piątek, 28 lipca 2017

5 dni

Jeszcze 5 dni i zobaczę, przymierzę oraz dosiądę swoją nową brykę!! :) Ma już wiadomość, że wszystkie podzespoły dotarły i dziś przechodzą montaż i ostatnie szlify. W środę jadę dopasować wszystko już do siebie, sfinalizować formalnie zakup i najważniejsze... zabrać wózek ze sobą :)!!!
Cieszę się jak głupi, ale też boję żeby wszystko wyszło jak trzeba... to jednak strasznie dużo pieniędzy. Wózek jest indywidualnie robiony nie ma możliwości wymiany na drugi jak to się robi w sklepie sportowym kupując rower. Na wózku siedzę 24 lata i nigdy nie miałem naprawdę dobrego wózka. Wiąże z nim duże nadzieje związane zarówno z mobilnością, jak i rehabilitacją. Po wszystkich trwających kilka lat perypetiach związanych ze złamaną nogą i powikłaniami przytyłem mocno, a to mi się nie podoba. Muszę mieć dużo ruchu i pomoże mi w tym mój nowy rydwan :) Nawet nie wiecie jak jestem Wam wdzięczny za pomoc w zakupie!!! Ogromne DZIĘKI za wszystko :)

piątek, 21 lipca 2017

Picasso w wersji face painting



Może nie uwierzycie, ale naprawdę podziwiam…, a jednocześnie nie rozumiem. Piszę tu o Was drogie dziewczyny… o chwilach jakie spędzacie na przygotowania do wyjścia. Im większa ranga okazji tym dłuższe przygotowanie i okupacja łazienki gwarantowana. Ja po pięciu minutach tego co Wy robicie tam sobie mam serdecznie dość siebie i wyjścia gdziekolwiek :)
Te wszystkie zabiegi… lakiery na pazury, kolorowe "farbki", mizianie po twarzy pędzelkami itd. Na zawołanie budzi się w Was jakiś artysta… Picasso w wersji face painting.
Kiedy się temu przyglądam zawsze, ale to zawsze czekam na jeden moment… to zdziwienie na twarzy, kiedy w Waszych smukły dłoniach pojawia się szczoteczka do malowania rzęs!!?? Niezmiennie u każdej kobiety jaką widziałem przy tej czynności w tej chwili szczeka opada, a oczy otwierają się na całą szerokość. Zdziwienie zazwyczaj trwa, dopóki szczoteczka nie wróci do tubki i przybornika.
Ja się pytam co Was tak dziwi ten moment?? Długo zachodziłem w głowie skąd ta konsternacja, aż wreszcie mnie olśniło… też bym się zdziwił, że nie wydłużyło!!
To zdziwienie to chyba forma rekompensaty za wydane na tusz pieniądze … pisało przecież podkręca, pogrubia i wydłuża!! A nam wmawiacie, że rozmiar się nie liczy ;)
Dla mnie to jest jak jakiś swoisty rytuał przed wyjściem z domu… perspektywa zdziwionej miny, a wcześniej zadawane przeze mnie pytanie z miejsca poza zasięgiem ręki Moni…
- Kochanie będziesz się jeszcze malować??
Ułamek sekundy po pytaniu przeszywa mnie seria piorunów z oczu Moni!
- A kiedykolwiek wyszłam nieumalowana?!!!! - rzuca z przekąsem
- No nie zdarzyło się, ale zawsze może być ten pierwszy raz… nie chcę przegapić- odpowiadam z rozbawieniem.
 Z drugiej strony może to i dobrze, bo przynajmniej nie nudzi mi się jak Monia w porwie artyzmu potrafi aresztować łazienkę na dłuższy czas. Mogę go wykorzystać z kolei na filozoficzne zmagania, na których koniec i tak zdaję sobie sprawę, że jestem na przegranej pozycji!! Cóż… chyba jeszcze nie urodził się taki facet, który potrafi odczytać i zrozumieć ten matrix kobiecego umysłu.
Oczywiście tak samo niezmiennie jak moje pytanie czy grymas przy rzęsach przychodzi jeszcze stały element. Kiedy odbijam pieczęć umysłowej porażki nad zgłębieniem kobiecej natury. Podchodzi Monia do mnie, omiata buzię wirtualnym wachlarzem z dłoni i pyta…
 – I jak?
Taka zagadka chyba…, a przecież mój umysł ugotował się przed chwilą po tej burzy rozmyślań w głowie!! Stoi przede mną przecież ta sama kobieta, która przed chwilą była tak zdziwiona, gdy sama siebie zobaczyła w lusterku. Jak powinienem się zachować???
Wziąłem się na sposób!! Robię praktycznie to co Ona, kiedy bierze szczoteczkę z tuszem do rzęs… opuszczam szczękę, otwieram szeroko oczy i mówię głośno WOW. To działa panowie!! Mówi o tym subtelny, rysowany ledwie zauważalnym uniesieniem kącików ust uśmiech. Nawet boję się podjąć w rozważaniach co też budzi się w tej chwili w myślach kobiet… nie ma już na to czasu, a przecież nim wyjdziemy czeka jeszcze temat pełnej szafy…i tego, że nie w nic do założenia!!!
Jeśli temat Wam się spodobał zapraszam jeszcze do starego posta z linku poniżej :) Temat kobiet chyba nigdy mi się nie znudzi… bo uwielbiam Was DZIEWCZYNY!!
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1023915770955388&id=312300628783576
http://wwwtomekosobkapl.blogspot.com/search/label/O%20kobietach

