piątek, 29 października 2010

Prześwietlenie
Wieczorem poprzedzającym dzień prześwietlenia zażartowałem do Moni- załatwisz mi żebyśmy jechali na sygnale? Załatwiła :) i to w obydwie strony. Tak więc jechałem z pompą bo inaczej nie zdążylibyśmy na umówioną wizytę stojąc długo w korku. W poczekalni dużo ludzi i pewna pani która jak się okazało leżała ze mną na oddziale. Powiedziała do nas kierując się do Moni
- Pani to taki anioł stróż. Od rana do wieczora przy mężu i teraz też- na pewno to doceni.
Doceniam!! Mam wspaniałą i opiekuńczą żonę z którą łączy mnie bardzo dużo. Uczucie to tylko jedno z tych rzeczy. Wspólne rozmowy i wspólny czas spędzany na rożne sposoby jest da nas obopólną frajdą. Czasem zastanawiam się czym jest małżeństwo?? Często słyszę o problemach, nieporozumieniach… przecież to może być tylko margines wspólnego życia. Czy my jesteśmy nienormalni że po trzech latach bycia razem jeszcze nigdy naprawdę nie pokłóciliśmy się?? A może to tylko nasz krótki małżeński staż wprowadza takie dobrodziejstwo? Oby nie!! Jest mi-nam dobrze tak jak teraz i chyba obydwoje chcemy by nie zmieniało się nic w naszych relacjach.

NY

Amerykanska gościnność.
Amerykanie, jako naród jest bardzo tolerancyjny. Nie spotkałem się z niczym, co zraziłoby mnie do tych ludzi.
Domowej nie doświadczyłem gdyż mieszkaliśmy w typowym polskim domu, w którym nie brakowało nam niczego. Tak naprawdę całe mieszkanie mieliśmy tylko do naszej dyspozycji. Do każdej dalszej wyprawy Iwonka zapewniała nam swój GMC i miłe towarzystwo. Lio hmmm cierpliwy gdy czekał aż zrobimy zakupy a sam po prostu fajny facet. Patryk, który zawsze był gotów do pomocy oraz Ola krzycząca zawsze –maaamoo baaabciuuuuu!! Czułem się tam jak wśród swoich. Chyba dla tej całej rodziny jest we mnie tęsknota za NY. Może jeszcze kiedyś zobaczę to miasto? Kto wie?? Dziękuję wszystkim- żonie, Remiemu i Adze oraz oczywiście nowojorczykom za wspaniałe wakacje!!

środa, 27 października 2010

NY

„Życie” w NY.
Jednym z największych wydatków naszej wyprawy było jedzenie. Wbrew wyobrażeniu żywność jest tam dla nas droga. Drugim wydatkiem są prezenty oraz własne zakupy a zaszaleć można choćby z ubrankami. Okazją mogą okazać outlety z firmowymi ciuszkami wielkości małych miasteczek umiejscowionych w pobliżu NY. Można tam obkupić się za przyzwoite pieniądze w same firmowe rzeczy. Inną bajką jest 5 aleja gdzie karty kredytowe aż piszczą w najdroższych sklepach. Mieści tam się nasza ulubiona marka ubraniowa Abercrombie & Fitch i właśnie ten sklep zrobił na nas największe wrażenie. Czuć go już kilka przecznic dalej o czym przekonaliśmy się wysiadając z autobusu! Wyobraźcie sobie pięciokondygnacyjny sklep w którego wejściu wita Was cztery osoby o urodzie modelek i modeli z najwyższej półki ubranych w firmowe Abercrombie. Dwóch facetów przy samym wejściu a niewiele głębiej dziewczyna i chłopak- ona śliczna w baaaaardzo króciutkiej mini i eksponującej ;) kobiece walory bluzeczce a on o wyrzeźbionej pięknie sylwetce w jeansach ledwie trzymających się na biodrach… Z wnętrza snuje się fajny zapach perfum rozpylanych automatycznie oraz przez innych pracowników chodzących tanecznym krokiem w rytm klubowej muzyki. Z resztą cała atmosfera bardziej przypominała nocny klub niż zwykły sklep. Pięć pięter w półmroku oświetlonych tylko punktowo tam gdzie leżały ubrania i co rusz skórzane kanapy. Oczywiście nie zabrakło i tam firmowego znaku A&F czyli głowy prawdziwego ogromnego łosia. Każdy detal był dopracowany, co do szczegółu. Co najbardziej mnie tam zaskoczyło? Otóż, aby wejść do środka trzeba było odczekać na czerwonym dywanie w kilkudziesięciu osobowej kolejce stojącej za sznurkowymi ozdobnymi barierkami. Wpuszczano tylko po kilkanaście osób skinieniem, które odbierało się prawie jak wielki przywilej. My z Monią weszliśmy bez kolejki i powiem Wam szczerze… takiego sklepu jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Ubrania świetne a otoczka marketingowa mistrzostwo świata i tylko szkoda że nasze kieszenie były zbyt biedne by kupić choćby 1/10 tego co nam się podobało.

