poniedziałek, 29 listopada 2010

Wciąż dowiaduję się że ktoś nowy czytuje mój blog :) miło. Osoby tej osobiście nie znam, ale może zmieni się to kiedyś? Wiem, że wiele osób ma jakieś obawy dotyczące kontaktu z wózkowiczem, ale czy uzasadnione? Jestem zaszczepiony na groźniejsze rzeczy mogące wzbudzać takie „fobie”. Wiem to bo już nie jeden raz po spotkaniu nas gasiliśmy takie ogniska. Wózek po bliższym poznaniu staje się niewidoczny, co pozwala widzieć osobę na nim siedzącą w innym świetle. Wszystko zależy od człowieka a na szczęście ja-my jesteśmy bardzo kontaktowi. Odwagi!!
Doniesienia.
Biały front zaatakował niespodziewanie… obezwładnił nasze zmotoryzowane uzbrojone w pługi pułki!! Biały wróg wygrywa ale to jeszcze nie koniec wojny… ona dopiero się zaczyna. Od dziś spodziewajmy się równie dramatycznych doniesień dochodzących do z najdalszych zakątków naszego kraju. Ostrzegam!! Wróg będzie używał różnych forteli-zasypywał drogi, zrywał trakcje elektryczne, rozsadzał rury wodne a nawet szczypał i smagał lodowatym oddechem naszą ludność. Apeluję by jednak nie tracić morale!! Po pierwszych porażkach sytuacja poprawi się… po prostu przyzwyczaimy się do realiów i podstępów wrogiej fali. Największe autorytety naszej obronnej służby zapewniają- ZWYCIĘŻYMY!!... w okolicach miesiąca kwietnia…

środa, 24 listopada 2010

Jak już wspomniałem odwiedziny Honeya i jego :) lepszej połowy oraz latorośli były bardzo udane. Powody dwa- wesoła atmosfera i pierwsza przymiarka do wózka od 12 września. Dało mi to pogląd jak w tej chwili złamanie wpłynęło na kilka następnych tygodni… jeśli nie miesięcy. To, że siadając miałem wrażenie jakbym pierwszy raz na nim siadał to szczegół, ale że noga nie zgina mi się na tyle by postawić ją na podnóżku jest bardziej niepokojące. Martwi mnie to trochę. Pewnie rehabilitacja pomoże, ale kiedy i ile trudu będzie nas to kosztować to już kwestia przyszłości. Wciąż przykro, że nikt z obozu nawet z grzeczności nie zapyta- jak u ciebie Tomku. Cóż… już od dawna wiem, że w takich przypadkach można liczyć tylko na bliskich i przychylnym nam przyjaciół.
Wczoraj oglądałem pewien reportaż o niepełnosprawnej od urodzenia kobiecie, która rodzi synka. Miałem mieszane odczucia oglądając ten film. Zająć się dzieckiem nie mając rąk i w pełni sprawnych nóg… Nawet trudno o tym pisać. Mam nadzieję, że za parę lat chłopczyk będzie jej największym wsparciem i radością. Przyszło mi jeszcze coś do głowy widząc ujęcia kamery na otaczające tą kobietę grono przypadkowych ludzi… W wyrazach ich twarzy było widać jakby zniesmaczenie. Wiem, że wszelka niepełnosprawność nie jest piękna, te wszystkie ułomności-stan umysłu, protezy, kule, białe laski, wózki… jakże to odbiega od utartego kanonu atrakcyjnej osoby. Trzeba jednak pamiętać, że zdrowie można utracić, młodość i uroda przemija tylko tak naprawdę piękne wnętrze zostaje w nas na zawsze. Bóg darzy różnie- jedni dostają urodę inni talent czy inne zdolności, ale nikt nie jest doskonały!!

poniedziałek, 15 listopada 2010

Cześć. Kolejny dzionek za nami. Pogoda piękna… aż żal siedzieć w domu. No cóż… trzeba jeszcze kilka tygodni odcierpieć. Póki co żyję następnym tygodniem :)Honey przyjeżdża do nas. Będzie wesoło! Mam przynajmniej taką nadzieję. Jest już troszkę późno ale trzeba zabrać się za ćwiczenia. Brakuje troszkę motywacji ale jak to zwykle bywa zadowolenie przychodzi po zakończeniu. Dobrze że żona ;) mnie dopinguje…
Dzień zleciał leniwie. Dobrze że choć dobry film zajął troszkę myśli. Jutro bliźniaczy dzień. Ehhhh chcę już wyjść z domu!!

niedziela, 14 listopada 2010

Mija weekend. Dla nas raczej spokojny z rodzaju tych, co to się leży w łóżeczku i ogląda filmy. Dużo fajniej jest się nudzić we dwoje :)To nawet dziwne bo jak jestem sam w domu i leże bez żadnego konkretnego zajęcia to uważam taki dzień za zmarnowany. Kiedy „marnujemy” go razem to już zupełnie co innego. Brakuje mi jednak choćby zwykłego wyjścia z domu na zakupy. Odliczam dni do czasu gdy wreszcie usiądę swobodnie na wózku.