Oczekiwanie

Potrzebna jeszcze szczypta cierpliwości, w którą muszę uzbroić się nim pojadę na nowym sprzęcie... Fundacja przelała już pieniądze do sklepu, ale nie dotarły jeszcze wszystkie podzespoły składające się na mój nowy rydwan. Będę też musiał pojechać po niego do Bytomia, aby dostroić go do mojego... wiecie czego :) Z jednej strony to dobrze, bo ustawienie wózka jest bardzo ważne i wcale niezbyt proste. Jeśli zrobi się to dobrze przez kilka następnych lat nie trzeba będzie nic majstrować przy nim. Jeśli dobrze zrozumiałem to oparcie i koło Freewheel zdąża do nas z Ameryki!!
Troszkę szkoda mi całego dnia urlopu jaki stracimy na jazdę i dostrajanie… nie mówiąc już o wydatku na paliwo. Szacun dla właściciela sklepu, że chce wszystko dopracować i zależy mu na pełnym zadowoleniu Tomcia :) Zdaję sobie sprawę, że zadowolony klient to najlepsza reklama. Niemniej jednak wehikuł przewiezie mnie dopiero w sierpniu

wtorek, 11 lipca 2017

Spacer po stolicy :)

Człowiek nie maszyna wypoczywać musi… Pierwszy wolny weekend w pracy, ładna pogoda, a i samopoczucie po smarkatych dniach już jakby lepsze. Nic dziwnego, że w przypływie radości zachciało mi się rozerwać swoją dziewczynę… najprościej byłoby zrobić to jak ten szary o kilkudziesięciu licach, kiedy jego wybranka rozlatywała się na miliony kawałków… albo kupić jakiś granat, ale ani jak bogaty i piękny, ani ja piroman :) Zachciało mi się po prostu na spontanie zabrać Monię w miasto!! Nasze auto troszkę zaniemogło, więc postanowiliśmy użyć miejskiego transportu, do przystanku mamy blisko.
Ponieważ starówka w Warszawie pokryta jest brukiem to zdecydowałem się posadzić zadek na elektrycznym wózku. Plus, że drogę mogłem pokonywać sam na czterech kołach, a nie dwóch prowadzony przez Monię. Minus to akumulator i jego marny już zasięg. Słabe baterie wymuszają przemyślenia planu miejskiej podróży i ograniczenie ruchu kół własnego fotelika.
Pełni animuszu stanęliśmy z Moniką na przystanku… animusz nieco spadł, gdy przyjechał autobus, a ludzi z sekcji, gdzie wjeżdża wózek inwalidzki przymurowało do podłogi. Kierowca uznał, że w takim przypadku kulawy ma pierwszeństwo i zaczął „namawiać” jedną z dwóch mam z dzieckiem w wózku do opuszczenia autobusu… beton pod butami innych pasażerów trzymał mocno. Mnie się głupio zrobiło i chciałem wysiadać, ale dzielne dziewczyny jakoś wymanewrowały pomiędzy żywymi słupami i zmieściliśmy się wszyscy:)
Postanowiłem sobie w myślach, że dziś nic nie zmąci mojego spokoju… spokój zachwiał się nieco, gdy po wyjściu z autobusu jedyna winda w tym miejscu przywitała nas informacją „Przepraszamy awaria windy” … kartka aż brudna ze starości… tutaj utknąłem już nie pierwszy raz- przypomniałem sobie.

