprawiał bo on ma u nas już taki PR że… za to o Uli… uwielbiam jej humor!! Z resztą w ogóle jest dla nas sympatią w całym gronie. Na grillu pojawił się też krowa… tak tak celowo napisałem pojawił, bo jest to nasz kumpel obdarzony lata temu tym pseudonimem. Z krową siedziałem niemal do świtu gadając o starych czasach naszej dzielnicy dojadając upieczone na grillu jedzonko popijając piwkiem. Śmiesznie brzmi „siedziałem z krową”…
Przebiegu całego grilla nie będę opowiadał, bo niechęcę się zbytnio powtarzać, zadziwiło mnie tylko, że Martynka i Iwona mieszka tyle lat w sku i nie widział naszej skały. Śmialiśmy się z Dawidka synka Marti bo wypróbował swój dziecięcy urok osobisty na pani która hoduje kury w tradycyjny sposób. Dostał dwa można powiedzieć wiejskiego chowu jajka. Następnego dnia gdy Monia była u fryzjera wpadła do mnie ferejna chłopaków na "prasówkę"... czytaliśmy do późnego popołudnia za co zebraliśmy burę od mojej żony...
Gdybym mógł coś zmienić z tych dni to tylko to, że chciałbym zobaczyć wszystkich bliskich nam skarżyszczan lub rozsianych po Polsce przyjaciół a na to po prostu brak czasu i możliwości :(

poniedziałek, 18 lipca 2011

Urlop ciąg dalszy.
Kolejny dzień miał być realizacją naszego planu urlopowego- wyjazd do Samsonowa, czyli dziewczyny dzieciaczki i ja… o rany sam w towarzystwie pięknych kobiet!! Możecie sobie pomyśleć jak byłem zawiedziony, gdy pani Marysia trafiła na stół operacyjny praktycznie bez ostrzeżenia. Miała zrobić tylko badania a okazało się, że trafiła tam z pękniętym wrzodem na dwunastnicy. Spędziliśmy wieczór do pierwszej w nocy pod szpitalem czekając na operację. Zdecydowaliśmy odwołać rezerwację „Chaty Toma” Życie jak wszem wiadomo płata figle wedle uznania. Cdn…



Wieczór u Martynki.
Spóźniliśmy się troszkę na tą sławetną imprezę. Chciałoby się powiedzieć, iż mieliśmy dobre wejście, lecz tego dnia gościem nr 1 była Iwonka. Zostaliśmy troszkę dłużej, aby odwiedzić mamę Moni i mojego tatę. Na grillu skwierczały już przekąski a towarzystwo było rozgadane i głośne. Oczywiście zastaliśmy dobrze nam znane towarzystwo + Asia, którą dopiero poznałem. Oczywiście nie mogło zabraknąć Błaty tryskającej urodą i humorem. Tego wieczoru była jeszcze z nami Marysia mama Iwonki ale samopoczucie oraz niecierpliwość Oli nie pozwoliło jej być dłużej. Kogo brakowało ze skarlandzkiej ekipy? Oczywiście Uli i honeya ale cóż… była mała przeszkoda… Domyśleć się nietrudno jak było gdy spotyka się kilka przyjaciółek…




Obiecałem szeroką foto sesję lecz pomyślałem iż panował taki luz, że zawsze ktoś na nich uwieczniony miałby jakieś ale :) Niemniej jednak zapraszam do obejrzenia kilku jpg.

Nasz urlop zaczął się w momencie lądowania naszych przyjaciół z NY.

Iwona Patryk i najmłodsza Ola gościli u nas bardzo krótko, czym nas zasmucili, ale nie dziwię się temu, bo nie było ich w kraju oraz rodzinnym mieście wiele lat. Powitalna noc była bardzo krótka… przynajmniej ta część przeznaczona na sen :) Niestety pełna banda z NY nie zebrała się no ale cóż… Aga i Remi w tym czasie zostali nieoczekiwanie odwiedzeni przez rodzinę. Szkoda, bo w tej chwili możemy tylko przypuszczać jak mogło być gdyby doszło do spotkania. Następnego dnia nie wstaliśmy zbyt wcześnie… o nie!!... wołami by nas nie ściągnęli. Troszkę minęło zanim wyjątkowo wredny Morfeusz puścił nas ze swych rąk. Wspólne śniadanko później spacer do pobliskich sklepów odzieżowych (zakupy były skąpe) obiad i pakowanie bagaży do naszego VW staruszka. Do Iwony GMC mu daleko niestety. W drogę mogliśmy ruszyć tylko z Patrykiem i bagażami i to i tak mocno obładowani. Iwona oraz Ola została zostali przechwyceni przez Martynkę wracającą PKP z Kołobrzegu. Jeszcze tego samego wieczoru spotkaliśmy się u Martynki na grillu…
Wszystko, co dobre to się szybko kończy…
Znane powiedzenie, choć osobiście nie chcę tak myśleć. Gdyby nie było pracy urlop nie byłby tak oczekiwany i słodki :) Powiem tak nasz urlop zakończył się lecz mam nadzieje, że dla wszystkich był on tak fajny iż warty powtórzenia!! Zatęsknimy do tych chwil jak nic- JA NA BANK!! Plan jego spędzenia zmieniał się niemal dramatycznie z powodu choroby oraz niespodziewanej operacji Iwony mamy, ale na szczęście Bóg dał, że większość ułożyła się szczęśliwie. Dodam tylko- pani Marysia czuje się już dobrze i planuje rychłą wyprawę na grzyby... Reszta urlopu w następnych postach :)