wtorek, 26 października 2010

prześwietlenie

Hej. W czwartek prześwietlenie…Dowiem się jak ma się sprawa złamania. Mam pewne obawy czy zrasta się ale może to tylko obawy :( Leżenie już mnie wykańcza a najgorsze że irytują mnie takie błahostki… Z jednej strony świadomość ze marnuję czas a z drugiej ciężko zabrać się do czegoś konkretnego. Jedyny plus to czas na przejrzenie tych rzeczy w kompie na które brakowało go zawsze. Chcę już wstać i wrócić do pracy :( niestety to dopiero w przyszłym roku. Teraz powinienem rehabilitować się na specjalnym urządzeniu a wypożyczenie go to 40zł za dobę. Samo urządzenie kosztuje 17 tyś w najsłabszej wersji. Jak to się ma do zarobków…?Szkoda że Far nie interesuje się dalszymi sprawami.

poniedziałek, 25 października 2010

Co warto zobaczyć w Nowym Yorku? Trudno to tak uściślić… warto zobaczyć wszystko!!! Przecież to inny kontynent, niezwykłe miasto swoisty miszmasz narodowości oraz wielkomiejska architektura. Oczywiście będąc tam tylko kilka dni należy opracować sensowny plan zwiedzania i trzymać się go możliwie sumiennie. Sporym ułatwieniem jest tu tak zwany New York pass, który obejmuje kilka najważniejszych miejsc. Za wykupieniem go przemawia jeszcze jedno- oszczędzamy połowę pieniędzy niż płacąc za każdą atrakcję z osobna.
Co na mnie zrobiło największe wrażenie? Niechybnie Muzeum Historii Naturalnej z wszystkimi okazami zwierząt współczesnych oraz prehistorycznych. Te pierwsze wyeksponowane tak by wyglądały jak żywe w swoim naturalnym środowisku. Wszystkie ustawione w ruchu robiły wrażenie w swej ekspozycji. Było tam świetne planetarium z okazami meteorytów oraz „filmową” prezentacją powstania wszechświata wyświetlaną na kulistym suficie. Imponujące skamieniałości prehistorycznych zwierząt, jakie zawsze chciałem zobaczyć!
Meropolitan of Art.- największe dzieła świata od starożytności do czasów wielkich malarzy. By to wszystko obejrzeć z uwagą trzeba kilku dni, których niestety nie mieliśmy na tyle. Mimo pośpiechu zobaczyliśmy i tak bardzo dużo.
Widok z Empire… dniem i nocą zapiera dech a Times Square… o rany bilbordowy zawrót głowy. Oceanarium i Coney Island jest miejscem idealnym by odpocząć od upału otulonego sporym humitem. Ocean oraz bryza od niego dawała ogromną ulgę.
Statua?? Spodziewałem się że zrobi na mnie większe wrażenie. Z bliska owszem jest ogromna, ale trąci turystycznym blichtrem…osób z gąbkowymi koronami na głowach. Mimo to fajnie było przepłynąć się tam statkiem. Rozczarowany byłem Mo MA. Muzeum sztuki współczesnej, w której np. eksponatem było starszego typu radio. Wiele fotografii- czy ciekawych? hmmm kilka by się znalazło. O wszystkim napisać się nie da w kilku słowach. Dodam tylko, że choćby chodząc samymi ulicami odwiedza się znane z nazw zakątki miasta. Przykłady? Złoty Prometeusz, katedra św Patryka, Wall Street itd. Itd.
Uścisnąłem dłoń prawdziwego Indianina!! Nie nie był ubrany w pióropusz… pytał nas o drogę do pewnego Subway.Kiedy zapytaliśmy, jakiej jest narodowości odpowiedział- rdzennym Amerykaninem. Sam też był w NY przejazdem. Nie opiszę Wam wszystkiego, bo i jak? Trzeba to wszystko zobaczyć na własne oczy. Powiem tylko, że to wszystko miało dodatkowy urok- oglądałem to wszystko z kobietą mojego życia.

