piątek, 30 grudnia 2011

Przedostatni dzień tego roku...

Przedostatni dzień tego roku...
Spędziliśmy go ganiając po przychodniach lecząc przedłużające się przeziębienie. Ludzi pełno w kolejkach do lekarzy i oczywiście starsze panie... tylko po receptę... jak zawsze im się najbardziej spieszy i jak sępy czekają by się wcisnąć przed kogoś.
-Spieszy się pan?-nawet nie zdążyłem odpowiedzieć gdy dodała-To może ja przed panem wejdę.
- Niech pani wejdzie- odpowiedziałem machając z rezygnacją ręką.
Szkoda gadać... Mówiąc szczerze zawsze sobie myślę "aaa dobra poczekam niech sobie już wejdzie jak jej tak spiesznie. Najgorsze, że w tej samej kolejce stał również starszy pan który został zatrzymany przez panią lekarz z obietnicą przyjęcia na końcu z powodu jego cukrzycy. Zaczął zastanawiać się na głos czy może przyjść innym razem bo to nie takie pilne... Wpuściłem go przed siebie i okazało się że brakło skali na glukometrze jak mu zmierzyli. Nadawał się do szpitala a zastanawiał się.
Niestety nie było to nasze jedyne zmartwienie w tej chwili. Dokumenty na które czekaliśmy jak na szpilkach których ostateczny termin dostarczenia wypadał dziś. Firma która je wysłała sknciła wszystko począwszy od adresu dostarczenia przez kuriera zakończywszy o danych w nich zawartych. Gdyby nie honey który już nie pierwszy raz ratuje nam sytuację wszystko co dopinaliśmy przez półtorej miesiąca poszłoby... Honey przechwycił kuriera z wysłanymi przez kuriera dokumentami które z powodu pomyłki adresu pewnie by nie doszły do nas w momencie gdy my czekaliśmy w kolejce do lekarza.Honey jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI za pomoc- nie pierwszą i pewnie niestety nie ostatnią :(

wtorek, 27 grudnia 2011

Święta z anginą

Do WSZYSTKICH od których dostałem sms życzenia a którym nie odpowiedziałem Wszystkim którym powinienem lub zapomniałem je złożyć- PRZEPRASZAM. Niestety w święta miałem atak anginy który mnie wyciął z wielu rzeczy. Myślałem, że obędzie się bez antybiotyku... niestety przegrałem i od wczoraj łykam go grzecznie. dziś mogłem sobie jeszcze pospać na urlopie ale kaszel nie pozwolił. Nie przypominam sobie żeby mi kiedyś ode brało głos na trzy dni. Skrzypiałem jak drzwi od stodoły.
Pomijając stan zdrowia uważam święta za udane. Wigilia miła w świątecznym nastroju i naprawdę pysznym tradycyjnym jedzeniem. Ukłon dla mamy za pyszne pierogi, galaretę i krokiety dla cioci Ewy za doskonale przyrządzaną rybę. Pod względem smaku wszystko nam tym razem wyszło. Monia oczywiście nie zawiodła z innymi potrawami oraz pięknie wyglądającym stołem. Żałuję tylko naszego samopoczucia bo poza tatą wszyscy byli rozłożeni. Aż mi głupio bo pewnie on złapie teraz od nas tą wredną zarazę. Troszkę głupio śnięta wypadły Kasi których część spędziła w pracy.
Pogadaliśmy (o ile można to powiedzieć w moim przypadku), pośmialiśmy się obejrzeliśmy parę filmów. sen niestety zwalił mnie chorobowo w drugi dzień świąt- tak nam minął ten czas.

piątek, 23 grudnia 2011

Boże Narodzenie.

Boże Narodzenie.
Napisać życzenia wcale nie jest tak łatwo. Ja niemal zawsze mam z tym kłopot nie chcąc spamować krążących w eterze wierszyków. Kiedy już to robimy uściślamy się w słowach mówiących o zdrowiu, szczęściu, powodzeniu, marzeniach i świątecznej rodzinnej atmosferze… i cóż tu dodawać? Po prostu Eden...niestety w życiu jak to w życiu- czasem lepiej czasem gorzej. Dlatego moje życzenia w tym roku będą ciut inne niż te najczęstsze. Życzę Wam, aby tych gorszych chwil było możliwie najmniej, abyście z instytucją NFZ i jego podopiecznymi placówkami nie mieli spotkań trzeciego stopnia, niech Wam starcza od wypłaty do wypłaty także w terminach spłaty raty. Marzeń tylko tych, które naprawdę mogą się spełnić. Powodzenia w unikaniu kłopotów, umiejętności kompromisu oraz trafnych decyzji w ważnych dla siebie sprawach. Podobno z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, więc szukajmy tylko tych rokujących dobrze. Na koniec życzliwych relacji w rodzinie, uczuciowych wyżyn i tylko prawdziwych przyjaciół takich, jakich mam ja w wielu z Was. Uśmiechajcie się szczerze i sprawiajcie by inni także się uśmiechali. Spokojnych wesołych świąt KOCHANI!!!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Przygotowania

Witam wszystkich świątecznie zapracowanych :) Sprzątanie, zakupy, gotowanie-trwają przygotowania do najbardziej rodzinnych świąt. Często przy tym wszystkim dopada nas zmęczenie... także nerwy. Pamiętajmy jednak w tych chwilach, że święta to nie tylko uginający się od pyszności stół oraz czysty dom. Przede wszystkim to atmosfera którą wcale nie jest łatwo nastroić tak wyjątkowo... świątecznie. Z własnego doświadczenia wiem, że nawet przygotowania mogą być wesołe jeśli się tylko chce. Osobiście najbardziej lubię "pomagać" Moni w kuchni :) Zwykle sporo sobie przy tym gadamy i żartujemy więc nie musimy silić się na luz gdy przychodzi wigilia.
Stoi u Was już choinka? U nas już prawie w całym domu widać świąteczne ozdoby. Monia bardzo to lubi więc mikołaje renifery itp. wyjechały już z pudeł na półki naszego mieszkania przypominać o świętach. Hmmm tylko gdzie biały puszek który powinien właśnie w tym czasie otulić świata za oknem?

piątek, 16 grudnia 2011

Wózek jak ubranko

hej.
Zaczynam nowy weekend- jutro urlop. Dziś dogadałem kwestie techniczne dotyczące zakupu wózków. Wiem, że Wam wydaje się to łatwe... jednak powiem, iż "tajników" wyboru oraz ustawienia wózka jest wiele ( Monia mogłaby już na ten temat coś powiedzieć)Dla laika wózek to wózek... dla jeżdżącego na nim to temat jak o sportowym samochodzie. Prawda jest taka, że każdy szczegół jest ważny i przesunięcie czegoś o 5cm lub zakup lepszej opcji to kolosalna różnica. Dawniej sam nie zdawałem sobie z tego sprawy... dziś wiem, że mógłbym więcej gdyby...
Mimo to staram się tyle ile można wedle tego co mam pod dupką i może kiedyś... będzie mnie stać na coś z najwyższej półki... ja chcę tylko by moje starania nie były marnowane bo morale nie jest nam dane raz na zawsze!!!
Niech mnie tylko nie ogranicza sprzęt bo moje możliwości sprawnościowe robią i tak zbyt złego same w sobie. Grzesiek sam na wózku (30lat) uświadomił mnie w wielu kwestiach dotyczących "kulawych" i powiedział, że wózek na którym siedzę sam w sobie już ogranicza mnie o 80% więc jeszcze drzemie "we" mnie potencjał!!!

poniedziałek, 12 grudnia 2011

"Gość w dom Bóg w dom"

Stare przysłowie ale czy tyczy się to także gościny teściowych :) Trudno powiedzieć... wiem jednak jedno odwiedziny naszej mamy to fajna sprawa ale gdyby trwała zbyt długo mogłoby się to zakończyć tragicznie-mama z Monią tworzą niebezpieczną mieszankę ;) Czasem bywa z tym zabawnie.
Naprawiliśmy dziś parapodium tak więc jutro mam już zaplanowane ćwiczenia do późnego wieczora. Mam nadzieje, że nic nie pokrzyżuje mi planów.
Koniec roku to chyba najgorsza pora roku w załatwianiu spraw. Jakoś już tak jest, że mnożą się one jak oszalałe. W tej chwili właśnie mamy zawrót głowy ze sprawami które jak zwykle są na wczoraj... Tymczasem zmykam z netu bo Miśka zaproponowała znacznie ciekawszy wieczór niż ten w wirtualnym świecie ;) paaaaaaaaa

czwartek, 8 grudnia 2011

nowy wehikuł.

Zasłużony odpoczynek :0
Zaczynam dłuższy wekeend dzięki jednemu dniu urlopu. Nie planuje nic poza spaniem do południa i Ćwiczeniami wieczorem. Aaaa jeszcze małe spotkanie z handlowcem w sprawie zakupu wózka. Dziś dzwoniłem do firmy produkującej taki który mnie interesuje hmmm notabene chyba jedynej firmy polskiej produkującej wózki aktywne na dobrym poziomie. Model który zakupię ja to podstawowa wersja ale musi wystarczyć... wersja "z bajerami" kosztuje trochę ponad 10 tyś jak mi powiedziano w dziale handlowym. Bajery to lepsze koła, opony trudne do przebicia,grubsze i bardziej chwytne ciągi, tapicerka oparcia i siedzenia, kółka przednie na widełkach z amortyzacją i jakiś lekki wygodny podnóżek. Dobrze, że choć rama taka sama... chyba? Nie wspominam tu jeszcze o specjalnym rodzaju kół w które konstrukcją niwelują wpadanie kciuka między koło a ciąg bo samo to koło (lub koła bo już nawet nie dosłyszałem z wrażenia) 2300zł. Firma GTM mobile robi niezły sprzęt choć do niemieckiej Pantery... Powiem tak :) i tak się cieszę, że będę nowy wehikuł.

wtorek, 6 grudnia 2011

Kropla Szczęścia

Ładny??
Baaaaaaaaardzo ładny a gdy się go kupuje uśmiechają się małe ludki dla których on powstał. Suma niewielka kalendarz fajny a za nim szczytny cel- chyba warto stać się jego właścicielem? Ja już mam jeden egzemplarz :)
Miła i nieoczekiwana dla nas niespodzianka kryje się na odwrocie w podziękowaniach.
:) :) PĘKAM Z DUMY!!

