piątek, 31 stycznia 2014

Głosowanie tylko do 06 luty



Blog Roku… :)… są osoby, które wierzą, że wygram… a przynajmniej jedna… i tak się składa, że nosi to samo nazwisko co ja. Dla mnie sukcesem jest każda osoba, która wejdzie na mój blog, potem powróci, aby coś przeczytać, więc myślę o konkursie jak o maratonie- liczy się udział, a nie miejsce. Nie oznacza to, że nie chciałbym... ale to raczej kwestia miłej fantazji niż realne szanse. Wiem, że mój blog wymaga dłuższej chwili, aby się z nim zapoznać, a to dziś pewien minus, bo wielu skupia się na ładnych obrazkach, a mniej na treści. Cóż... pięknych zdjęć niestety nie robię, a chwalić się czyimś talentem nie umiem. Piszę, bo lubię i jest mi miło gdy widzę że ktoś jednak to czyta :) 
Wiadomość dla wszystkich zaglądających obecnie oraz tych których wirtualna fala zepchnie przypadkiem na dłużej podczas internetowego surfowania w moje blogowe progi…
Uruchomiono już możliwość głosowania w II etapie konkursu Blog Roku. Aby oddać swój głos na mnie trzeba wysłać SMS o treści A00599 na numer 7122
Można wysłać tylko 1 sms (1,23 zł)do dnia 06 luty 2014 r. Z góry dziękuję za ewentualne zainteresowanie :)

wtorek, 28 stycznia 2014

"Magiczny prysznic"



Pamiętacie zimę, gdy ledwie wystawało się zza stołu? Na sankach do bólu byleby górka wiozła w dół. Po raz setny w pocie czoła pokonywana w przemoczonych butach i rękawiczkach wspinaczka po stromej ścieżce z sankami ciągnionymi za sobą za sznurek? Spodnie sztywniejące od mrozu i białe przy nogawkach od oblepionego śniegu? U nas ognisko organizowane na szybko żeby się troszkę ogrzać… czasem pod dachem z gwiazd, a niekiedy pod nawisem skalnym blisko naszego domu. Wojna na gałki wyrzucane zza śniegowych fortec czy spacery po kolana śniegu lesie podczas tropienia ludzkich śladów w poszukiwaniu pułapek z drutu zastawianych przez złych ludzi na biedne leśne zwierzątka. Czasem znajdowaliśmy ich całkiem sporo… potem gry na Atari w ciepłym domu u ciotki Dyzia w Montezumę.
Przypomina mi się jak staliśmy w trzech patrząc na dziewczyny wyglądające przez szarą z brudu szybę klatki. Jakbyśmy się umówili szybki rzut ulepionej ze śniegu gałki niemal w tym samym momencie w ich kierunku… brzdęk stłuczonej szyby… nim zdążyłem się zorientować szybki salw ucieczki kolegów z miejsca zdarzenia… moje nogi same ruszyły za nimi… kierunek w dół na dużą polanę… upiekło nam się… nikt nas nie dorwał za ten wyczyn. Zima wtedy była jakaś inna… ciekawsza i w niczym nie przeszkadzała, jeśli chodzi o radochę i fan.
Każda pora roku miała swój urok. Jesień z kasztanami strącanymi badylami z drzew wśród zapachu spalanych resztek opadającej z liści przyrody w pobliskich ogródkach.
Wiosna ze zrzucanymi przy pierwszych promieniach słonecznych kurtkach i inauguracja sezonu kąpielowego nierzadko w długi weekend majowy. Dreszczyk emocji na wagarach w lesie z dziewczynami i kanapki do szkoły pieczone nad wesołymi płomykami trzaskających z suchych gałęzi.
Wakacje nad naszym Rejowskim stawem, dyskoteki i nocne pływanie… na waleta. Na plaży piasek, na sobie kąpielówki oraz śliniący olejek do opalania na brązowej skórze… spojrzenia i podryw płci przeciwnej. Ochłoda w zimnej wodzie po grze w kosza i częste żarciki zastawiane na niczemu nieświadomych kolegów czy bogu ducha winnych ludzi.
Jednym z żartów, który pamiętał był „magiczny prysznic”, który uruchamiał się tylko nam na klaśnięcie dzięki pewnemu trikowi. Wystarczyło przytkać dłonią rurę, którą napełniano brodzik dla dzieci… nieliczni wiedzieli, że woda leci tylko tu albo tu. Konsternacja klaszczących ludzi spoglądających na suche sitko była przepiękna… szczególnie, gdy sekundę po tym jak on wychodził spod prysznica wchodził któryś z nas i woda leciała tuż po podwójnym klaśnięciu… niektórzy wracali… nasz głośny śmiech wyrywał ich z błogiej nieświadomości oraz zastawionego na nich żartu.
Była jeszcze szkoła… niestety… ale i tu były pewne plusy. Pierwsze miłostki, liściki (sms nie istniał) i emocje „czasów pierwszych” ;) ehhhhh I te szalone osiemnastki.
Dorastanie było piękne…

wtorek, 21 stycznia 2014

„Grobowiec świetlików”



