czwartek, 29 stycznia 2015

Chińczycy też się pochwalili!!



Ostatni czas w medycynie przyniósł odrobinę nadziei setkom tysięcy, jeśli nie milionom osób, którym los z różnych przyczyn odebrał władzę nad swoim ciałem. Zawsze wiąże się z tym ogromna trauma zarówno dla samej osoby jak jego bliskich. Tak naprawdę u takich osób kończy się jedno życie i zaczyna drugie… o wiele trudniejsze i bardzo zależne od wielu czynników.
Jeden „osób”, który odzyskuje te nadzieje i ma ku temu powody właśnie do Was pisze :)
Lekarze całego świata od dziesiątek lat dumają jak odbudować to co mechanicznie zostało przerwane i uruchomić ta delikatną magistralę dla impulsów nerwowych. Wydaje się to proste skoro zarówno to co nad urazem działa jak i pod nim powinno ruszyć jeśli tylko zdoła się przywrócić łączność.
Medycyna i ludzie w białych kitlach starają się to zrobić na wiele sposobów. Niedawno sukcesem błysnęli wrocławscy lekarze ( http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,402387,sukces-nowatorskiej-operacji-pacjenta-z-przerwanym-rdzeniem-kregowym.html ), a teraz swoją metodę prezentują również Chińczycy (http://tvn24bis.pl/swiat-technologii,112,m/swiat-technologii-chinski-material-nadzieja-dla-sparalizowanych,507502.html )- kto był pierwszy? Ja stawiam na naszych, ale nie palma pierwszeństwa jest najważniejsza!
Myślę, że to nie jest koniec tego typu rewelacji i chromi będą odzyskiwać władzę nad swoim ciałem niemal tak szybko jak za sprawą Jezusa… oczywiście nie sprawią tego słowa „Tobie mówię, wstań, zabierz swoje łoże oraz idź do twojego domu” , ale skalpel w rękach mądrych ludzi. Dla mnie również byłby to cud!!
Wierzę, że go doświadczę tego ja jak i wielu wielu ziomków poruszających się na wózkach. Innym tematem jest już rozwój technologii mającej ułatwiać „kulawym” życie, ale gdybym miał do wyboru operację i odzyskanie sprawności lub zaawansowany sprzęt wybrałbym to pierwsze nawet gdyby wiązało się z morderczą rehabilitacją. Poniżej jako ciekawostkę podaję linki do tych ciekawych pomysłów.
Nie miałbym nic przeciwko gdyby konstruktorzy i producenci nigdy nie zarobili na takich jak ja :)

niedziela, 25 stycznia 2015

„...mogło być gorzej...”



Nie wiem jeszcze, kiedy… nie wiem jeszcze jak, ale pomyślałem sobie, że nieodległy czas przyniesie nam jakieś rozwiązanie na obecne problemy.  Szkoda, że komplikuje to… hmmm może nawet bezpowrotnie zgasi pewne marzenie, ale cóż… takie jest życie :( Mapa naszego życia (Moni i moja) czy to razem czy osobno nigdy nie znaczyła łatwej trasy, ale może dlatego nauczyliśmy się cieszyć z tych najdrobniejszych rzeczy. Wiem, że wiele osób właśnie za to nas lubi, jest też wiele tych, którzy patrzą na nas nieprzychylnie lub nie rozumieją, że po prostu nauczyliśmy się innego podejścia do wielu problemów. Czasem mam wrażenie, że wymogiem naszej narodowej mentalności jest smutna mina i narzekanie. Nie chcę być tak zatruty i zarażać innych tym samym, więc jeśli mnie ktoś pyta „… co u Ciebie??” odpowiadam- a wszystko dobrze, nie jest źle tudzież nie najgorszej i oby się nic nie popsuło. Czasem mija się to z faktem, ale co mi da narzekanie skoro i tak sam muszę się z tym uporać.  Zawsze, kiedy przychodzą trudne momenty przypomina mi się to, co powiedział mi pewien rehabilitant, gdy cztery i pół miesiąca po urazie kręgosłupa zabierał się za pracę ze mną… Byłem wtedy wykończony leżeniem, przebytym zapaleniem płuc, gorączkami, z rękami sinymi od igieł i praktycznie zerową sprawnością ciała.
- Tomek… mogło być gorzej- powiedział
Nawet nie piszę, co wtedy pomyślałem, ale szybko zrozumiałem, o co mu chodziło. Mój stan mimo wszystko odrobinę się poprawiał, a to dawało możliwość walki z porażeniem.  Dziś to „mogło być gorzej” przypomina mi się zawsze, kiedy się otrząsnę z pierwszego wrażenia po kopniaku od życia. Tym razem też dam/damy radę nawet, jeśli będzie bardziej wyboiście i pod górkę niż musiało być gdyby zadziałała w kimś empatia.  Będę się cieszył wymawiając stare przysłowie „ Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło” !! Tym kończę temat, który dla paru osób w całości jest zrozumiały, a który w chwili słabości lakonicznie poruszyłem poniżej.

czwartek, 22 stycznia 2015

Na zakręcie...