Ostatnie zdjęcie już z własnej próżności... na końcu widowni kto? Oczywiście, że tak!! Najfajniejsze małżeństwo... przynajmniej w tym rzędzie :)

niedziela, 4 grudnia 2011

Nasze Dzieci

Nazwę tą nosi fundacja działająca na rzecz dzieci z chorobą nowotworową. Wczoraj odbyła się gala inaugurująca powstanie kalendarza „Kropla Szczęścia”, w którym znane aktorki pozowały do zdjęć zanurzone w wodzie. Dochód z jego sprzedaży przeznaczony jest na rzecz małych pacjentów z oddziału onkologicznego. Szczytny cel i oby więcej takich inicjatyw, choć wolałbym życzyć, aby nie było ich, komu robić. Tak się złożyło, że byłem z Monią na tej gali widziałem większość osób, które zaangażowane były w jego powstanie. Program uświetniły znane aktorki, które można oglądać w kalendarzu, pokaz mody, muzyczny występ. Nagrodzeni zostali statuetkami wszyscy sponsorzy a na koniec zlicytowano trzy kalendarze oraz przedmioty użyte, gdy powstawał. My też już jesteśmy w posiadaniu kalendarza, choć przyznam, że nie jednego z tych trzech, których karty noszą w sobie autografy aktorek. Monia także przyłożyła odrobinkę starań w jego powstawaniu i co było dla nas zaskoczeniem zostało zaznaczone imieniem i nazwiskiem w podziękowaniu widniejącym na jego odwrocie. Gala podobała mi się… w odróżnieniu od tego, że musiałem się na nią wystroić w garniak i krawat. Wrrrrrrr nie cierpię takiego sztywnego ubrani :)
A tu podaję link do relacji fotograficznej gali http://www.mmwarszawa.pl/photo/1241130/Kropla+Szczęścia
Niestety trzeba przekleić ten link do wyszukiwarki aby go otworzyć.

piątek, 2 grudnia 2011

No to teraz w...ś tatusia

Z życia :)
Słoneczna pogoda, rzeka i grupa ludzi z wiosłami w rękach. W każdym z kajaków para a w jednym uściślając ojciec z córką. Ponieważ każda sposobność jest dobra aby rozwijać umysł młodszej wioślarki quizem edukacyjnym zabawiał ją tata. Dziewczynka od czasu do czasu odwdzięczała się pytaniem tacie. Generalnie nauka przyrodnicza łatwa i przyjemna biorąc pod uwagę, że byli na zielonym łonie natury.
- Jakie zwierzątko ma długie uszy i skacze po łące?- pyta tata
- Zając- odpowiada latorośl bez zastanowienia
- Co to jest za roślinka?
- Tatarak- znów odpowiedź
Nagle przypadkiem latorośl chlapie tatę wiosłem robiąc mu mokrą niespodziankę od głowy do kolan
-No to teraz wkurwiłaś tatusia....-wyrwało się rozicielowi
:)ja skwituję to tak- bycie pedagogiem nie zawsze jest proste... bycie rodzicem jeszcze bardziej :)

czwartek, 1 grudnia 2011

Człowiek nawet nie wie jak się zachować...

Czas przecieka mi ostatnio przez palce. Najgorsze, że nawet nie bardzo jestem w stanie przeorganizować go tak aby mieć więcej czasu choćby dla Was wszystkich. Niestety po pracy rzucam się od razu do ćwiczeń a potem... potem mam już dosyć wszystkiego :) Wczoraj jeździłem na parkingu zwykłym wózkiem ponad dwie godzinki. Spotkałem tam nawet sąsiada chyba po andrzejkach sądząc po głosie. Sąsiada znam raczej przelotnie ale na oko to porządny facet. Ponieważ jego żona parkowała samochód a on wcześniej wysiadł znalazł się blisko mnie. Sam czekałem, aż samochód stanie więc pan chciał do mnie zagadać.
- Trening??- zapytał
- A tak uczę się jeździć zwykłym wózkiem-odpowiedziałem i dodałem- tutaj równa nawierzchnia to można się pokręcić w tą i z powrotem.
- A ja byłem na...- reszty nie dosłyszałem ale chyba chodziło imprezę
Może chciał się usprawiedliwić choć wcale nie rozumiem dlaczego? Każdy imprezuje od czasu do czasu :)
- Pan z parteru?- zapytał chyba tylko aby coś powiedzieć
-Tak- uśmiechnąłem się
Zapadło milczenie...
-Człowiek nawet nie wie jak się zachować- stwierdził z rozbieganym wzrokiem
- Pewnie chodzi o wózek ale nie ma powodu żeby się czuć zakłopotanym- powiedziałem śmiejąc się.
... niestety ta krótka rozmowa jest częstym wydarzeniem w moim życiu tylko tym razem pan po odrobinie % po prostu to powiedział. Wiem, że tak bywa ale zapewniam Was wózek w kontaktach nie ma żadnego znaczenia w kontaktach towarzyskich. Osobiście nie znam niepełnosprawnego który byłby ponurakiem i w jakikolwiek sposób prowokował skrępowanie.Zatem kochani w takich sytuacjach zapomnijcie po prostu ułomnościach osoby.

niedziela, 27 listopada 2011

bramki w sklepach

Koniec wekeendu koniec chorobowego przestoju. Wydaje mi się,że przeziębienie niemal minęło więc od jutra zabieram się do ćwiczeń. Trochę trudno podnieść po takiej przerwie motywację i znów rozpędzić organizm do galopu. Jak już się wejdzie w rytm to jakoś leci.
Mam ostatnio mały problem w sklepach... dzwonię w każdym z ich drzwi. Jeszcze nie mam nic na sumieniu a już się czuję dziwnie gdy przy przekraczaniu bramek wszyscy na mnie patrzą.Pozwólcie zatem, ze się pochwalę-będę miał na zimę coś ciepłego i ładnego. Dodam tylko, iż te piski przy przechodzeniu przez sklepowe bramki to wina wózka a nie wynoszenia po kryjomu swetra. Monia oczywiście zapłaciła za niego. Przeciętnie 50% sklepowych bramek reaguje na wózek alarmem grrrr!! Dobrze, że dzieje się zarówno przy wejściu jak i wyjściu bo miałbym kilka rewizji osobistych na każdych zakupach...że już nie wspomnę o obciachu gdy wszyscy patrzą jak na potencjalnego kradzieja.
Zmykam do łózka a Wam miłej nocy bądź dnia w zależności pory odwiedzin bloga.

środa, 23 listopada 2011

Księga Ezechiela

Jak odpowiedziała Asia to oczywiście Księga Ezechiela( Stary Testament). Wyobrażam sobie tego jegomościa w czasach, gdy jedynymi pojazdami były drewniane dwukółka z czworonożnym napędem przeżuwającym roślinki. Wszystko co nadleciało z nieba lśniło unosiło się nad ziemią i wydawało nieznane dźwięki musiało wydawać się boskie.
Gdybym ja miał sobie wyobrazić przy dzisiejszej wiedzy kosmicznych podróżników wyglądaliby właśnie tak jak opisał Ezechiel. Byłyby to istoty w lśniących kombinezonach i hełmach chroniących być może przed ziemskim środowiskiem. Wyposażone w pojazdy z napędem anty grawitacyjnym o parametrach jezdnych i lotnych nieosiągalnych w naszych czasach. Nie pomyślałbym chyba, że to aniołowie a raczej przybysze z innej planety bądź ludzie podróżujący w czasie. On nie znał pojazdów mechanicznych, materiałów innych niż to co utkano z roślin więc co mógł pomyśleć gdy wszystko było zupełnie inne od tego co widział przez całe życie.
Gdybym natomiast wyobrażał sobie anioła byłaby to istota podobna do nas o nadludzkich zdolnościach jednak nie potrzebująca żadnych technicznych gadżetów. Kogo lub co spotkał Ezechiel? A wierzę że, spotkał coś absolutnie niezwykłego co nawet dziś przy całej wiedzy... hmm może tak to powiem- na naszych oczach spełniają się fantazje filmowców literatów a jednak to co On napisał w tak zamierzchłych czasach mogłoby wprawić w osłupienie gdybyśmy fizycznie tego doświadczyli. Spotkał kogoś-coś albo miał niezwykłą fantazję wybiegającą w przód tysiące lat.

wtorek, 22 listopada 2011

Smarkam, kicham, prycham

Smarkam, kicham, prycham już sam nie wiem... zdycham?
Przymusowy przestój w ćwiczeniach i chyba to mnie najbardziej wkurza. Kiedy już się rozpędowe to zawsze coś wyskoczy.
Wczoraj przed wizytą u lekarza miałem miłą niespodziankę :) Sąsiad poprosił o moją ulotkę dotyczącą 1% Troszkę wcześnie ale to dobry znak, że moje starania może nie są tak niezauważalne. Ktoś pamięta o akcji która jest naprawdę dla mnie ważna :)Pozdrawiamy miłego Pana którego imienia nie znamy.

poniedziałek, 21 listopada 2011

...twardy ze mnie człowiek...

Teraz coś od siebie...
Złapało mnie przeziębienie i niestety jest to mój najmniejszy problem. Dzisiejsze popołudnie mocno mnie ostudziło. Staram się tak mocno... stawiam sobie cele... buduję motywacje, pracuję nad sobą jak mało kto i... kurcze oczekuję pozytywnej progresji. Wydaję mi się, ze to nad czym pracuję... na ile to możliwe ją przynosi ale nie wszystko leży w mojej gestii. Życie jest przewrotne... chciałbym żeby moje nie przewracało się już na złą stronę. Spotkałem na swojej drodze kilka osób które stwierdziło, że twardy ze mnie człowiek. Mówili, że oni by nie dali rady z wieloma rzeczami które wydarzyły się w moim życiu... które wciąż się zdarzają. Hmmm nie daliby rady?? Guzik prawda- tak się mówi do czasu gdy samemu staje się w trudnej sytuacji.
"...może nasze życie to inwencja twórcza Boga, który układała puzzle każdego losu wymyślając wzór wedle cząstki, jaką w tej chwili trzyma w dłoni? Czasem malunek jest już czytelny, widać perspektywę dalszej części i właśnie wtedy postanawia zmienić cały obraz. Dobrze, gdy nadal jest to piękny, w pełni harmonijny widok a nie "Picasso", którego pędzel tworzy arcydzieło doskonałego chaosu..."
Ktoś napisał ten jakże aktualny fragmencik. Aż się boję ironii największego artysty który swą przewrotną fantazją sprawdza granice ludzkiej wytrzymałości.

O czym to jest?/

Tekst który przeczytacie poniżej już wiele lat temu wprowadził mnie w dużą zadumę. Bardzo długo myślałem o jego technicznym charakterze. Przeczytałem go w bardzo "popularnej" literaturze i właśnie gdyby nie była to TA literatura nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia. Z tekstu usunąłem kilka bardzo znacznych fragmencików aby zagadka którą chciałbym Wam zadać nie była zbyt łatwa... Czy ktoś z Was zgadnie lub wie z jakiej książki jest ten fragment? Ciekaw jestem czy u Was też wzbudzi to pewną ciekawość i zastanowienie.

