Czasem zastanawiam się, dlaczego nasz ludzki umysł jest taki
pogmatwany… niby do życia potrzebny jest nam tylko tlen, jedzenie, woda i
schronienie przed chłodem czy upałem, a potrafimy sobie tak wszystko
komplikować. Zamiast cieszyć się z drobnostek i tego, że wita nas nowy dzień za
uszami kłębi się ogrom mniejszych i większych spraw zwykle niewartych dłuższego
zapamiętania. Te wszystkie „niezbędne” zadania do wykonania, jakie sobie
narzucamy zabijają to, co w życiu jest o wiele ważniejsze niż ten automatyczny tryb.
Często zastanawiam się nad sensem tego pośpiechu, zjadających nasze życie dążeń
do tych narzuconych przez cywilizację norm. Czy naprawdę jest nam to wszystko
potrzebne?? Zadaje to pytanie i jednocześnie myślę o rzeczach, które wydają mi (niestety
w większości są) niezbędne czy choćby najzwyczajniej w świecie pożądane. Jakie
to płytkie…
Piszę o tym i smutno mi, że czas, w jakim żyjemy nie pozwala
na psychiczny luz i miłość do wszystkiego, wszystkich czy choćby samego siebie.
Chciałoby się przesiąść do innego pociągu gdzie szacunek do wszystkich i samego
siebie jest priorytetem, a nie marginesem… przestać oceniać ludzi, świat wedle przyjętych
szablonów. Skąd się bierze depresja u tych, którym na pierwszy rzut oka wiedzie
się doskonale? Niestety to jest właśnie ten społeczny miraż, w którym liczy się
tylko sukces i wymagający ciągłych starań status. Zastanawiam się czy u ludzi żyjących
np. w amazońskiej dżungli występuje taka choroba? Do szczęścia potrzebują tylko
zdrowia, udanego polowania i daszku z liści palmy żeby nie kapało im na głowę. Pełna
asymilacja z przyrodą i brak przywiązania do rzeczy czy miejsca… jak już za
każdym krzaczkiem wokół tymczasowej osady czai się „pułapka” przenoszą się bez
żalu dalej. Luz i harmonia, a my mówimy o nich „dzicy”…
Wymagania… wymagania… wymagania… od biednych kreatywności i
starań by wyszli z biedy, a kiedy im się uda to mają być skromni i hojni…, od
otyłych fit sylwetki, od chudych przyjętej wagi, dzieci od maleńkiego mają się
wyróżniać urodą i rozumem, wrodzonej inteligencji, a nie inteligentnego chamstwa,
od wszystkich urody itd. Czasem to wszystko jest tak sprzeczne, że nie sposób doścignąć
tego nawet w jakimś procencie.
Lepszym wyjściem dla naszej psychiki i zdrowia byłoby
przewartościowanie tych priorytetów… i tylko pytanie czy nas na to stać??
Niektórym się to udaje!! Stąd biorą się piękne historie,
które wszystkich wzruszają. Zwykle opowiadają one o ludzkiej empatii czy „ludzkich”
a nie materialnych sukcesach, budują wiarę w dobro i człowieczeństwo. Wierzę,
że dobro wcześniej czy później wraca takim samym echem. To uczucie, gdy komuś
się pomogło jest po prostu bezcenne!! Przecież można być miłym i uczynnym… partnerem,
rodzicem, dzieckiem, sąsiadem, szefem- CZŁOWIEKIEM!! Trzeba tylko znaleźć
równowagę między miękkim sercem, a twardą d…, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie
chciał… niekoniecznie w właściwym kierunku wykorzystać te cechy.
Nie wiem czy jest to możliwe, ale chciałbym kiedyś spojrzeć
wstecz i móc powiedzieć, że niczego w życiu nie żałuję. W tej chwili nie jest
to trudne choćby ze względu na niepełnosprawność, ale może na skraju życia, gdy
przejdę już wszystkie swoje ścieżki i odkryję jego sens zmienię to zdanie. Myślę,
że im więcej będzie w nim przyjaciół czy osób myślących o nas (MiT) z uczuciem
sympatii to będzie to łatwiejsze.
Ten rok razem z Monią zaczął nam się właśnie takim budującym
akcentem. Nie wiem, dlaczego, ale sprawił mi dużą satysfakcję, choć nie był to
praktycznie żaden wyczyn… tuż po północy podczas spaceru w noc sylwestrową
spotkaliśmy nieznajomego, który w pewnych okolicznościach stracił swój telefon.
Pomogliśmy mu go odzyskać, a jego wdzięczność okupiona była tylko Moni i moim
czasem oraz mocnym zmarznięciem, bo noc była chłodna. Wystarczyło zainteresować
się problemem nieznajomego i w nowy rok (niech to będzie dobra wróżba)
weszliśmy z miłą satysfakcją drobnej przysługi :) To co napisałem przyniosło mi
ulgę… mała terapia na pobudkę z egzystencjalną chandrą. Buziaki Wszystkim i
miłego dnia!!