Przeszkodę pokonałem… rajdem na przełaj jednej z największej ulic Warszawy odprowadzany wzrokiem ludzi w samochodach.
Przejechałem, nic mnie nie rozjechało, więc parliśmy dalej do celu. Wskoczyliśmy do metra ustawiliśmy się na peronie i… zachciało mi się… odwrót, zmiana piętra windą (dobrze, że działała), poszukiwania kibelka z ludzikiem na kołach… sprawa robi się pilna… jest... ulga!! A właściwie byłaby, gdyby nie widok, który zastałem wewnątrz WC… barierki są… cokolik jest… postument też to teraz jeszcze tylko posadzić tam jakąś postać… może być nawet jakaś osóbka :) Cokolik na zdjęciu wygląda mniej okazale niż na żywo, ale jak mu się przyjrzałem to skojarzył mi się nawet z progiem skoczni narciarskiej… wyobraziłem sobie nawet Tajnera… ajjjjjjj jak on do mnie wredny machał tą flagą!!!

Oszczędzę szczegółów i tylko napiszę, że i ta bariera została pokonana. Drzwi WC zamykałem za sobą z uśmiechem… już sam nie wiem czy szczęścia z kontynuacji naszego relaksacyjnego wypadu czy ulgi z pozostawionych za sobą spraw.
Po chwili byłem znów na peronie metra i czekałem na podziemny pociąg. Kiedy przyjechał zaskoczyła mnie odległość i różnica poziomów pomiędzy peronem a wagonem…, ale niewiele czekając postanowiłem wziąć przeszkodę tyłem… utknąłem pomiędzy… czterech rosłych facetów wciągnęło mnie na pokład… ja i wózek elektryczny to blisko 200kg (czekam już na mój nowy wózek z kołem na teren… elektrykiem już nigdy nie jadę!). Trochę mi było głupio, więc już sam nie wiem czy teraz uśmiechałem się czy rozciągałem usta, żeby nie wyglądać beznamiętnie jak większość naszych rodaków??
Wyjście poszło prościej i hop… niedługo potem spacerowaliśmy po starówce :)

Moją uwagę zwróciły ruchome postacie z Misia Puchatka, które zachęcały dzieci do zdjęć z nimi samymi. Skoro zdjęcie z balonami było po 10zł… to oryginalna postać mogłaby… ile zarobić?
Przez chwilę pomyślałem o Moni i Mai… pszczoły mają przecież fajną pracę… latają, bzykają i nektar zbiegają… i wystraszyłem się, że od tej roboty na powietrzu może Moni znudzić się to środkowe… Porzuciłem pomysł!!! Kostka brukowa na starówce na elektryku nie sprawia zbytniego trudu, dostarcza tylko wibracji i naturalnego masażu dla wnętrzności (dobrze, że byłem na „cokole”), ale nie nawierzchnia była już najważniejsza. Była piękna pogoda, ciepło i odprężająco… fajnie z żoną u boku… nie żałowaliśmy trudów dotarcia w to miejsce. Spacer po Starówce był po prostu cudny… architektura, Syrenka, Barbakan.