"W trzydziestym roku, w czwartym miesiącu, piątego dnia tego
miesiąca, gdy byłem wśród wygnańców nad rzeką Kebar, ot-
worzyły się niebiosa [...] I spojrzałem, a oto gwałtowny wiatr
powiał z północy i pojawił się wielki obłok, płomienny ogień
i blask dokoła niego, a zjego środka spośród ognia lśniło cośjakby
błysk polerowanego kruszcu. A pośród niego było coś w kształcie
czterech żywych istot. A z wyglądu były podobne do człowieka.
Lecz każda z nicla miała cztery twarze i każda cztery skrzydła. Ich
nogi były proste, a stopa ich nóg była jak kopyto cielęcia i lśniły jak
polerowany brąz. [...] A pośrodku między żywymi istotami było
coś jakby węgle rozżarzone w ogniu, z wyglądu jakby pochodnie;
poruszało się to pomiędzy żywymi istotami. Ogień wydawał blask,
a z ognia strzelały błyskawice. [...]
A gdy spojrzałem na żywe istoty, oto na ziemi obok każdej ze
wszystkich czterech żywych istot było koło. A wygląd kół i ich
wykonanie były jak chryzolit i wszystkie cztery miały jednakowy
kształt; tak wyglądały i tak były wykonane, jakby jedno koło było
w drugim. Gdy jechały, posuwały się w czterech kierunkach,
a jadąc nie obracały się.
I widziałem, że wszystkie cztery miały obręcze, wysokie i stra-
szliwe, i Ibyły dokoła pełne oczu. A gdy żywe istoty posuwały się
naprzód, wtedy i koła posuwały się obok nich, a gdy żywe istoty
wznosiły się ponad ziemię, wznosiły się i koła. [...] A gdy posuwały
się, słyszałem szum ich skrzydeł jak szum wielkich wód, jak głos
Wszechmocnego, jak hałas tłumu, jak wrzawa wojska; a gdy
stanęły, opuściły swoje skrzydła. [...] A nad sklepieniem, nad ich
głowami, było coś z wyglądu jakby kamień szafirowy w kształcie
tronu; a nad tym, ca wyglądało na tron, u góry nad nim było coś
z wyglądu podobnego do człowieka.
Potem duch podniósł mnie; i słyszałem za sobą potężny łoskot,
gdy chwała Pana podniosła się ze swojego miejsca. A był to szum
skrzydeł żywych istot, gdy się nawzajem dotykały, oraz turkot kół
tuż przy nich, potężny łoskot. )
I spojrzałem, a oto obok cherubów były cztery koła, po jednym
kole obok każdego cheruba; a koła wyglądały jak blask chryzolitu.
A z wyglądu wszystkie cztery miały jednakowy kształt, tak jak
gdyby jedno koło było wewnątrz drugiego. Gdy się posuwały, to
posuwały się na wszystkie cztery strony, nie obracając się. W tym
kierunku, w którym zwrócone były przednie, posuwały się za nim,
nie obracając się, gdy się posuwały. A całe ich ciało, więc ich
grzbiet, ich ręce i skrzydła oraz koła były u wszystkich czterech
zewsząd pełne oczu [...] A gdy cheruby się posuwały, posuwały się
koła obok nich, a gdy cheruby podnosiły skrzydła, aby się wzbić
od ziemi, wtedy koła nie odsuwały się od ich boku. Gdy tamte
stanęły, stanęły i te; a gdy tamte się podnosiły, podnosiły się z nimi
i te [...]"


Co o tym myślicie?

niedziela, 20 listopada 2011

oblicza radości

Oblicza radości.
Znam dwie bliskie mi osoby, które potrafią się fajnie cieszyć. Jedną z nich jest mój tata a drugą Monia, przy czym drugiej wymienionej osoby nie pobije chyba nikt. Zazdroszczę im, bo akurat ja w swej radości jestem bardzo powściągliwy. Oczywiście nie jest mi trudno sprawić niespodzianki, lecz moje zadowolenie zawsze ewoluuje rozciągnięte w czasie. Moni radość… jest taka urocza… jak u małej dziewczynki. Po prostu eksplozja szczęścia, podskoki pisk. Baaaaardzo lubię na no patrzeć i sprawiać te wybuchy. Gdyby przyniósł listonosz nieoczekiwaną paczkę a ja nie miałbym czasu stałaby nieotwarta aż wyrobiłbym się ze wszystkim. Monia… rzuciłaby na chwilę wszystko a opakowanie fruwałoby w strzępach dokoła aż dotarłaby do jej wnętrza. Tak na zakończenie powiem, że chyba równie miłym jest obdarzanie jak być obdarowywanym tymi radościami. Widzieć czyjeś szczęście… bezcenne :)

Wszystkim obserwatorom wielkie DZIĘKI

Wszystkim obserwatorom wielkie DZIĘKI za swą uwagę i odwiedziny bloga. Mam nadzieje, iż będzie Was z czasem tylko przybywać :)
Mija właśnie weekend. Dla nas niezwykle spokojny i raczej leniwy. To jest chyba jedyny plus tej pory roku- bez żalu, że budzimy się w południe i straciliśmy połowę dnia na spanie. Ja dziś wstałem blisko osiemnastej lecz nim to się stało oczywiście wykonałem plan ćwiczeń. Potem szybki obiad i na parking trenować jazdę ręcznym wózkiem. Marnie mi szło :( niestety... może to wynik zmęczenia ćwiczeniami ? Hmmm muszę znaleźć więcej czasu na jazdę.
Coś mi się zdaje, że kontynuuję Moni sztafetę... Ona już kończy a ja złapałem pałeczkę i zaczynam walkę z własnym organizmem. Uściślając chyba zaczyna mnie łapać przeziębienie podłapane od Miśki. Coś jakby drapie moje gardło...

wtorek, 15 listopada 2011

Za mną wyjątkowo udane popołudnie...

Za mną wyjątkowo udane popołudnie... padam na pysk. Po wczorajszym parapodium wiedziałem, że przemieszczanie na nim jest mocno wysiłkowe ale po dzisiejszym... Pierwsze dziesięć minut skróciło mój oddech do szaleńczego sapania, drugie wywaliło jęzor prawie do pasa. Kiedy minęło pięćdziesiąt minut przemieszczania się nie miałem już siły dyszeć a zęby trzymałem zaciśnięte bojąc się aby język nie zaczął się tarzać po podłodze. Pięćdziesiąt minut zajęło mi przejście spod okna do lodówki robiąc przy tym dwa obroty wokół swojej osi.Wyczyn :) do bardzo spektakularnych nie należy ale..Bardzo mi się podobało więc zaraz po parapodium założyłem ciężarki na łapki i wycisnąłem cały zaplanowany na dziś trening. Jestem z siebie naprawdę zadowolony a właściwie z tego, że dałem sobie uczciwie w kość. Monia oczywiście pochwaliła się gdzie mogła o moim "chodzeniu" i nawet na skypie musiałem paradować przez ocean w monitorze Iwonki oraz Patryka w NY . Pewnie moje wysiłki na kamerce nie wyglądają zbyt atrakcyjnie ale cóż... w takim stanie niewiele czynności jest pięknym spektaklem. Dziś nawet "zatańczyłem" z Monią do fajnej muzyczki lecz tylko zamknięte oczy i duża wyobraźnia pozwalała na sekundy zapomnieć o urządzeniu utrzymującym mnie na nogach. Cieszę się jednak, że dotrzymuję słowa danemu sobie i ćwiczę tak dużo jak tylko czasu starcza. Daj tylko Boże zdrowia abym mógł dalej pracować nad sobą.

środa, 9 listopada 2011

Szarlotka w wykonaniu mężczyzny:))))

Szarlotka w wykonaniu mężczyzny:))))
1. Z lodówki weź 10 jajek, połóż na stole ocalałe 7, wytrzyj podłogę, następnym razem uważaj!
2. Weź sporą miskę i wbij jajka, rozbijając je o brzeg naczynia.
3. Wytrzyj podłogę, następnym razem bardziej uważaj! W naczyniu mamy 5 żółtek.
4. Weź mikser, wstaw do niego skrzydełka i zacznij ubijać jajka.
5. Wstaw od nowa skrzydełka do miksera, tym razem do oporu. Zacznij ubijać.
6. Umyj twarz, ręce i plecy. W naczyniu zostały 2 żółtka, dokładnie tyle potrzeba na szarlotkę.
7. Oklej ściany i sufit kuchni gazetami, meble pokryj folią, będziemy dodawać mąkę. 8. Nasyp 20 dkg mąki do szklanki, pozostałe 80 dkg zbierz z powrotem do torebki.
9. Sprawdź, czy ściany i sufit są oklejone szczelnie, przystąp do miksowania.
10. Weź szybciutko prysznic!
11. Weź 4 jabłka i ostry nóż. ]
12. Idź do apteki po jodynę, plaster i bandaże. Po powrocie zacznij obierać jabłka. Przemyj jodyną kciuk!
13. Potnij jabłka w kostkę pamiętając, że potrzebujemy 2 jabłka, więc nie wolno zjeść więcej niż połowę! Przemyj jodyną palec wskazujący i środkowy.
14. Jedyne pozostałe jabłko pocięte w kostkę wrzuć do naczynia z ciastem, pozbieraj z podłogi pozostałe kawałki i przemyj woda.
15. Wymieszaj wszystkie składniki w naczyniu mikserem, umyj lodówkę, bo jak zaschnie, to nie domyjesz!
16. Przelej ciasto do foremki, wstaw do piekarnika.
17. Po godzinie, jeśli nie widać żadnych zmian, włącz piekarnik.
18. Po przebudzeniu nie dzwoń po straż pożarną! Otwórz okno i piekarnik! Po tych przeżyciach nie pozostaje nic innego jak pójść do sklepu i kupić coś... gotowego

wróciła zmora

... żeby tylko zdrówko dopisało- pisałem niedawno. Niestety nie dopisało i wróciła zmora która mnie omal nie wykończyła w sierpniu grrrrrrrrrrrrrrr ale jestem zły. Szczęście tylko (oby nie zapeszyć)że przebieg tym razem jest nieco lżejszy. Tak więc pół wczorajszej nocy spędziliśmy z Monią na pogotowiu. Drugim fartem było spotkanie pani doktor która już mnie zna i która nie chciała męczyć innymi torturami jak jej poprzedniczka. Bardzo miła i konkretna lekarka.
Czuję się lekko osłabiony ale poczucie obowiązku gryzie, że odpuszczam ćwiczenia. Zdrowy rozsądek jednak podpowiada aby nie obciążać dodatkowo organizmu fizycznym wysiłkiem. Mam nadzieje, że uporam się z tą francą bakterią na baaardzo długo... albo ona albo ja... Dobrze to tyle narzekania swój stan.
Z tematów szpitalnych dodam tylko ciekawostkę jaką powiedział nam ktoś z personelu szpitalnego. Kojarzycie programy typu dokumentalnego o pracy izby przyjęć i pogotowia? Podobno gdy kamery pojawiają się w izbie można tam wykonać wszystko w kierunku badań. Kiedy kamery znikają znika od razu sprzęt i specjaliści go obsługujący- czyli wraca wszystko do normalnego trybu pracy :) Dzięki temu aby wykonać jedno badanie musieli mnie podwieźć karetką z izby przyjęć do tego samego szpitala lecz od innej strony w miejsce gdzie była możliwość jego wykonania. Trochę to głupie ale chyba w powszechnym użyciu tej jednostki szpitalnej. Nie krytykując już Bogu dzięki, że to wszystko jakoś działa i można liczyć na pomoc medyczną.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Asia