„Grobowiec świetlików”
Animacja w starym stylu i choć to Japońska produkcja niczym nie przypomina tych strzelających przepełnionych walką koszmarków rodem Pokemony. Bajka nie bajka, bo na pewno nie jest skierowana dla młodszej widowni, choćby z powodu historii w niej opowiadanej. Na pierwszym miejscu jest para bohaterów składająca się z rodzeństwa na planie teatru wojennych wydarzeń wśród cywilnej części Japońskiego społeczeństwa. Starszy brat opiekuje się trzyletnią siostrą w miejscu, które beztrosce dzieciństwa jest bardzo obce. Historia smutna, ale przypadnie ona do gustu tym, którzy lubią się wzruszyć podczas filmu. Nie wszyscy lubią animacje, szczególnie taką w starym stylu, lecz proszę się nie zrażać, bo postaciom nadał rysownik tyle życia, tyle szczegółów prawdziwych ludzi, że szybko zaciera się w świadomości rysowana kreska.
W japońskich bajkach, jakie ja pamiętam z dzieciństwa zawsze był jakiś mądry morał. Dla mnie w tym dziele jest nim to, że wojna jest bardzo okrutna bez względu na stronę, z której się ją pokazuje. Niestety największym przegranym jest zwykły człowiek... mały czy duży to już bez znaczenia, ale ten, który po prostu, aby żyć potrzebuje spokoju i bezpieczeństwa a nie głodu, karabinów i bomb lecących z nieba. Zachęcam do poszperania w internecie za tą pozycją, choćby z ciekawości takiej jak moja, gdy polecono mi ten film.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Na to wlaśnie czekałem i jeszcze z większą nadzieją czekam na dalsze...



Kochani wielkie dzięki za zainteresowanie, wsparcie i swoją uwagę względem treści moich postów. Poniżej pisałem, że czekam na dalsze wiadomości o metodzie leczenia opracowywanej przez lekarzy z Kliniki Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu i dzięki Waszej czujności (Asiu ) mogę napisać już ciut więcej.
Zatem jeśli wierzyć niezbyt kompletnym informacją zawartym w artykule, którego link przedstawiam na końcu postu mamy już pewien konkret. Jedna z osób leczonych tą nowatorską metodą, a która utraciła całkowicie władzę w nogach odzyskała w nich ruch i czucie!! Pierwsza taka wiadomość odkąd usłyszałem o komórkach macierzystych.
Tu uspokajam sam siebie, bo choć to pierwsza wiadomość o prawdziwym sukcesie u człowieka brak jeszcze kilku istotnych wiadomości. Po pierwsze nie wiadomo jak długo ten pan był po wypadku. Trudno jest mi też ocenić jego stan przed operacją oraz wszczepieniem komórek macierzystych.
Niemniej jednak jest to dowód, że metoda idzie w dobrym kierunku. To nie jest już szczurek, którego rdzeń kręgowy jest bardzo krótki w porównaniu do ludzkiego tylko dorosły człowiek. Konkretny sukces na pewno daje realną nadzieję dla takich jak ja i już nie mogę doczekać się na następne wiadomości.
Pracuje nad tym cały świat i wiem, że jesteśmy już bliżej opracowania skutecznej metody niż kiedykolwiek. Jakże cieszy, że tak wielkim powodzeniem mogą pochwalić się nasi lekarze. Jeśli usłyszę niebawem o kolejnym pacjencie, któremu uda się przywrócić czucie i władzę w kończynach zacznę naprawdę się cieszyć.
Stanie się to wcześniej czy później powszechnym faktem… mam nadzieję jednak, że wcześniej… że kolejne newsy wywołają duży uśmiech na naszych twarzach. Nawet nie wyobrażam sobie dnia, w którym wraca to wszystko, co utraciłem 12.08.1993 r. Widziałem ludzi, którzy wstawali po udarach i powiem Wam coś niebywałego… jakby się odrodzili ponownie… ja też chcę odrodzić się i…
A ekipie z Wrocławia w fartuchach życzę spektakularnych sukcesów!!!

sobota, 18 stycznia 2014

A jeśli to....