piątek, 8 lipca 2011

Zawsze trafi się jakiś amator.
Jest wiele ofert na różne asortymenty. Klienci oglądają, próbują, sprawdzają i zastanawiają się nad zakupem. Czasem udają zainteresowanie, lecz w rzeczywistości kręcą nosem krytykują i odrzucają zakup. Przewija się ich wielu niezadowolonych, aż wreszcie trafia się zdecydowany nabywca, któremu podoba się wszystko. Co myślą ci wszyscy niezadowoleni o tym zachwyconym…

czwartek, 7 lipca 2011

Witam jeszcze przed wyjazdem tematem ciut innym od zwyczajnego życia. Nie chciałbym wyjść na nawiedzonego entuzjastę rodem z archiwum x ale myślę sobie, iż jest coś prawdy w tym temacie. NOL-UFO jakby ich nie zwał są obiektami zbudowanymi przez istoty myślące czy też po prostu stworzone przez naturę jako zjawiska fizyczne lub odłamki skalne z innych światów niż nasz układ słoneczny? Nie potrafię tego odpowiedz choć przyznam, że nie wierzę aby wśród miliardów gwiazd tylko nasza ziemia zrodziła istoty żywe, myślące lub choćby różnorodny w rośliny świat.
Niech nikt nie pomyśli, iż jestem szaleńcem ale sam kiedyś byłem świadkiem dziwnego Zjawiska. Nazywam je zjawiskiem bo słowo Ufo mogłoby ustawić mnie w szeregu osób które słucha się z ironicznym kiwaniem głowy :)Dlaczego o tym mówię? Natknąłem się dziś na taki filmik. Jak myślicie cóż to za zjawisko? Kometa? hmm tylko co się z nią dzieje na samym końcu filmu? Dla mnie fajna ciekawostka a dla Was?

środa, 6 lipca 2011

Rozkojarzenie czy nawał spraw? Z pewnością także gapiostwo… Przepracowałem dzień urlopu i dopiero po godzinach zauważyłem ten fakt. Zrobiłem korektę, ale czy zostanie uznana? Czy nikt mnie nie opitoli? Szkoda tylko wolnego dnia.
Mała korekta także w planach urlopowych. Iwony lot jak to w naszych liniach lotniczych… przełożony- co za firma!! Pierwszy raz od 12 lat leci do kraju i od razu skucha. I weź tu coś zaplanuj.
Dobrze… tak czy siak od jutra urlop i jeszcze czas na ćwiczenia. Zmykam i odezwę się jutro paaaaaaa :)

niedziela, 3 lipca 2011

Zaskoczył nas.
Sobotni poranek zaskoczył nas maksymalnie. Powodem był honey, gdy zadzwonił do nas z pytaniem, co robimy. W pierwszej chwili nawet nie załapałem podstępu, ale gdy stanął u drzwi… Wizyta przeorganizowała nam plany lecz dla niego zrobiliśmy to z wielką przyjemnością :) Długo siedzieliśmy tego wieczoru… nawet nie pamiętam jak… długo. Dużo śmiechu i apetyt na „leśne owoce” aż się mruczeć chciało :) prawda honeyku?
Trochę nie wypaliły plany sportowe na cały weekend, ale przynajmniej jednego dnia ostro poćwiczyłem. Teraz już tylko czekać na urlop.

piątek, 1 lipca 2011

Uwaga!! Ruszyła promocja w orange Będę zamieszczał na blogu kody dzięki którym będziecie mogli sobie nabić konta na darmowe minuty :) Usługa bezpłatna!!
Aby uruchomić wyślij sms o treści KODY na numer 816.Kiedy przyjdzie wiadomość, że usługa została uruchomiona wyślij wiadomość BREST pod numer 80106.Kod jest aktywny dziś i daje 35 min do orange do wykorzystania przez dni. Kolejne kody będę podawał gdy tylko się pojawią. Odwiedzajcie zatem blog.
Cześć.
Przepraszam za absencja na blogu. Kilka pilnych spraw przypomniało o sobie tak, więc natychmiast po pracy musiałem zniknąć z Internetu. Zapomniałem o jeszcze jednym szczególe z ubiegłego długiego tygodnia. Wybraliśmy się z Monią i siostrą do kina na „Kac Vegas Bangkok” .Uśmialiśmy się równie mocno jak przy pierwszej części tego filmu- polecam. Miałem tylko mały problem z dostaniem się do rzędu, w jakim mieliśmy rezerwację… pani z informacji powiedziała, że są na sali kinowej szerokie i niskie schody. Niestety te szerokie były między dwoma wąskimi i wyższymi i tak do samej góry do samej góry. Szczęście, że znalazło się kilku silnych chłopaków, którzy zaoferowali pomoc w dostaniu się na miejsce- to samo w drodze powrotnej.
Właśnie spojrzałem za okno. Pogoda równie szara jak mokra… i tak ponoć do niedzieli. Czyli weekend raczej domowy. Może i dobrze, bo czeka jeszcze kilka zajęć, na które będzie więcej czasu. Przede wszystkim wyśpię się jutro potem pewnie postoję ile zdołam w parapodium. Chciałbym ten weekend spędzić możliwie aktywnie i możliwie na sportowo ponieważ za kilka dni mamy gości i mały wypad za miasto. Na pewno zamieszczę kilka zdjęć z wyjazdu :)