Cześć Asiu mój nowy obserwatorze :* Miło Cię widzieć wśród nas.
Za nami podobno ostatni weekend tak ciepłej jesieni. Cieszę się, że udało nam się razem z Miśką wyskoczyć na spacery... nawet mimo małego incydentu na jednym z nich. Mój gracik elektryk dał z siebie wszystko :) a właściwie wszystko ze swoich marnych baterii i odmówił jazdy. Gdyby nie Monia mogłem nocować na dworku.
W piątek wspominałem o odwiedzinach chrześnicy Dominice. Nauczyła się podrzucać naleśniki na patelni hmm one same też wyszły całkiem smaczne. Wujek (czyli ja) grał natomiast z Donią w gry... Jak na pierwszy raz poszło całkiem fajnie. Potem plac zabaw... Monia/Donia na zjeżdżalni. Trzeba mieć kondycję do tych zabaw a wiek już nie ten- no nie Monia? :)

piątek, 4 listopada 2011

Dla wszystkich którzy na blog trafili pierwszy raz.
Proszę nie oceniajcie bloga po postach na pierwszej stronie. Jeśli starczy Wam odrobinki cierpliwości i czasu zerknijcie na starsze pozycje które pokazują spory kawałek historii oraz paru myśli... czasem wesołych czasem bardziej poważnych. Widząc Wasze odwiedziny znów nachodzi mnie chęć do większego udzielania się. Chcę abyście wiedzieli, że ten blog pisze osoba niepełnosprawna ciałem ale duszą i swym życiem nieodbiegająca od Was zdrowych. Czasem poruszam jakieś problemy bo w tym celu powstał blog niemniej jednak nie jest to temat przewodni. Chętnych poznać mnie troszkę bliżej zapraszam na stronę www.tomekosobka.pl gdzie jest bardziej szczegółowy opis mojej osoby i osóbki u mego boku (żony ukochanej)w dokumentacji tekstowej oraz fotograficznej. Na koniec powiem Wam szczerze- ta strona oraz blog to bardzo ważny punkt mojego życia bo dzięki niej ono same zmieniło się diametralnie. Dzięki niej hmm jak to napisać?? Dzięki niej odnalazłem zagubionych przyjaciół obecni od zawsze wiedzą co dzieje się u mnie każdego dnia i wreszcie dzięki niej stałem szczęśliwym małżonkiem w szczęśliwym związku. Adres mailowy wpisany na www.tomekosobka.pl oraz możliwość komentarzy pozwala na bliski kontakt. Odpisuję na wszystkie maile... nawet spam ;) Wierzcie mi- cenie waszą obecność przy nas ogromnie!!Milej nocy paaaaaa
Hej.
Wciąż zmiany w kierunku rozwoju bloga. Pojawił się licznik dla lubiących blog. Dziś nawet zliczyło do 10 a więc dziesięć osób musiało już kliknąć :) to już spory fanklub tylko gwiazda małego formatu. Zapraszam do rozmnażania cyferek!
Właśnie odwiedziła nas chrześnica Moni tak więc mały rwetes powstał przy gotowaniu obiadu... gdzie kucharek sześć tam niema co jeść. Myślę jednak, że tym razem przysłowie nie sprawdzi się i dane nam będzie cokolwiek przekąsić.
Nie przedłużając już skoro mamy weekend- wszystkim smutnym uśmiechu, wesołym szczodrości w rozweselaniu i rozszerzaniu epidemii uśmiechu. Jeszcze postaram się odezwać ale gdyby nie wyszło to paaaaaaaaaaa

czwartek, 3 listopada 2011

Smutny honey... to jakaś sprzeczność ale naprawdę to widziałem. Pomaga nam ten słodki z pseudonimu człowiek zawsze kiedy potrzebujemy a teraz my nie możemy mu się odwdzięczyć. Niestety akurat w tym przypadku wszystko musi potoczyć się niezależnym od przyjaciół toru. Trzymam kciuki aby wszystko wyszło tak pozytywnie jak to tylko możliwe. Jest jeszcze jedna osoba za którą trzymamy kciuki ale nie wspomnę imiennie aby nie wyjawiać zbyt wielu szczegółów.
Wspominałem o kłopotach z komputerem...szczęście, że w porę trafił w dobre ręce. Cichymi pomocnikami w prowadzeniu mojej strony i bloga są Marcin oraz Mariusz którzy rozwiązują sprawy techniczne jeśli wymaga tego sytuacja. Wielkie dzięki w imieniu swoim i osób które odwiedzają to miejsce w wolnych chwilkach.
Za nami święto zadumy i modlitwy za bliskimi którzy odeszli. Smutno gdy przypominamy sobie tych wszystkich w sytuacjach kiedy przebywali fizycznie koło nas. Dźwięczy jeszcze w pamięci barwa głosu znajomy wygląd... już nigdy tego nie doznamy na tym świecie. Szkoda... ale takie jest życie. Nikt nie zna długości swojego płomyka którego zgaśnięcie być może jest nam z góry wyznaczone.
Ja cieszę się,że tym razem upamiętniłem mamę w miejscu jej spoczynku. Pogoda dopisała więc można było poświęcić na to więcej czasu. Żałuję, że nie spotkałem nikogo z rodziny jak to bywało dawniej gdy wszyscy mieliśmy tylko jeden grób do odwiedzin...
Witam Kochani po przerwie świątecznej i technicznej. Mało brakowało a usmażyłbym swój komputer z powodu awarii wiatraka chłodzącego. O szczegółach jutro po pracy. Do zobaczenia zatem na blogu :)

wtorek, 25 października 2011

Z duchem czasu.
Na blogu pojawiła się nowa funkcja-mile widziane ulubienie postów :) Jeśli zalogujecie się jako obserwatorzy bloga także wywoła mój uśmiech! Właśnie zakończyłem ćwiczenia... ufff odczuwam już lekkie przemęczenie ale to normalne po czterech dniach wysiłku. Jeszcze jutro i kilka dni przymusowego wytchnienia. Rok temu leżałem o tej porze w łóżku ze złamaną nogą. W tym odwiedzę grób Mamy- brakowało mi tego mentalnie. Choć święto zmarłych nie jest wesołą rocznicą to jakoś lżej kiedy można upamiętnić bliskie osoby. Minęło kilka lat... od tej pory przybyło miejsc gdzie zapala się światełko :( Szkoda ehhh.

poniedziałek, 24 października 2011

Z okazji poniedziałku narodzin tygodnia wszystkim tylko najlepszego, uśmiechu od rana do nocy i wielu powodów do radości i dumy z osiągnięć. Niech Wasi rodzice, szefowie, nauczyciele mają powody tylko do pochwał :)
Za nami wolne dni. Jestem zadowolony ze spacerów które udało nam się odbyć każdego dnia. Szczególnie cieszy mnie spotkanie z Asią moją byłą... rehabilitantką oczywiście. Uwielbiam ludzi jej pokroju- miłe, ciepłe i uśmiechnięte. Odwiedziliśmy z nią i małą Oliwką plac zabaw. Udało nam się także zrobić razem zakupy.
-Sypciej wujek!- krzyczała Oliwka gdy tylko mnie wyprzedzała swoim dziecinnym wózkiem.
Była także z nami jeszcze jedna mała istotka ale schowana jeszcze w brzuszku Asi.
Nasz osobisty z Monią weekend w dużej mierze spędzony został w łóżku bo jak to w wolne dni- do późna w nocy i pobudka w południe. Oczywiście nie zapomniałem o ćwiczeniach które zgodnie z obietnicą dana sobie chcę pociągnąć regularnie i intensywnie do przyszłego lata. W piątek z nauki jazdy zwykłym wózkiem do domu z parkingu ściągnąłem o 23:30. Monia w tym czasie zajęła się porządkami w domu.

piątek, 21 października 2011

Woda.
Środowisko w którym powstało życie na naszym globie. Wielu prześmiewców powinno bić się w pierś za krytykę i powątpiewanie w istnienie życia poza ziemią. Naukowcy odkryli ogromne ilości pary wodnej w kosmosie. Takich ilości starczyłoby na dla wielu oceanów na tysiącach planet. Skoro u nas mogło powstać życie dlaczego nie mogło stać tak w innych miejscach? Miliny układów układów planetarnych słonecznych... gdzieś tam są ufoludki to pewne. Może istnieje druga ziemia bogata w roślinność i faunę. Może fantastyka o filmowej idealnej Pandorze nie jest tak nierealna. Szkoda tylko, że nie istnieje raczej taki świat w zasięgu ludzkich możliwości podróży. Można pomarzyć :)

środa, 19 października 2011

Z życia wzięte...warte przypomnienia :)

Z życia wzięte...
Nasi sąsiedzi mają córeczkę tak około 5 lat. Posiadają też małą hodowlę sfinksów (te koty bez futerka- rodowodowe). Postanowili je rozmnożyć i kiedy nadszedł odpowiedni czas kocie instynkty odezwały się... Zaloty  niestety zostały odczytane przez małą Amelkę jako kocie bójki. Stała się istnym środkiem antykoncepcyjnym dla czworonożnej rodowodowej utytułowanej kociej parze, za którą biegała jako rozjemca.
-Mamo, bo Dalan bije Boldi!- skarżyła
Rodzice młodzi nowocześni, więc zaczęli tłumaczyć dziewczynce czym się różni chłopczyk od dziewczynki i jeśli chce się mieć małe kotki pan kot musi dać pani kot ziarenko. Tak więc kiedy się przytulają nie można im przeszkadzać. Perswazja przyniosła skutek i rychło kotka chodziła już z większym brzuszkiem.
Dziewczynka widziała ciąże kotki (u tak łysych kotków widać ją wyraźniej np. poruszające się małe w środku), a gdy przyszedł poród bardzo chciała zobaczyć jak kotki wychodzą z....
Tutaj nie pomogły już żadne argumenty i mimo tłumaczeń,że to nie jest widok dla dziewczynki uparła się by być przy porodzie. Rodzice po konsultacji zgodzili się postanawiając, że jeżeli będzie zbyt ekstremalnie zabiorą ją stamtąd. Amelki zainteresowanie zakończyło się, gdy wyszedł na świat pierwszy kotek i to on już pozostał do końca jej obiektem uwagi.
Minęło parę tygodni... oważ rodzinka stoi do kasy w markecie, a za nimi pani w mocno zaawansowanej ciąży. Dziewczynka odwraca się do ciężarnej pani mierzy ją od stóp do głowy wzrokiem zatrzymując się na jej uwydatnionym ciążą brzuszku i wypala
-aaaaaaaale będzie panią cipka boleć

piątek, 14 października 2011

Kurcze ale ten czas leci... dopiero był poniedziałek już piątek. Zaczynam gubić dni wypełniając je od rana do wieczora. Ćwiczenia rano, ćwiczenia wieczorem "odpoczynek" stojąc w parapodium. Pomiędzy tymi zajęciami sen, praca i jedzenie. Muszę ten rygor utrzymać do przyszłego lata- oby tylko zdrowie dopisało.
Pewnie przyjdzie moment tej zimy gdy nastąpi kryzys zarówno fizyczny jak i psychiczny bo ileż można wytrzymać przy takiej musztrze? Nie jest to nowość dla mnie... niestety! Od czasu urazu kręgosłupa przez dwanaście lat spędzałem czas w istnym kieracie ćwiczeń. Dopiero gdy mamę dopadła choroba musiałem odpuścić- wtedy Jej zdrowie stało się najważniejsze. Oczywiście nie porzuciłem w tym czasie całkiem ćwiczeń. Były po prostu inne i pochłaniały mniej czasu oraz zaangażowania np. taty w pomoc przy nich. Byłem wtedy taki chudziutki :) Od czasu gdy jestem z Monią to będzie pierwszy sezon zimowy gdy zabiorę się tak pilnie za siebie. Ubiegły niestety przepadł przez złamanie uda na obozie aktywnej rehabilitacji. Trzymajcie kciuki za mnie bo pisząc to składam sobie obietnice którą naprawdę chciałbym dotrzymać. Tu na miejscu niestety nie mam tak wielu możliwości z doborem ćwiczeń ale jakoś sobie radzę. Doszła mi na szczęście nauka jazdy wózkiem ręcznym której oddawałem się nawet przedwczoraj.
Ja wam tu pisze o obowiązkach a przecież właśnie rozpoczął się weekend :) Bawcie się dobrze odpoczywajcie dużo!! Miiiiiiiłego paaaaaaa

poniedziałek, 10 października 2011

Pierwszy dzień nowego tygodnia za nami. Sondaże po wyborach wskazują na wygraną PO. Jedni się cieszą inni nie. My gratulujemy honeyowi za polityczny awans. Został asystentem na świętokrzyskie pani Senyszyn. Tylko dla kogo tu awans? Przecież honey to po prostu gwiazda jest. Marcinku tak trzymaj i podbijaj Brukselę :)hmmm Teraz to już chyba panie Marcinie a nie honey? Kurcze nie przyzwyczaję się...
Weekend udany. Gościliśmy sąsiadów-sąsiedzi gościli nas. Było bardzo wesoło i do białego ranka. Kasia z Jarkiem są hodowcami sfinksów. Dziwna rasa łysych kotów ale bardzo przymilnych.