środa, 10 listopada 2010

Cześć. Co u Was poza tym, że zaczyna się długi weekend? U mnie wciąż to samo z jedyną zmianą, iż zaczynam powoli ćwiczyć. Kondycja fatalna niestety… ale podciągnę jeśli utrzymam rygor i systematykę. Najtrudniej znaleźć oparcie w psychice. Właśnie za chwilę zakładam ciężarki i żeby tylko tak mi się chciało jak mi się nie chce :)
Czekam już na odwiedziny honeyowych :) Jak znam życie będzie wesoło. Wszystko mnie teraz omija przez to, że nie mogę się ruszyć z domu. Ojjjj nadrobię jak tylko będę już mobilny!! Dobrze póki co kończę i życzę miłego wypoczynku.

poniedziałek, 8 listopada 2010

To okropne. Wczoraj ćwiczyłem pierwszy raz d dawna a dziś… czuje się wypompowany i obolały. Łóżko wyciąga to już wiem ale świadomość że powrót do formy zaczyna wkurzać jeszcze mocniej. Jeszcze gdym to ja sam sobie zawinił czy popełnił błąd to trudno ale wina nie leży po mojej stronie. Siedemnaście lat się wystrzegałem a połamała mnie w jednej chwili młoda rehabilitantka. Powinienem być mniej ufny. Wiem że to nie było specjalnie ale teraz ja mam z tego tytułu przejścia i kłopoty jakby mi ich brakowało :( Gdyby choć odezwał się ktoś z kadry i zapytał- jak się masz Tomek? Totalna ignorancja.
Witam wszystkich odwiedzających mój blog kierowanych tu linkiem ze stron pana Mazura i Żuka. Obydwie te osoby są kandydatami hmm inaczej- ja wolę mówić o osobach, które w naszym mieście Skarżysko-Kamienna chcą robić coś dla nas mieszkańców. Sam jestem jednym z nich i to raczej niewiele znaczącym. Link na Ich stronach oznaczony moim imieniem jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Nie jest może to strona zbyt bogata w wiadomości, ale jeśli cofniecie się w blogu wstecz zobaczycie jak wygląda życie jednego z wielu niepełnosprawnych naszego miasta. Mijacie ich na ulicy wielu zaszytych jest w domu ze swoimi problemami. Ja jestem przykładem osoby niepełnosprawnej, w której przypadku państwowe programy pomocy oraz przyjaciół przyniosły dobry skutek. Wyszedłem z domu, podjąłem pracę, założyłem rodzinę- problemów nadal jest wiele także potrzeb, ale moje życie jest aktywne podobne do Waszego. Wiem, że jeszcze nie dorównuję sprawniejszym wózkowiczom, ale może dzięki uporowi i rehabilitacji zmienienie to kiedyś. Jestem przykładem, że warto inwestować i pomagać niepełnosprawnym w starcie. Jakie potrzeby moim zdaniem są najważniejsze? Począwszy od przystosowania mieszkania, wyparzenia w sprzęt, który ułatwi życie po umożliwienie wyjścia z domu. Dalsza rzecz to komunikacja miejska czy wyposażenie chodników oraz tych miejsc, w których zwykły człowiek bywa by załatwić swoje sprawy w podjazdy,rehabilitacja. Zatrudnienie takich osób byłoby już dopełnieniem. Dużo tego? Tylko w teorii, bo to też zależy od osoby. Jednym wystarczy jedynie podjazd czy dobry wózek innym trzeba pomóc bardziej, ale spójrzcie inaczej- gdybyście Wy nagle znaleźli się w takiej sytuacji nie chcielibyście by pomogło Wam wasze miasto żyć normalnie? Ja zawdzięczam najwięcej rodzinie, przyjaciołom, ale wiele z tego to też udział programów pomocowych państwa. Bez niech nie kupiłbym nawet wózka aktywnego, bo jego koszt wynosił bez mała tyle, co mój dochód całego roku. Zdaję sobie sprawę że to wymaga jeszcze duzo czasu i środków ale im szybciej zaczniemy….

