Wiele wiele razy śniłem o tym jak staję na nogi. Nigdy nie
sprawia to trudu… po prostu robię to i zaczynam chodzić, biegać i jest to takie
naturalne jak wasz każdy poranek.
Od pierwszych chwil, kiedy uświadomiłem sobie, w jakim
stanie się znalazłem powiedziałem sobie, że wózek to nie może być moja
przyszłość.
Obiecałem sobie, że jeśli tyko będę mógł ćwiczyć, walczyć o
powrót do sprawności będę to robić choćby nie wiem co. Nie okłamałem… od niemal
dwudziestu jeden lat niezmiennie trzymam się tych postanowień.
Chciałem być gotów na czas, kiedy wymyślą sposób na
stawianie do pionu takich złomków jak ja- dlatego ćwiczę, haruję wciąż i wciąż.
Już wtedy w dziewięćdziesiątym trzecim
roku mówiło się o czymś takim jak komórka macierzysta i jej cudownej mocy…
trzeba tylko czekać jak metoda stanie się medycznym faktem. I tak czekałem szukając
informacji gdzie tylko można czy ten medyczny „cud” jest już bliżej
rzeczywistości.
Kiedy mówiłem o tym „medykom” widziałem tylko niewyraźny
uśmiech pod nosem i szept do rodziców, że to tylko fantazja, która być może
kiedyś… ale żebym na to nie liczył… Czekałem i czytałem o postępach na
przełomie niemal dwudziestu jeden lat… wiem… dwadzieścia jeden lat żeby pójść
do lasu i móc widzieć to wszystko co kiedyś tak kochałem to długo… to
oczywiście tylko jedna z moich fantazji gdybym wrócił do zdrowia.
Odszukane
wiadomości mówiły o wielu sposobach, „ścieżkach”, którymi idą naukowcy świata,
aby mój sen stał się faktem to marny ślad, żeby nie wskazywał on, że nie jest
to już tylko mrzonka marzycieli o stawianiu chromych na nogi jak uczynił to
wedle pisma świętego Jezus. Ostatnia wiadomość o tym przyszła do mnie kilka dni
temu i to z miejsca, którego bym się nie spodziewał.
Wreszcie są prawdziwe
sukcesy i to tuż za „miedzą”!!! Tu nie jest już mowa o zwierzątkach (tak sądzę)
i doświadczeniach, tylko o ludziach, którym ten cudowny lek, jakim jest komórka
macierzysta pomaga. Jak duży jest to sukces dowiemy się niebawem, ale bez
względu na czas udoskonalania metody po własne nogi stanę, jako jeden z
pierwszych
Kiedy to się stanie będę gotów, aby poświęcenie moje, mojej rodziny
i teraz żony nie poszło na marne!! Już nie las przemierzany na własnych nogach
jest moim pierwszym marzeniem i priorytetem, a syn i kopanie z nim piłki na
boisku. Może sen Moni o plaży spełni się… w którym biegam za maluchem… Jestem
gotowy do walki o to wszystko i kiedyś dopnę tego jakem Tomek Osóbka!!!
Kiedyś
to ja zabiorę żonę w jej wymarzone miejsca… i spełnię marzenia, jakie
dotychczas Ona spełnia dla mnie. Kiedyś zadziwię tych, którzy zwątpili… kiedyś
im pokarzę!! Pokażę tym, którzy dali mi swój trud i własne życie, aby było to
możliwe… MAMO. Wiem jak bardzo byłby ze mnie dumny mój tata i siostra, którzy
mam nadzieję niezmiennie jak na początku tej wyboistej drogi pamiętają mnie,
jakim byłem. Dziś „medycy” już nie uśmiechają się drwiąco… biorą komórki
macierzyste za metodę leczenia, a nie fantazję przyszłości… niemal ćwierć wieku
na to czekałem… na szczęście jest to weryfikowane, bo mam coraz więcej powodów
by żyć normalnie!!
Już dwa lata temu trafiłem na lekarza, który chciał mnie… o
dziwo leczyć neurologiczne, a nie :) umysłowo… w Izraelu… nie chcę wiedzieć czy
to była tylko szansa abym już stał na nogach… pieniądze… ehhhhh nie chcę na raty… dziś
poczuje pan, a jeśli podamy coś to będzie szybciej… chcę, ale tyle ile się da... bezwarunkowo, bo zdrowie to nie coś czym można kupczyć.
Boję się tylko jednego… zapory finansowej… tej wrednej przeszkody,
która nie powinna istnieć, kiedy zdrowie i życie człowieka stawia się na
szali. Mój przyjaciel mówił „ forsa jest forsa" do Moni… ty znajdź możliwości”… fuck…. BOŻE…
tylko nie ta „marność”...wyznacznikiem… tak czy nie…