Mówi się, że Google wiedzą wszystko… nie wierzcie w to… nie posiadają recepty na wszystkie kłopoty. Zycie jest zbyt kreatywne w swej złośliwości. W swoim przeszedłem już sporo i obecna sytuacja nie jest mi zupełnie obca. Jakby tu opisać obrazowo… stoimy z Monią na środku jakieś pustyni, rozglądamy się i gdzie byśmy nie spojrzeli czeka wielkie nic… żadnego konkretnego kierunku. Wszystko się pokomplikowało… wszystko i nie wiem, co dalej zrobić. Czy ktoś nas nie lubi tu lub tam na górze?? Kiedyś myślałem, że mam pancerną d…ę i potrafię przyjąć każdego kopa… jeśli tak było to już nie jest…

środa, 14 stycznia 2015

KUPA



Nim napiszę o meritum tego postu dodam tylko, że naprawdę lubię zwierzęta. Sam jestem właścicielem czworonoga i wiem jak wygląda opieka nad tymi pupilami. Pielęgnacja, żywienie i czystość to podstawa trzymania zwierzaka w domu. Najpopularniejszymi ulubieńcami trzymanymi w domu są psy i koty, a tu wiadomo… pierwsze wyprowadzamy, drugim udostępniamy kuwetę. Wydaje się, że to chyba oczywiste, iż zawsze należy sprzątnąć te niefajne „pozostałości”… „wydaje się oczywiste”… a tymczasem…
Wyjechałem wieczorem w pilnej sprawie, więc troszkę się spieszyłem. Zwykle jadąc wózkiem elektrycznym z przyzwyczajenia badam wzrokiem wszystko przed sobą, teren bywa czasem bardzo złośliwy. Tym razem jednak zamyśliłem się trochę nieopatrznie robiąc szybki skręt za murkiem i… i co??
GÓWNO!! Chyba psie, bo nawet nie wyobrażam sobie by człowiek mógł w tak publicznym miejscu wypiąć tyłek. Próbowałem ominąć, ale zabrakło miejsca na bezpieczny manewr. Jeszcze przez sekundę łudziłem się, że ominąłem o włos to niefartowne zagrożenie… myliłem się!! Od tej chwili wiozłem już ze sobą dodatkowy bagaż… klocek centralnie „upakowany” na bieżniku koła :( Z tym obrzydlistwem musiałem wjechać do sklepu!! Ludzie!!!! GDZIE ODROBINA WYOBRAŹNI?? Czy to naprawdę tak trudno pomyśleć i sprzątnąć?? Jak pomyślę sobie, co by było gdybym był na zwykłym wózku i musiał popychać koła rękami to mnie obrzydzenie bierze… Po zimie, kiedy śnieg topnieje jest jeszcze gorzej, chodniki są tak zaminowane, że nie ma sposobu ominąć wszystkich!! To, że nasze zwierzątka nie rozumieją tematu i nie przyswoiły zasad savoir vivre nie jest dziwne, ale już samo określenie homo sapiens szczególnie w drugim członie coś chyba powinno oznaczać! Foliowa torebka i schylenie się w celu sprzątnięcia sprawi, że wszystkim będzie milej spacerować po osiedlu- proszę o to bardzo mocno wszystkich „gównianych” recydywistów :) czy ktoś dołączy do mojego apelu????

czwartek, 8 stycznia 2015

Nowe karty



Od pewnego czasu w mediach pojawia się spot dotyczący wymiany kart dla osób niepełnosprawnych. Dotychczasowe karty wystawiane dożywotnio niestety bardzo często były również pewnego rodzaju spadkiem dla bardziej wygodnych potomnych. Efekt jest taki, że kulawi bezskutecznie szukają szerszego miejsca by zaparkować i wysadzić się bliżej np. sklepu czy innego miejsca publicznego. Dziesiątki razy widziałem wysiadające radosne, zdrowe (przynajmniej wizualnie) rodzinki, panie w szpileczkach z panami o wysportowanych sylwetkach, gdy robiłem kolejne okrążenie po ośnieżonym parkingu w poszukiwaniu wyznaczonego kopertą i znakiem miejsca. Oczywiście karta uprawniająca do parkowania w tych miejscach była za szybą, ale może ja się czepiam… pani w szpilkach tez trudno przejść po nieodśnieżonym… Staram się to zrozumieć… jednak byłoby miło, aby działałoby to również w drugą stronę!! Tak dla przypomnienia- miejsce z kopertą umiejscowione jest bliżej, bo w razie śniegu, deszczu czy jakiegoś nagłego problemu jest różnica czy pokona się 20 m czy 120 m, przy wysadzaniu na wózek musi być miejsce na otwarcie szeroko drzwi oraz postawienie wózka (to chroni również Wasze auta od uszkodzeń), poruszanie się na wózku pomiędzy samochodami często sprawia, że inny kierowca może nas nie zauważyć z powodu naszego wzrostu na siedząco i łatwo o potrącenie.
Nowe karty mają szansę ograniczyć liczbę nieuprawnionych użytkowników. Wydaje się je po odrębnej komisji wydającej orzeczenie o niepełnosprawności, oczywiście po analizie dokumentacji medycznych oraz badaniu. Jest to kłopotliwe, ale jeśli ma przynieść skutek to podpisuję się pod tym obiema rękami. Przeszedłem całą procedurę bez słowa krytyki, ale ostatni „schodek” po prostu mnie rozwalił… złożenie końcowego wniosku musi odbyć się osobiście i podpisane przy urzędniku w miejscowości gdzie posiada się stały meldunek!! Biorąc pod uwagę, że…
- bez większego problemu wziąłem w Warszawie ślub.
- mieszkam od paru lat
- płacę podatki
- można wymienić dowód osobisty
- wyrobić paszport
- otrzymać orzeczenia o niepełnosprawności
- leczyć się itp.
…a po kartę parkingową trzeba dymać choćby na drugi kraniec Polski tylko podpisać się i podać druczek to robi się słabo.  Szczególnie, gdy chodzi o osoby, które z mobilnością i zdrowiem mają często duże problemy. Cóż… chciał nie chciał chyba czas zostać warszawiakiem… adoptowanym słoikiem Skarżyskim :)