Monia postawiła mi loda… ja Jej pierogi… bez skojarzeń proszę ;) :)!!! Nie będę robił antyreklamy, bo wybraliśmy tanie miejsce, ale pierożek z mięsem powinien w otulinie z ciasta zawierać go troszkę.
Potem ruszyliśmy na Podzamcze… musiałem zacząć oszczędzać baterię, więc z góry sprowadzała mnie Monia... tak na luzie..., bo odłączyła silniki. Luz się zakończył, gdy trzeba było wracać się dokoła, zatrzymały mnie schody i tyle zaoszczędziłem prądu :) Monia poszła schodami, więc spotkaliśmy się na Podzamczu, gdzie w ramach odpoczynku wstawiliśmy mordki do słońca siedząc na świeżo skoszonej trawie.
Gdy zaszło słońce za drzewami ruszyliśmy w krótki rajd koło fontann, a potem już prawie prosto nad Wisłę i jej Bulwary. Prawie prosto, bo odbiliśmy się od drzwi kolejnej niedziałającej windy i nadrobiliśmy kawałek drogi na żrących prąd silnikach wózka grrrrrr…
Kilka chwil w ramionach Moniki znów przywróciło „kocham cały świat” w moim pokojowo nastawionym umyśle. Spędziliśmy tu z godzinę, a potem powoli ruszyliśmy w drogę powrotną.
Zaczepiliśmy o Arkady Kubickiego, gdzie poznaliśmy sympatycznego Karela z Brna, który podróżował na jednym kółku.
Następnie ulica Grodzka w górkę… akumulatory łapały już opary… z chodnikiem zastawionym w kilku miejscach rzuconą kupą żelastwa barierek przygotowanych na poniedziałkową, comiesięczną fiestę prezesa K… Ominąć nie sposób, Red Bull nie dodał mi skrzydeł, więc zjechałem z wysokiego krawężnika elektrykiem omal nie zaliczając gleby!!
Wreszcie zobaczyłem schody ruchome na Trasie W-Z. Winda jadąca pochyło wyprowadziła nas ponownie na Stare Miasto, skąd udaliśmy się do stacji metra.
Znów utknąłem pomiędzy peronem i wagonem, ale mięśnie Moni i starszego Pana wyrwały mnie z opresji. Jeszcze tylko pół godzinki w oczekiwaniu na 517 niskopodłogowe i siup… byliśmy znów w domu!!
Na koniec napiszę szczerze… to był świetnie spędzony dzień, bo z Moniką trudno się nudzić i w ogóle pęknie jest spędzać czas we dwoje. Starówki nie będę porównywał do innych miejsc, ale podziwiam ją zarówno za wygląd jak i trud z jakim zmierzyli się Ci co ją odbudowali z pyłu i gruzu. Dobrze jednak, że nie zdarza mi się konieczność pokonywania miasta samemu, miejski rajd może być męczący dla ludzi na nogach, ale dla kulawych to nie tylko fizyczne zmęczenie… to próba charakteru i logistycznych umiejętności!!
Pozdrowienia, miłego dnia i duuuuuuuuużo uśmiechu dla WSZYSTKICH!

piątek, 7 lipca 2017

Już niebawem nowa fura :)

Ależ miło :) Dziękuję kochani za wsparcie... chyba już mi lepiej. Dobrze, że to teraz, bo za kilka dni przyjdzie mój wózek, a chciałbym go wypróbować w pełni sił. Podobno pomiędzy 10 a 15 lipca powinien być już w Polsce. Dotarcie do mnie to już kwestia dnia lub dwóch :) Strasznie się cieszę i drżę tylko żeby został zbudowany tak jak chcę. Siedziałem na tym modelu kilka godzin i choć to był egzemplarz pokazowy, czyli niedostosowany dla mnie był już całkiem niezły. Zrobiony pode mnie musi być SUPER :) Sam siebie nie poznaję, bo zawsze byłem cierpliwy, a teraz już... miałem napisać przebieram nogami ha ha ha
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę miłego weekendu. Zdrówka i Wam kochani!!

Mój biedny nos...

Co robi facet kiedy jest przeziębiony? WALCZY O ŻYCIE!! Całą zimę broniłem się dzielnie przed wszelkim zarazem, a tu mnie w lato dopadł wredny… lato może zbyt szumnie powiedziane biorąc pod uwagę temperatury ostatnich dni. Gdyby mnie ktoś usłyszał to od razu mówię… to katar, a nie poszukiwanie okazji do imprezy :) Kicham na potęgę, a nos zachowuje się jak jakaś rafineria!! Dobra… mniejsza z tym