czwartek, 6 października 2011

Hej.
Niechcący ale poprawiłem rekord... stania w parapodium. Stało się to oczekując na sąsiada który miał wpaść do nas z sąsiedzką pomocą. Musiałem dopompować koła wózka a to nie jest tak prosta sprawa gdy trzeba nabić 10 bar i oczywiście nie można na nim siedzieć podczas czynności. Rekord dotyczy stania w parapodium- 2h 20 min. Nie jest to może szokujący wynik lecz pomyślcie inaczej- stoicie w miejscu na baczność bez przestępowania z nogi na nogę. Po jakimś czasie po prostu robi się niewygodnie.
Pochwalę się jeszcze jednym- w pracy też się ostatnio wykazałem. Mój wynik troszkę przewyższał innych pracowników. Nie powiem... harowałem jak wół przed tym ekranem. Szkoda, że jedyną nagrodą za to jest tylko moja satysfakcja.

wtorek, 4 października 2011

Wielkie podziękowania dla pani Violetty Ozminkowski za trud i obiektywność w napisaniu artykułu jaki chciałbym abyście przeczytali. Poruszony temat opisywałem także ja na swoim blogu (posty ze starszą datą) lecz moje zdanie mogło być odczytane mniej obiektywnie jako, że sam jestem wózkiwiczem i może wymagam "Bóg wie czego"... Pani redaktor usiadła na wózku inwalidzkim jako zdrowa osoba starając się przeżyć kilka dni naszym życiem. Spostrzeżenia jakie opisała są zgodne z rzeczywistością- rzeczywistością niepełnosprawnego. Przeczytajcie proszę.
http://spoleczenstwo.newsweek.pl/jazda-ekstremalna,82528,1,1.html

poniedziałek, 3 października 2011

Kolejny weekend za nami. pogodowo satysfakcjonujący z ćwiczeniami gorzej... Usprawiedliwiam się tylko tym, że szkoda było tak ładnych dni by siedzieć w domu. Zimą będzie dość czasu na takie zajęcia. Za tydzień deszcz i wybory.

czwartek, 29 września 2011


Kochani zapomniałem Wam pokazać jeszcze jeden udział Waszego 1% w ułatwianiu życia codziennego. Sprzęt zakupiony w całości dzięki Waszej pomocy!! Dziękujemy :*
Koszt podnośnika wannowego tak dla porównania cenowego to moja czteromiesięczna renta...


Dziwne to zwierze. Własne ścieżki i upodobania których nie wyuczysz. Wciąż zastanawiam się czy one uznają człowieka za swojego pana czy też wykorzystują go dla swojego wygodnego życia. Jedno jest pewne- potrafią manipulować dwunożnymi domownikami i wymóc to co im potrzebne. Manipulują nami że hej...
Wrrrrr ja swojego zaraz… kurcze coś mu się poprzestawiało i miałczy pod drzwiami aż chrypnie!!
Podobno mysz boi się kota. Najwyraźniej moja nie jest zbyt lękliwa :) zdobyć zaufanie zwierzaka nie jest łatwo nooo chyba, że ma się dużo wołowiny.

Kot to dziwne zwierze. Nigdy nie wiesz gdzie go znajdziesz a miejsca, jakie sobie wybiera są bardzo zaskakujące.

Jakie one podobne do ludzi i jak lubią wygodę.

Dziś wszystko musi być ładne, kolorowe i świecić. Dorobiłem więc Garfieldowi diody…

środa, 28 września 2011

Ktoś kradnie czas.
Nie dość, że brakuje dnia to jeszcze lato odeszło. W ubiegły piątek pojechałem z Monią do pracy. Sam byłem na urlopie ale zabrałem ze sobą ciężarki i ćwiczyłem aby nie tracić czasu. Od pewnego czasu tak wypełniam swój czas- praca, parapodium i ćwiczenia i tak każdego dnia. Po pracy ruszyliśmy do Olafa na imprezę kończącą lato. Wróciliśmy z niej w niedzielę wieczorem. Buło całkiem fajnie :)
Poniedziałek powrót do rzeczywistości… praca , parapodium i ćwiczenia. To mój cały plan na zimę. Jeśli dopisze zdrowie to na wiosnę będę już w swojej optymalnej wadze i formie. Mam nadzieje wzmocnić się tak aby latem móc troszkę leniuchować rehabilitacyjne. Trzymajcie kciuki za nas bo także i Monia trzyma się swojego planu wysiłkowego- biega. Będziemy szczupli :)

czwartek, 22 września 2011

Noooooooo i postawiłem..... imieninową.... szkoda, że tylko żonie.... Brakuje honey'a, Uli, Martynki, Ivci NY, Patryka (dzięki za ostatnie nocne pogaduchy), Olusi (choć na % jeszcze too young), Marianny, Dyzia, Karinki, Krowy, Malinki i Borówki (Aga o Tobie mowa), Remiego i Agi oraz Darusia, Kasi i Pawła, dziewczyn i braci "D". Na szczęście z Olafem wypijemy jutro, Gosia póki co tylko soczek bo dzidziuś... że tak powiem "Under Construction". Ania Angelina Ciebie też brakuje z drugą połową. I Sybilli mi brak z Kamilem i Anetki Stępień i Ewci, "grzecznych" Marcinów i obu Konradów, ekipy z Gowarzowa. Ze szwagrem i Renatą napiję się oddzielnie. Brakuje wszyyyyyystkich przyjaciół, koleżanek i kolegów, z którymi niestety za rzadko się widzę.... buuu...
...kto ma dziś imieniny??

wtorek, 20 września 2011

Niebawem wybory. Mówi się o głosowaniu dostępnym dla niepełnosprawnych. Osobiście popieram, bo osób niepełnosprawnych jest bardzo dużo i może kiedyś nasi politycy zaczną walczyć także o ten elektorat działając w kierunku poprawy, jakości życia tych osób. Póki co życie niepełnosprawnych w naszym kraju nie jest łatwe. Marne renty a szanse zarobkowe... biurokracja i chyba celowe utrudnianie życia. Nie daj Boże żeby można było załatwić coś łatwo, bo okazałoby się, że jest zbyt wielu niewygodnych petentów. Sam wiem coś o tym… czasem to wręcz krępujące. Jeden przykład: jestem po wypadku ponad osiemnaście lat, na dzień dzisiejszy brak cudownego środka abym mógł wyzdrowieć w 100%. Tymczasem od samego początku do dziś mam rentę czasową. Jeśli wspomniałbym zwykłemu lekarzowi, że zamierzam wyzdrowieć uśmiechnąłby się ukradkiem z politowaniem. Lekarz orzecznik z Zus-u wręcz przeciwnie!! Wydaje się, że jak żaden inny wierzy w to „szczerze” jakby miał już na t receptę. W przyszłym roku będę znów udowadniał komisji ZUS, że jestem niepełnosprawny. Dla mnie to góra głupoty, kłopotów, nerwów i prawdopodobieństwo możliwości utraty pracy, bo kiedy stracę choćby na chwilę (a tak pewnie będzie) orzeczenie o niepełnosprawności zatrudniająca mnie firma, która jest zakładem pracy chronionej podziękuje mi za współpracę. Tak, więc prawdopodobnie w czerwcu następnego roku będę poszukującym pracy. Dla mnie ona sama jest ważna nie tylko z powodów finansowych, ale też poczucia odrobiny normalności w naszym społeczeństwie. Gdybym miał siedzieć i nie robić nic pożytecznego to… To nie jest jedyny przykład niestety. Załatwić cokolwiek to góra papierów i przepisów, które ograniczają dostęp do rzeczy które w krajach „cywilizowanych” są normą. Sprzęt tam dostępny skutecznie ułatwia niwelować ograniczenia wynikłe z niepełnosprawności. Dostęp do edukacji, pracy, życia kulturalnego nie jest przywilejem- niestety nie u nas. Oczywiście nikt tego nie zabrania, ale…
Czy to hobby czy już zboczenie? Z Monią zaliczamy… już kolejny park. W ubiegłym tygodniu Park Agrykola, łazienki a teraz był to Park Skaryszewski.

Ładna i ciepła pogoda, więc grzechem by było siedzieć w domu. Niebawem skończą się już takie wypady, więc trzeba korzystać. Swoją drogą to pogodę we wrześniu mamy chyba ładniejszą niż sierpień.