niedziela, 7 listopada 2010

Mija weekend. Nie był może wypełniony spektakularnymi wydarzeniami ale odwiedziny rodzinki całkiem miłe.Maleńka Patrycja sama słodycz :) Wreszcie usiadłem wygodniej i choć nadal jest to łóżko to trochę mnie uspokaja bo już nie czułem takich dolegliwości.Udało sie też poćwiczyć więc troszkę fizycznie lepiej.Postaram się robić to częściej. Pozdrowienia :)

czwartek, 4 listopada 2010

Jeśli ktoś czytał poprzedni blog i czegoś nie rozumiał to... nie jest jedynym. Musiałem go lekko poprawić bo sam zastawiałem się nad składnią i sensem.Gdyby czasem się to powtórzyło to soooory. Bardzo często piszę coś i nawet nie sprawdzam co nagryzmoliłem. Kiedy czytam następnego dnia sam z siebie się śmieje a przed Wami wstydzę za błędy lub złe wyrażenie myśli. Czasem zmienia to kompletnie sens treści jaką chcę Wam przekazać. Usprawiedliwiam się tylko pośpiechem :) choć ostatnio brzmi to w moich ustach śmiesznie skoro i tak całe dnie leże w łóżku. Apropo leżenia..... dobija mnie to... naprawdę już mam tego dość!!!!! Zasypiam budzę się i spędzam dzień nie ruszając się z miejsca. Każdego dnia myślę sobie- dobra, wytrzymam ale są dni że ogarnia mnie beznadzieja.

NY

Chyba nie pisałem jeszcze o jednym spostrzeżeniu z NY. Wszystkim obiły się nazwy Chinatown i Little Italy-to dwie dzielnice zbiegające się ulicami. Pierwsza wymieniona zupełnie odbiegała od moich wyobrażeń. Spodziewałem się czystej i kolorowej w szyldach zapisanych chińskimi literami zabudowy. Jakiejś orientalnej nuty a jedyne, co było w tej melodii to skośnoocy mieszkańcy. Chodnikowe stragany z różnorodnym zapierającym dech jedzeniem… zapierało bo śmierdziało. W ogóle było jakoś niechlujnie i głośno od rozmawiających, co krok chińczyków przez telefon. Oni przez nie gadają tak jakby miał słyszeć rozmowę ktoś stojący 20 metrów dalej.
Mała Italia ma na szczęście inny wizerunek. Fajny klimat włoskich restauracji. W jednej z nich zjedliśmy pyszny obiad podany przez Andrzeja Chyrę a raczej jego włoskiego sobowtóra. Miał kiedyś dziewczynę polkę, więc zagadywał do nas kilkoma słowami w naszym języku. Reasumując obydwie dzielnice warto zobaczyć ale u Włochów spędzamy więcej czasu :)

środa, 3 listopada 2010

Cześć. Jesień w pełni u mnie zastój. Wciąż leże w łóżku i nudzę się. Szkoda tak marnować czas, ale cóż zrobić… Przeskoczyć się nie da a ryzykować przesiadania nie ma sensu. Już wytrzymałem tyle to wytrzymam jeszcze troszkę. Zliczając to wszystko mam mały żal do ekipy z FAR-u. Mija tyle czasu i nikt poza Kubą który odwiedził mnie w szpitalu nawet nie zainteresował się co u mnie. Szkoda, że to wszystko się stało- szkoda z wielu powodów. Jednym z nich jest oczywiście niedokończenie obozu, na którym mimo wszystko nauczyłem się wiele oraz dnia dzisiejszego, gdy z wiadomych przyczyn tych umiejętności nie mogę rozwijać. W dużym stopniu wręcz cofnąłem się, bo przecież powrót do pełnej formy zajmie dużo czasu a okupione będzie jeszcze dodatkową rehabilitacją. Żałuję też, że moje wrażenia z obozu w Spale nie będą takie jak mogły być gdyby Karolina była bardziej ostrożna. Kurcze… zbyt mocno zaufałem „farowiczom”. Oni robią naprawdę kawał dobrej roboty tyle, że w moim przypadku nie wyszło tak jak powinno. Nie chcę narzekać, ale… w sumie to, dlaczego akurat na mnie padło? Podobno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło- zatem czekam na te dobre.
Ostatnio mam mniej możliwości by odezwać się do Was zarówno na blogu jak i prywatnie za co przepraszam i z tego miejsca pozdrawiam serdecznie.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Święto zmarłych.

Święto zmarłych.
Dzień w którym odwiedzamy naszych bliskich którzy odeszli. Niestety ja nie odwiedzę... Przepraszam Mamo :(