Wiele wiele razy śniłem o tym jak staję na nogi. Nigdy nie sprawia to trudu… po prostu robię to i zaczynam chodzić, biegać i jest to takie naturalne jak wasz każdy poranek.
Od pierwszych chwil, kiedy uświadomiłem sobie, w jakim stanie się znalazłem powiedziałem sobie, że wózek to nie może być moja przyszłość. 
Obiecałem sobie, że jeśli tyko będę mógł ćwiczyć, walczyć o powrót do sprawności będę to robić choćby nie wiem co. Nie okłamałem… od niemal dwudziestu jeden lat niezmiennie trzymam się tych postanowień.
Chciałem być gotów na czas, kiedy wymyślą sposób na stawianie do pionu takich złomków jak ja- dlatego ćwiczę, haruję wciąż i wciąż.  
 Już wtedy w dziewięćdziesiątym trzecim roku mówiło się o czymś takim jak komórka macierzysta i jej cudownej mocy… trzeba tylko czekać jak metoda stanie się medycznym faktem. I tak czekałem szukając informacji gdzie tylko można czy ten medyczny „cud” jest już bliżej rzeczywistości. 
Kiedy mówiłem o tym „medykom” widziałem tylko niewyraźny uśmiech pod nosem i szept do rodziców, że to tylko fantazja, która być może kiedyś… ale żebym na to nie liczył… Czekałem i czytałem o postępach na przełomie niemal dwudziestu jeden lat… wiem… dwadzieścia jeden lat żeby pójść do lasu i móc widzieć to wszystko co kiedyś tak kochałem to długo… to oczywiście tylko jedna z moich fantazji gdybym wrócił do zdrowia. 
Odszukane wiadomości mówiły o wielu sposobach, „ścieżkach”, którymi idą naukowcy świata, aby mój sen stał się faktem to marny ślad, żeby nie wskazywał on, że nie jest to już tylko mrzonka marzycieli o stawianiu chromych na nogi jak uczynił to wedle pisma świętego Jezus. Ostatnia wiadomość o tym przyszła do mnie kilka dni temu i to z miejsca, którego bym się nie spodziewał. 
Wreszcie są prawdziwe sukcesy i to tuż za „miedzą”!!! Tu nie jest już mowa o zwierzątkach (tak sądzę) i doświadczeniach, tylko o ludziach, którym ten cudowny lek, jakim jest komórka macierzysta pomaga. Jak duży jest to sukces dowiemy się niebawem, ale bez względu na czas udoskonalania metody po własne nogi stanę, jako jeden z pierwszych
Kiedy to się stanie będę gotów, aby poświęcenie moje, mojej rodziny i teraz żony nie poszło na marne!! Już nie las przemierzany na własnych nogach jest moim pierwszym marzeniem i priorytetem, a syn i kopanie z nim piłki na boisku. Może sen Moni o plaży spełni się… w którym biegam za maluchem… Jestem gotowy do walki o to wszystko i kiedyś dopnę tego jakem Tomek Osóbka!!! 
Kiedyś to ja zabiorę żonę w jej wymarzone miejsca… i spełnię marzenia, jakie dotychczas Ona spełnia dla mnie. Kiedyś zadziwię tych, którzy zwątpili… kiedyś im pokarzę!! Pokażę tym, którzy dali mi swój trud i własne życie, aby było to możliwe… MAMO. Wiem jak bardzo byłby ze mnie dumny mój tata i siostra, którzy mam nadzieję niezmiennie jak na początku tej wyboistej drogi pamiętają mnie, jakim byłem. Dziś „medycy” już nie uśmiechają się drwiąco… biorą komórki macierzyste za metodę leczenia, a nie fantazję przyszłości… niemal ćwierć wieku na to czekałem… na szczęście jest to weryfikowane, bo mam coraz więcej powodów by żyć normalnie!! 
Już dwa lata temu trafiłem na lekarza, który chciał mnie… o dziwo leczyć neurologiczne, a nie :) umysłowo… w Izraelu… nie chcę wiedzieć czy to była tylko szansa abym już stał na nogach… pieniądze… ehhhhh nie chcę na raty… dziś poczuje pan, a jeśli podamy coś to będzie szybciej… chcę, ale tyle ile się da... bezwarunkowo, bo zdrowie to nie coś czym można kupczyć.
Boję się tylko jednego… zapory finansowej… tej wrednej przeszkody, która nie powinna istnieć, kiedy zdrowie i życie człowieka stawia się na szali. Mój przyjaciel mówił „ forsa jest forsa" do Moni… ty znajdź możliwości”… fuck…. BOŻE… tylko nie ta „marność”...wyznacznikiem… tak czy nie…
PRZECZYTAJCIE PROSZĘ TEN ARTYKUŁ http://www.rmf24.pl/fakty/news-komorki-wechu-naprawia-rdzen-kregowy-jest-dobrze-wyniki-sa-r,nId,1089225# … takie wiadomości dają mi siłę…