Sporo zwierzątek widzieliśmy w tych miejscach. Wiewiórka t chyba nic zaskakującego podobnie jak szczurek i paw, ale sarenka?

poniedziałek, 19 września 2011

Właśnie wróciłem od lekarza. Oczywiście mam czarną anegdotę wziętą z posłyszanej rozmowy. Mówi pani do sąsiada z krzesełka obok
-Lekarz powiedział na temat męża prostaty, że w tym wieku nie umrze na nią… jeśli już to na coś innego.
No powiem baaaaaardzo pocieszające.
Ja sam miałem krótką wizytę i skierowanie na badania w związku z przebytą chrobą. Mam nadzieje, że nie pocieszą mnie jak panią wyżej… :)

wtorek, 13 września 2011

Czas na wagę…?
Niestety nie jest wynagradzany złotem a garstką złotych, których ilość nie powala czuć satysfakcji z pracy. Kiedyś zajęcie przy komputerze zaliczyłbym do raczej lekkich prac, ale choć nie fizycznie jest to naprawdę męczące. Ostatnio znów brakuje mi czasu na tak wiele… praca, ćwiczenia i sen- to lista wzięta z mojego codziennego życia. Dobrze, że czasem uda wpleść się w to kilka milszych chwil- to już zasługa Miśki…
Jestem zadowolony z ubiegłego weekendu. Trochę emocji z walki Adamka a nazajutrz wizyta w parku. Było tak ciepło, że aż miło :)

czwartek, 8 września 2011

Wieczorny samotny spacer chwila, gdy można wyciszyć myśli dnia powszechnego. Rozejrzałem się wokół… światła w oknach lub niebieska połyskująca poświata telewizorów. Gdzieniegdzie rozbłyskujące na balkonach iskierki odpalanych papierosów. Spojrzałem do góry na niebo pełne migoczących gwiazd…
-Dom Boga- pomyślałem…
Otchłań, którą nasi naukowcy starają się ująć w matematyczny strój. Czy w tym domu KTOŚ mieszka? Czy jest to tylko legenda stworzona z pragnień ludzkich o miejscu w domu ojca, który rozdaje wszelkie szczęśliwości? Gdzie nie istnieje nic poza błogim stanem bezcielesnej istoty pozbawionej bólu, strachu, problemów z obietnicą wiecznego życia? Zaraz potem przemknęło mi przez głowę:
- A może to tylko potrzeba kogoś, kto ma być stróżem ludzkiego sumienia?
Gdyby nie ono nie odróżnialibyśmy się od świata przyrody gdzie instynkt determinuje chęć przetrwania tak samo jak chęć zaspokojenia podstawowych potrzeb istot ziemskich. Bądź dobry i sprawiedliwy, a czeka Cię raj… za złe wylądujesz w piekle. Można w prawdzie odkupić grzechy dobrym uczynkiem, ale potrzebna tu siła sprawcza sumienia. Hmmm a może Bóg to nasze sumienie? Pomyślałem o świecie jego porządku i wręcz genialnych zależnościach potrzebnych do przetrwania - ewolucyjny przypadek? Mądrzy świata mówią, że życie przyszło z kosmosu, z wędrujących w pustkach kosmosu śmieci BAM!! Spadło wymieszało się i przypadkiem ożyło… nasz zielono-niebieski glob. Może to Bammm to jednak palec Boży istoty, która jest wszelkiej wiedzy, mocy oraz możliwości… tylko, po co Mu ten świat, do czego potrzebni jesteśmy my istoty poniekąd myślące, które nawet o własny genialnie powstały świat nie jesteśmy w stanie zadbać.
O Bogu mówi religia, która towarzyszy każdej kulturze. Ciekawym jest to, że praktycznie każda z nich mówi o najwyższym bogu lub bogu jedynym. Znów pytanie… czy to ludzka potrzeba czy naprawdę wszystko, co dokoła, co w nas to Boża myśl. Każda wiara w najwyższego mówi o byciu dobrym, gdy tymczasem dla niej zginęło i ginie tylu ludzi- STRASZNE!! Tymczasem nasze religijne przekonania są uwarunkowane miejscem narodzenia, a także wychowaniem od dziecka. Gdzie tu jest sens?
Istnieją ludzie, którzy jak twierdzą nie wierzą w Boga… nie wierzą w coś, co jak twierdzą nie istnieje. Pomyślałem o sobie….. czy wierzę ja? Największą wiarą pała się, gdy jest nam źle, gdy cierpi nasze ciało, trochę to obłudne. Modliłem się i ja po utracie zdrowia. Prosiłem oczywiście o zdrowie… czasem o śmierć by nie doświadczać tego innego życia - zdrowia nie odzyskałem w pełni… ale żyję. Modliłem się o coś jeszcze o coś, co mocno uściśliłem w jakichś ramach. Przyszło mi zapomnieć o tych prośbach tracąc nadzieje, aż któregoś roku, gdy świat zwalił mi się gruzem… dostałem to, o co prosiłem. Jakże pasuje ta rozmowa z Bogiem do tego, co dostałem od losu. Czy wierzę w Boga? Wierzę, choć moja wiara jest raczej pozbawiona wielkich gestów czy potrzeby instytucji, która sankcjonuje wszystko sugeruje przynależność. Oczywiście mówię tu o kościele… żeby nie było nie jestem przeciwny!! Chcę tylko by miejsce, do którego przychodzimy modlić się było dostojne i ciche w Bogu bez brudu interesów różnych ludzi. Spojrzałem w nieboskłon… jest piękne, bo dalekie od wszystkiego, co jest naznaczone naszą obecnością.

poniedziałek, 5 września 2011

Pogoda była piękna tego weekendu, dopisało także towarzysko w naszym domku :) Odwiedzili nas Karinka, Kuba i Dyź z którymi spędziliśmy razem przemiłe dwa dni. Był spacerek, dłuższy pobyt na ławeczce, która raz kolejny wpłynęła na rozwinięcie humoru. Nawet komary nie były w stanie nam go zepsuć. Powrót do domu na szczęście nie kończył tak mile rozpoczętego wieczoru. Siedzieliśmy długo przy szklaneczce czegoś dobrego. Do spotkania doszło po dwóch latach od ostatniego razu, więc było o czym wspominać. Opowieści nowej i odległej już historii naszej przyjaźni. Mogliśmy wreszcie poznać Kubusia na żywo, bo do tej pory tylko fotki pokazywały nam tego małego przystojniaka. Cieszę się strasznie z naszego spotkania
A to inny spacerek w okolicy.

środa, 31 sierpnia 2011

Cześć.
Teściowa pojechała. Wizyta całkiem miła :) a w lodówce zacna porcyjka pierogów.
Nie zdążyłem Wam opowiedzieć o małej przygodzie podczas odwiedzin Moni w szpitalu. Wracając do domu stanąłem na przystanku. Podjechał autobus z kierowcą który przywiózł mnie do szpitala. Kierowca wysiadł otworzyć platformę gdy nagle jak z pod ziemi pojawiła się pomoc... dodam, że najgorszego rodzaju do jakiej mam niebywałe szczęście- pan mocno pod wpływem %
-Jakoś pomożemy- stwierdził bez pytania czy takowa pomoc potrzebna.
Złapał za tył wózka gdy przednie kółka stały już na pochylni. Uniósł cały tył wózka na który mam napęd i trzyma mnie w górze. Wagę jaką uniósł określam na jakieś 140 kg przy czym trzymał jeszcze sporego psa na łańcuchu. Dodam, że w tej pozycji praktycznie uniemożliwił mi całkowicie jakikolwiek ruch wózka w kierunku wnętrza autobusu.
Byłby mnie tak trzymał do ...
-Panie opuść pan ten wózek bo nic nie mogę zrobić- powiedziałem
-Damy radę-uparty...
Poprosiłem jeszcze kilka razy o puszczenie mnie ale nie docierało... Dopiero kierowca pomógł mu wyperswadować i wreszcie wózek ruszył.
Niestety pomoc takich miłych panów nie jest pomocą...

wtorek, 30 sierpnia 2011

Hej.
Kilka dni nieobecności na blogu z powodu braku wolnej chwili. Od niedzieli mam odwiedziny teściowej tak więc spędzamy czas z mamą. Pogoda dopisuje, podobnie jak spacery. Dziś już w pracy ale za chwilkę wyjdę zaczerpnąć świeżego powietrza :)
Odezwę się dłuższym słowem jak tylko złapię dłuższa chwilkę.

czwartek, 25 sierpnia 2011

hej.
Wczoraj odwiedziłem z Kasią Monikę w szpitalu a dziś mam ją już w domu :)Biedna troszkę jeszcze słaba ale to chyba normalne po narkozie i operacji.
Mam nadzieję i życzę tego Miśce żeby jutro obudziła się w dobrej formie. Kilka dni na urlopie dobrze jej zrobi.
Pogoda deszczowa więc zostaje jedno... zabrać się za ćwiczenia. Szkoda troszkę bo temperatura na dworze jest całkiem fajna. Jutro urlop :)

wtorek, 23 sierpnia 2011

Monia dziś przeszła remont.
Oczekiwana od miesięcy operacja przegrody nosa wreszcie za nami. w prawdzie dopiero za kilka dni można będzie ocenić efekt ale najważniejsze, że już po. Chciałem jeszcze dziś ją odwiedzić lecz szpital remontuje się i brak jest podjazdu. Dobrze, że operacja odbyła się wcześnie bo nerwy mnie troszkę nosiły. Mam nadzieje iż jest to nasz ostatni odstęp od norm zdrowotnych na długi czas. Za kilka dni w tym samym celu w to samo miejsce uda się Olaf-Monia przetarła szlaki. Jeśli przeczytacie to dziś bądź jutro zadzwońcie do Miśki... będzie jej miło :)

piątek, 19 sierpnia 2011

Weekend... zasłużmy. Ola i Patryk jak ptaki odfrunęli do NY. Żegnaliśmy się do białego ranka. Zamiast mnie wstało chyba dziś moje ciało astralne, a przynajmniej tak się czuło to coś fizycznego kierowanego myślami. Mało brakowało a podpierałbym się rzęsami o ekran kompa w chwilach gdy sen upominał się o mnie. Szczęście, że moje samopoczucie po chorobie wraca już do normy... przynajmniej mam taką nadzieję. Okaże się jak przyjdą wyniki badań.
Monia natomiast za kilka dni przejdzie operację zatok i przegrody nosa. Sierpień dla nas nie jest zbyt łaskawy. Chciałbym żeby odeszły już wszelkie dolegliwości nas trapiące. Miłego weekendu kochani ;)

wtorek, 16 sierpnia 2011






Na wyraźną prośbę mojej żony zamieszczam kilka zdjęć z naszą wszechstronną arcy-znaną gwiazdą wielkiego formatu. Jeszcze niedawno zdobywał kluczowe punkty w halowej piłce nożnej (dopingowany przez nas!!), natomiast teraz zaszczycił turniej koszykówki kończąc go z wyróżnieniem… najstarszego gracza :) Nie musimy się zatem wstydzić osiągnięć naszego celebryty HONEYA!! Życzymy mu dalszych sukcesów i rozwijaniu zamiłowań innych dyscyplin. Czym nas jeszcze zaskoczy???