piątek, 22 października 2010

NY

Wreszcie Nowy York!!
Queens- dzielnica, w której mieszka Iwonka a więc dla nas to miejsce przez następnych kilka dni stało się bazą wypadową. Kiedy pierwszy raz jechaliśmy na Manhatan kilka początkowych stacji metra mieściło się na powietrzu. Dawało to okazję, aby zobaczyć kawałek miasta na obrzeżach. Widok znajomy z wielu filmów- dachy niezbyt wysokich ozdobionych sprayem budynków. Na nich gdzieniegdzie krzesełka czasem grille i inne przedmioty wskazujące że pojawiają się na ich płaszczyznach ludzie. Wszystkie budynki już nawet nie pamiętają czasów nowości. Chciałoby się powiedzieć wręcz zaniedbane i niebezpieczne okolice. Pewnie to tylko pierwsze wrażenie opina wyrobiona scenami z filmów na których zwykle gliniarze ścigają przestępców przeskakując z budynku na budynek. Dopiero spojrzenie w dalszą perspektywę nad ich horyzont pokazywało tą część NY która robi największe wrażenie.
- oooo Empire oooooo Chryler- wyrywało się z buzi.
W metrze tylko w wagonach było znośnie w nawiewie klimatyzacji. Stacją w większości brakowało tego luksusu, więc zaduch był obezwładniający. Dla mnie nawet sama jazda była ciekawa dzięki ludziom, którym mogłem dyskretnie przyglądać się. Rożne rasy różne stroje… czasem zaskakujące w doborze czy kolorystyce. Większość z nich ze słuchawkami na uszach, książką lub innym elektronicznym gadżetem w dłoniach. Ludzie tam różnią się od nas sposobem zachowania. Wydają się jacyś hmmm wyluzowani, życzliwsi sądząc po uśmiechach które mnie często spotykały, słowach grzecznościowych mimo że nikomu nie byliśmy znajomi.
Dotarliśmy pierwszy raz na Manhatan. Na dworze upał zgiełk ulicy ogromny, pełno ludzi drapacze chmur i żółte taksówki. W Moni obudził się instynkt pilotki wycieczek którą była jakiś czas temu… zaczęło się zwiedzanie…

środa, 20 października 2010

Droga do NY dłużyła się bardzo. Pewnie zmęczenie nas wszystkich zmianą czasu,podróżami i małą ilością snu miało ogromny wkład w nużącą jazdę autostradą. Dobrze że amerykańskie drogi są tak dobre a kultura jazdy kierowców właściwa. Trzy pasma na każdą stronę i zero wozów kamikadze co to pędzą na złamanie karku. Sześćdziesiąt pięć mil na godzinę i tyle jadą wszyscy jakby im się gaz zaciął. Aż trudno uwierzyć że pod maskami samochodów umieszczone są pięciolitrowe potwory.
Po trzech godzinach jazdy niemal dotarliśmy do miasta. Na moście przywitał nas mały trafik, ale widok oświetlonego Manhatanu wynagrodził nam powolną jazdę. Co miałem w tej chwili w głowie? Nie mogłem uwierzyć że ja… wózkowicz bądź co bądź który jeszcze nigdy nie był za granicą polski a teraz oglądam na własne oczy Nowy York z żoną obok siebie. Trudno w to uwierzyć… ta mała osóbka Monia ma jakąś siłę w odmienianiu mojego życia. Dziękuję Moniu :* za nowe życie za to że darzysz mnie takim uczuciem- z wzajemnością kochanie.
…a wracając do tematu…
Miasto robiło ogromne wrażenie- ogromem, ilością świateł i wysokością drapaczy chmur. W ciągu następnych dni miałem zobaczyć to wszystko z bliska!!! Dojechaliśmy do domu Iwony. Rozgościliśmy się szybko i po krótkiej naradzie na następny dzień udaliśmy się na spoczynek.