Nie znam osoby tak cudnie ekspresyjnej w swojej radości jak
moja żona. Jej euforię widać w każdym ruchu czy wypowiedzianym słowie… ja
niestety jestem bardziej powściągliwy w wyrażaniu swojego szczęścia.
Siedziałem
na tarasie wpatrzony w słoneczną zatokę przypominając sobie kilka zdań z
pewnego listu. Pomyślałem sobie, że każdy mój dzień a szczególnie pobyt w takim
miejscu zaprzecza temu, co było tam napisane. Wiem, że wiele z tych dobrych
rzeczy jest udziałem i siłą sprawczą tej niespokojnej duszy, jaką jest Monika.
Dowodzi tylko jednemu… chcieć to móc, a ja chcę i jeszcze nie raz sobie i tym,
którzy wątpili we mnie dowiodę!!
Trochę jeszcze nie dowierzałem, że tu jesteśmy, daleko od
kłopotów dnia powszedniego. Przed nami rysowało się niemal dwa tygodnie
próżności…
Prysznic po tylu godzinach jazdy tylko na chwilę oszukał mój
znużony brakiem snu organizm. Położyłem się na pół godziny rozprostować kości i
choć na chwilkę zmrużyć oczy. Pół godziny przedłużyło się na cztery i pół w trakcie,
których Monia zrobiła się na bóstwo. Szykowaliśmy się na pierwszy poobiedni
rekonesans po okolicy, ale starczyło sił tylko na zjedzenie obiadu. Tym razem
Monię wezwał Morfeusz w swoje objęcia.Dobrze, że łóżko było duże i ówże Morfeusz nie rozpychał się mocno :)
Przywitał nas pierwszy poranek w tym pięknym miasteczku.
Niebo przykrywały chmury, więc postanowiliśmy odebrać pierwszą dawkę
zwiedzania. Po śniadaniu jechaliśmy już w kierunku portowego miasteczka Pula
położonego dziesięć minut jazdy samochodem od nas.Liczne zabytki pozostawili tam w swoich czasach Rzymianie. Na początek wybraliśmy amfiteatr oblegany przez innych turystów.
W czasach starożytnych odbywały się tu widowiska… niestety
też krwawe służąc za arenę walk gladiatorów.
Cóż takie były czasy… dziś na
szczęście to miejsce przyciąga inny rodzaj rozrywki, jakim jest historia oraz
turystyka.Potem łuk tryumfalny i inne atrakcje, przy okazji rozejrzeliśmy się za czymś, co obiecała mi w czasach narzeczeństwa Monia. Wtedy słuchałem tego z przymrużeniem oka, ale niebawem miałem przekonać się, że nie były to mrzonki. O tym napiszę później, bo jest to następny punkt urlopu wymagający paru zdań więcej.
Pula jak już wspomniałem jest portowym miasteczkiem z
rzymskimi zabytkami oraz wąskimi uliczkami pełnymi sklepików oraz knajpek z
niezłym jedzeniem. Pozwoliliśmy sobie na małą przekąskę i lody… gały trzeba
przyznać robią tam… mega ;)
Jak dla wózkowicza dosyć trudny teren z powodu
nawierzchni, ale w końcu jesteśmy przecież przyzwyczajeni do takich wertepów w
naszym kraju. Monia wprawiona niegdyś w zawodzie pilota wycieczek świetnie
radziła sobie z oprowadzaniem naszej dwuosobowej wycieczki.Monia niemal jak Japoński turysta wyposażyła nas w całkiem pokaźną kolekcję fotek :) W Puli spędziliśmy kilka godzin, ale szczerze powiem, że minęły bardzo szybko, czas gonił już na posiłek do hotelu. Wracaliśmy omawiając plan na dalszą część dnia, a właściwie raczej wieczór.