piątek, 12 sierpnia 2011

Dziś moja osiemnastka… rocznica, o której chciałbym zapomnieć. Osiemnaście lat na wózku hmm mój staż, jako człowieka niepełnosprawnego dorównał zdrowemu życiu. Pierwsza myśl- kiedy to zleciało? Jednak myśląc bardziej szczegółowo- szmat czasu, w którym wydarzyło się tak wiele rzeczy. Chwile złe i dobre jak u każdego z Was… Od zupełnej bezradności, ciężkiej rekonwalescencji do dziś życia względnie aktywnego. Ileż osiągnąłbym do tej pory gdyby 12.08.1993 nigdy nie wydarzył się w moim życiu? Jakim byłbym człowiekiem? Kim byłbym w sensie społecznym? Gdzie mieszkał? Biedny? Zamożny? żonaty-kawaler? Dzieci? Pytań wiele… nigdy się nie dowiem jednak, co by było gdyby… Mam jeszcze tyle do zrobienia, udowodnienia sobie i Wam. Oby dopisywało zdrowie i szczęście w tym wszystkim… oby…

czwartek, 11 sierpnia 2011

Samopoczucie jakby lepsze, choć do pełnego wyzdrowienia jeszcze ciupkę brakuje. Nie brakuje za to zniecierpliwienia oraz złości na przymusowy przestój w obowiązkach. Dziś chyba zabiorę się jednak do zajęć, bo już nie wytrzymam- poprawi się albo pogorszy… mam to gdzieś!! Koniec cackania się ze sobą!!
Zły jestem także na pogodę tego lata… jakaś porażka. Czeka się na wiosnę i lato a potem taka kicha? PROTESTUJĘ!!
Dziś oraz jutro podobno można obserwować „deszcz” meteorów na naszym niebie. Zastanawiam się tylko czy przy obecnej pogodzie można coś zobaczyć. Jeśli jutro będzie mniej pochmurno to może wyciągnę Monię na to widowisko. Będzie okazją pomyśleć o kilku marzeniach :) Pozdrawiam i do jutra paaaaaaa

wtorek, 9 sierpnia 2011

Oby tylko nie pochwalić zbyt wcześnie.
Poziom mojego optymizmu wzrósł o połowę wraz z poprawą samopoczucia, wraca uśmiech na buzi. Dolegliwości nie są dziś tak uciążliwe jak choćby wczoraj- czy to już końcówka? Mam nadzieje, że tak!! Powrót do normalnego trybu życia dobrze mi zrobi :)… dobrze też zrobi Moni :) :) Dam sobie jeszcze chwilkę na regenerację i wracam do aktywnego trybu życia, jutro kończę antybiotyk. Ostatnie dni przypomniały mi jak bardzo cenne jest zdrowie i jak bardzo choroba potrafi zatruć wszelkie chęci do życia. Jedyny skarb na naszym padole, którego niczym zastąpić nie sposób. Chyba każde materialne dobro posiada swój zamiennik, lecz dobrego samopoczucia nie zastąpi nic.
Na koniec chciałbym podziękować za przemiłe życzenia i pamięć o naszej rocznicy. Buziaki :0 :) :*

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Dziś nasza rocznica.
Mijają dwa lata od naszego ślubu. Dla nas są to dwa szczęśliwe w których nawet nie zaznaliśmy "docierania" się. Czas który już minął dał mi pewność,że naprawdę dobraliśmy się dobrze- przyjaźń i pełne partnerstwo. Dawno temu w czasach gdy byłem jeszcze młodym kawalerem tak wyobrażałem sobie swoje wymarzone małżeństwo. Bez kłótni cichych dni czy braku zaufania. Dla nas od samego początku receptą na to był dialog i chęć porozumienia bez zamiatania kłopotów pod dywan. Słowo miłość bardzo mocno uściśla wszystkie uczucia między dwojgiem ludzi ale właśnie ona sprawia, że łączymy się na całe życie. Ja kocham swoją żonę uwielbiam spędzać z nią czas. Jest moją przyjaciółką, osobą która chce i rozumie mnie, partnerką w trudnej sztuce codziennego życia oraz tego które uzupełnia fizycznie to wszystko. Nie wstydzę się powiedzieć Moni kocham tak w cztery oczy jak i w gronie przyjaciół. Nie wstydzę się przytulić czy pocałować. Nie wstydzę się swoich uczuć choć niejeden macho powiedziałby, że nie jest całkiem męskie. Kochanie dziękuję Ci za te dwa lata i przyszłe które szczerze wierzę będą podobne do nich. Kocham Cię i mam nadzieje widzisz to każdego dnia nie tylko od okazji. :*
Cześć.
Nie pisałem nic w ostatnich dniach... niestety wiąż jest to efekt dolegliwości o których wspominałem lakonicznie poniżej. Dziś też dało mi to popalić i właściwie dopiero w tej chwili zaczynam funkcjonować. Popsuło mi to kilka planów :(... trudno, byleby jutro było już lepiej.

sobota, 6 sierpnia 2011

Wielkie dziękuję dla wszystkich pamiętających. Zdrowie to chyba największy skarb naszego żywota i tego proszę życzcie mi najwięcej, troszkę szczęścia kilku spełnionych marzeń o spokojnym życiu. Gdybym mógł prosić tego samego dla Was naszych przyjaciół, rodziny, bliskich sercu... Buziaki i jeszcze raz dziękuję.

środa, 3 sierpnia 2011

Ostatnie dwa dni należą do jednych z najgorszych w moim życiu... Wiem, że jeszcze dwa trzy i będzie to tylko złe wspomnienie. Oby to był pierwszy i ostatni raz!!
Dziś znów poranek spędziłem w karetce. Niestety obsada ratownicza nie jest w stanie zrobić nic poza zmierzeniem ciśnienia lub odwiezieniem do szpitala jeśli jest taka potrzeba. Zły jestem na pierwsza lekarkę która się mną zajęła. Gdyby nie ona może miałbym najgorsze za sobą. Dziś chyba bardziej kompetentna pani lekarz powiedziała,że działania poprzedniczki były po prostu bez sensu. Tylko dlaczego ja to musiałem przetestować? Dobrze... będzie lepiej... złego licho nie bierze.

wtorek, 2 sierpnia 2011

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Hej.Jak Wasz weekend?Marny z powodu pogody?Nasz był w sumie udany mimo wszystko. W sobotę byliśmy w kinie lecz sam seans nie był zbytnio emocjonujący. Film z Jimem Careyem i pingwinami. Kino iście familijne więc polecam iść z dziećmi. Sami wybierzcie na coś lepszego.
Niedziela bardziej intensywna od samego ranka... a po poranku ćwiczenia oraz pozycja stojąca w parapodium. Ustałem dwie godziny bez większego męczenia się. Wieczorem hmm mmmm to co misie lubią najbardziej...wszystkie słodkie pseudonimy mogłyby się czegoś nauczyć :) Zatem akurat ten dzień spędzony na sportowo- satysfakcja gwarantowana.

piątek, 29 lipca 2011

Moniu
Ktoś kiedyś powiedział, że nasze życie jest takim, jakim uczyniły je nasze myśli.... Tobie kochanie życzę z okazji urodzin aby urzeczywistniały się tylko najmilsze :*

czwartek, 28 lipca 2011

Ughhh nie wyrabiam na zakrętach.Pełne ręce roboty w pracy od początku do końca. Wyniki na szczęście też adekwatne do nawału zajęć.
Wczoraj odwiedziłem parking, żeby pojeździć ręcznym wózkiem.Na początku szło opornie ale po rozgrzaniu było już lepiej. Jeździłem prawie 2 h bez odpoczynku. Trzeba zrzucić tłuszczyk z urlopu. Jeszcze jutro i troszkę odpoczynku. Poprawa kondycji dobrze mi zrobi.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Dziś, kiedy odpaliłem kompa dostałem link od honeya, na którym była informacja tekstowo-zdjęciowa o turnieju koszykówki w skrlandzkim mieście. Ja ze zdjęć wyczytałem jedno… no może dwa… :) ale napiszę o jednym bo…- honey dawał lekcje kosza małolatom. Mówi chyba o tym także gest zwycięstwa? Honey czytam dobrze??

Witam po wolnym.
Próbuję sobie przypomnieć czy kiedyś byłem już na takim wydarzeniu… chyba znam to tylko z TV lub byłem małym chłopcem i moja pamięć nie sięga do tych chwil- chrzciny córci rodzonego brata Moni. Dziś chyba ta ceremonia wygląda ciut inaczej niż dawniej. Myślałem, że standardowo dzieje się to przy chcielnicy natomiast tu normalnie w rzędach ławek przy udziale innych maleństw przybyłych w tym samym celu. Mam wrażenie, że ten „hurt” troszkę uszczupla atmosferze ceremonii. Z drugiej strony dawno temu chrzest przyjmowano w rzece stojąc w kolejce, więc może działa na moją wyobraźnie ekran filmowy. Niemniej jednak mówiąc już o głównej istotce tego dnia mała Patrycja wyglądała ślicznie. Ksiądz uwinął się szybko hmm mniej stresu dla dzieciaków. Po wszystkim pojechaliśmy na poczęstunek gdzie popełniłem grzech… grzech obżarstwa :) no cóż… wszystko było takie pyszne więc… Renata i mamy spisały się kulinarnie mniam mmm. Jedyne, co nie podobało mi się to to że Monia wyposażyła mnie w krawat i marynarkę. Elegancki styl usztywnia mnie troszkę a nowo poznane osoby na początku krępują. Pomijając ten moment było całkiem miło, pysznie i wesoło, więc wieczór był po prostu udany.

piątek, 22 lipca 2011

To się nazywa mieć pecha.
Wczorajszy dzień zaczął się tak spokojnie. Oboje z Monią pracowaliśmy w domu szykując się w między czasie na wyjazd. Obiecaliśmy przyjechać po Iwonę, ponieważ w piątek miała odlot do NY. Nie spieszyło nam się skoro chciała spędzić z mamą czas do ostatniej chwili. Tuż po pracy zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Nasze jezdnie powoli poprawiają się, więc komfort jazdy jest już o wiele większy. Droga umykała szybko niestety tylko do 83 kilometra… a potem szlak nam trafił silnik w samochodzie. Stracił bez ostrzeżenia moc, po zgaszeniu zamilkł na amen. Wszelkie próby uruchomienia spełzły na niczym! Byliśmy w połowie drogi na poboczu trasy praktycznie bezradni. Telefon do naszego mechanika Gerarda tylko upewnił nas w beznadziejnej sytuacji. Iwona czeka na nas w domu jej odlot rano podobnie jak badanie tomografem Moni, na które nie jest się tak łatwo dostać. Diagnoza Gerarda- spalona cewka konsekwencją brak iskry i unieruchomienie. Zadzwoniliśmy do zaprzyjaźnionej sąsiadki. Brygida z miejsca wyrwała do nas nie patrząc na kawał drogi. My czekając kombinowaliśmy, co zrobić z Iwoną. Pomocnym (jak zawsze w sytuacjach arcypilnych) okazał się honey. Tak więc logistycznie wyglądało to tak- Brygida bierze nas na hol zawracamy na stację paliw gdzie czekamy na Iwonę którą dowiezie do nas honey a następnie ciągnieni przez Brygidę jedziemy do wawy. Brygida przyjechała migiem zapieliśmy się do jej haka przejechaliśmy na stację paliw 500 m i mieliśmy już dość holowania. Nie jest to łatwa sztuka gdy brak holującej i holowanej doświadczenia. Decyzja szybka- szukamy lawety… telefon i zimny prysznic…600zł za kurs. Gerard stwierdził, że to zdzierstwo!! Zaczął szukać sam kogoś znajomego z laweta. Pech… nikt przyjechać nie mógł. Kolejna przebudowa rozwiązania problemu- Brygida wraca do domu a my czekamy na Gerarda z jednej strony zaś z drugiej na Iwonę z honeyem. Mijała kolejna godzina niepewności i nerwów. Pierwsi dojechali Iwona i honey niewiele później Gerard z bratem. Uruchomienie samochodu trwało 5 minut, ale interwencja mechaników była niezbędna. Wróciliśmy do domu blisko pierwszej w nocy. Reasumując straciliśmy kilka godzin czasu także pieniędzy na sumę której jeszcze nieznany. Wywiązaliśmy się jednak z obietnicy danej Iwonie mimo ogromnych problemów. Udało się to tylko dlatego że, mamy tak wspaniałych przyjaciół :* Dziękuję Wam kochani.
Mało brakło a zaspalibyśmy na lot Iwony i badanie Moni. Wszystko dobre co się dobrze kończy… musimy tylko pozbierać się finansowo… trzeba też pomyśleć o zmianie naszego staruszka VW bo stał się istną skarbonką. Brakuje mi jeszcze pomysłu jak rozwiązać ten problem…

wtorek, 19 lipca 2011



Dziś słowo grill wywołuje na mnie od razu poczucie przejedzenia. Mam wrażenie, iż nie spróbuję pieczonej kiełbaski jeszcze długo. Przybyłem chyba z dziesięć kilo na wadze :(
Opisane imprezy nie były jedynymi, choć te u Iwonki wypadały tak przy okazji gdy dziewczyny pomagały jej zrobić błysk w domu na okoliczność powrotu pani Marysi ze szpitala. Odbyliśmy z Monią jeszcze kilka krótkich spotkań nie wychodząc z samochodu. Szkoda, że tak mało czasu mogliśmy widzieć Sybille z maleństwem i jej mężem oraz Asią. Szkoda, że zabrakło czasu dla reszty przyjaciół. Nasz urlop trwał ledwie tydzień, ale w bogactwie spotkań i imprez wydaje mi się taki długi….



Wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Iwony mama trafiła do szpitala w ostatnim momencie. Jeszcze dzień i mogła witać się ze św. Piotrem. Naprawdę było groźnie… tym bardziej, że wrzody myliła z bólem kręgosłupa. Interwencja przyszła w porę a pani Marysia to twarda sztuka :) Stan był na tyle dobry, że zaczęliśmy myśleć o realizacji wcześniejszego planu. Od pomysłu do realizacji… za telefon i do Tomka właściciela Chaty Toma… rezerwacja przepadła :( Jeszcze myśleliśmy co można wykombinować… ale cóż można załatwić w środku lata z godziny na godzinę… O dziwo Moni aparycja i siła przekonywania sprawiła, że pan Tomek zrobił jakieś przesunięcia i nasz zarezerwowany domek znów był nasz co oznajmił nam nieoczekiwanie po kilku minutach telefonem. Ruszyliśmy z miejsca jak poparzeni… Iwonka do mamy do szpitala my zakupy a Martynka przygotować chłopców. Po dwóch godzinach byliśmy także my zapakowani zwarci i gotowi czekając z Martyną pod domem Iwony. Ta ostatnia jeszcze długo trzymała nas w napięciu, chyba do ostatniej chwili zastanawialiśmy się czy Iwona nie zrezygnuje. Nie zawiodła!!! Pół godziny i byliśmy w drodze. Na miejscu byliśmy blisko godziny 23ej. Pan Tomek z żoną przekazali nam klucze, dzieciaki były już tak śpiące, że niemal od pierwszej chwili byliśmy już w dorosłym towarzystwie. Jak było? Hmmm tak jak sobie wymarzyłem :)… ja i trzy piękne kobiety. Stół pełny, opowieści ……..Położyliśmy się chyba o piątej rano.
Wyspani chłopcy Olivier ( zwany też Oliksander :) ) Dawiniu nie pozwolili zbyt długo wypocząć robiąc mały harmider o poranku. Może i dobrze, bo szkoda było czasu na spanie. Iwonka i Ola zebrały się szybciej, aby odwiedzić w szpitalu mamę, co nie było trudne, bo dzięki nowopowstałej obwodnicy Samsonów od Skarżyska dzieli czternaście minut drogi samochodem. My zaś zasiedliśmy na werandzie przy śniadanku lecząc nieco doskwierające skutki naszego nocnego spotkania. Po trzech godzinach znów byliśmy w pełnym składzie planując wypad nad pobliski staw- miał być oddalony o 400 m wedle informacji zdobytej od sąsiadki chaty Toma a był 1400 m. Spędziliśmy tam resztę dnia i w ostatnim momencie opuściliśmy go przed ulewą. Kiedy przemieszczałem się podnośnikiem do samochodowym do środka wskoczył nam bezpański pies i za nic nie chciał wyjść. Musieliśmy ruszyć ale w samochodzie było aż gęsto od jego brzydkiego zapachu. Wygonić się dał dopiero pod chatą. Po drodze zamówiliśmy kebab który zjedliśmy już w naszym domku. Kilka technicznych wiadomości. Obawiałem się http://www.blogger.com/img/blank.gifprzechodzenia z wózka na łóżko i z powrotem lecz dziewczyny nie miały żadnego problemu z tym – dla chcącego nic trudnego :) Następnego ranka zbieraliśmy się do domu z bagażem wspomnień.
Na koniec mały opis.
Chata Toma stoi w miejscowości Samsonów tuż za Zagnańskiem. Można tam wypożyczyć jeden z dwóch domków za przystępną cenę. Domki są przestronne i wyposażone we wszystko, co potrzebne w wygodnym urlopowym pobycie. Można spodziewać się tu kameralnych klimatów dla towarzystwa, z jakim się przyjedzie. Posesja zamknięta więc dzieci mogą sobie bezpiecznie i do woli biegać po całym terenie. Dużo zieleni, spokoju a właściciele mili i rzeczowi. Więcej wiadomości na stronie www.chatatoma.pl Osobiście polecam :)


Uffff. Drugi dzień po powrocie… chyba dopiero dziś odespałem wszystkie imprezy. Wczoraj spałem do południa i tak wstałem skonany. Szkoda mi Miśki, bo ona nie miała tego komfortu odpoczynkowego po urlopie.
Wczoraj wreszcie poćwiczyłem troszkę. Mój organizm chyba potrzebuje tego bardzo, bo aż poczułem ulgę po wysiłku. Pewnie powodem jest nagłe przerwanie ćwiczeń na kilka dni… w dodatku tak dekadenckich.
Dobrze to tyle aktualności a teraz troszkę wyjazdowych historii. Samsonów zostawię na koniec, bo przecież z rozpędu zapomniałem opowiedzieć jeszcze o wcześniejszych spotkaniach. Drugie spotkanie zorganizowaliśmy u nas oczywiście już z Ulą i honeyem bo jakby inaczej :) O honeyu nie będę już rozprawiał bo on ma u nas już taki PR że… za to o Uli… uwielbiam jej humor!! Z resztą w ogóle jest dla nas sympatią w całym gronie. Na grillu pojawił się też krowa… tak tak celowo napisałem pojawił, bo jest to nasz kumpel obdarzony lata temu tym pseudonimem. Z krową siedziałem niemal do świtu gadając o starych czasach naszej dzielnicy dojadając upieczone na grillu jedzonko popijając piwkiem. Śmiesznie brzmi „siedziałem z krową”…
Przebiegu całego grilla nie będę opowiadał, bo niechęcę się zbytnio powtarzać, zadziwiło mnie tylko, że Martynka i Iwona mieszka tyle lat w sku i nie widział naszej skały. Śmialiśmy się z Dawidka synka Marti bo wypróbował swój dziecięcy urok osobisty na pani która hoduje kury w tradycyjny sposób. Dostał dwa można powiedzieć wiejskiego chowu jajka. Następnego dnia gdy Monia była u fryzjera wpadła do mnie ferejna chłopaków na "prasówkę"... czytaliśmy do późnego popołudnia za co zebraliśmy burę od mojej żony...
Gdybym mógł coś zmienić z tych dni to tylko to, że chciałbym zobaczyć wszystkich bliskich nam skarżyszczan lub rozsianych po Polsce przyjaciół a na to po prostu brak czasu i możliwości :(

poniedziałek, 18 lipca 2011

Urlop ciąg dalszy.
Kolejny dzień miał być realizacją naszego planu urlopowego- wyjazd do Samsonowa, czyli dziewczyny dzieciaczki i ja… o rany sam w towarzystwie pięknych kobiet!! Możecie sobie pomyśleć jak byłem zawiedziony, gdy pani Marysia trafiła na stół operacyjny praktycznie bez ostrzeżenia. Miała zrobić tylko badania a okazało się, że trafiła tam z pękniętym wrzodem na dwunastnicy. Spędziliśmy wieczór do pierwszej w nocy pod szpitalem czekając na operację. Zdecydowaliśmy odwołać rezerwację „Chaty Toma” Życie jak wszem wiadomo płata figle wedle uznania. Cdn…



Wieczór u Martynki.
Spóźniliśmy się troszkę na tą sławetną imprezę. Chciałoby się powiedzieć, iż mieliśmy dobre wejście, lecz tego dnia gościem nr 1 była Iwonka. Zostaliśmy troszkę dłużej, aby odwiedzić mamę Moni i mojego tatę. Na grillu skwierczały już przekąski a towarzystwo było rozgadane i głośne. Oczywiście zastaliśmy dobrze nam znane towarzystwo + Asia, którą dopiero poznałem. Oczywiście nie mogło zabraknąć Błaty tryskającej urodą i humorem. Tego wieczoru była jeszcze z nami Marysia mama Iwonki ale samopoczucie oraz niecierpliwość Oli nie pozwoliło jej być dłużej. Kogo brakowało ze skarlandzkiej ekipy? Oczywiście Uli i honeya ale cóż… była mała przeszkoda… Domyśleć się nietrudno jak było gdy spotyka się kilka przyjaciółek…




Obiecałem szeroką foto sesję lecz pomyślałem iż panował taki luz, że zawsze ktoś na nich uwieczniony miałby jakieś ale :) Niemniej jednak zapraszam do obejrzenia kilku jpg.

Nasz urlop zaczął się w momencie lądowania naszych przyjaciół z NY.

Iwona Patryk i najmłodsza Ola gościli u nas bardzo krótko, czym nas zasmucili, ale nie dziwię się temu, bo nie było ich w kraju oraz rodzinnym mieście wiele lat. Powitalna noc była bardzo krótka… przynajmniej ta część przeznaczona na sen :) Niestety pełna banda z NY nie zebrała się no ale cóż… Aga i Remi w tym czasie zostali nieoczekiwanie odwiedzeni przez rodzinę. Szkoda, bo w tej chwili możemy tylko przypuszczać jak mogło być gdyby doszło do spotkania. Następnego dnia nie wstaliśmy zbyt wcześnie… o nie!!... wołami by nas nie ściągnęli. Troszkę minęło zanim wyjątkowo wredny Morfeusz puścił nas ze swych rąk. Wspólne śniadanko później spacer do pobliskich sklepów odzieżowych (zakupy były skąpe) obiad i pakowanie bagaży do naszego VW staruszka. Do Iwony GMC mu daleko niestety. W drogę mogliśmy ruszyć tylko z Patrykiem i bagażami i to i tak mocno obładowani. Iwona oraz Ola została zostali przechwyceni przez Martynkę wracającą PKP z Kołobrzegu. Jeszcze tego samego wieczoru spotkaliśmy się u Martynki na grillu…
Wszystko, co dobre to się szybko kończy…
Znane powiedzenie, choć osobiście nie chcę tak myśleć. Gdyby nie było pracy urlop nie byłby tak oczekiwany i słodki :) Powiem tak nasz urlop zakończył się lecz mam nadzieje, że dla wszystkich był on tak fajny iż warty powtórzenia!! Zatęsknimy do tych chwil jak nic- JA NA BANK!! Plan jego spędzenia zmieniał się niemal dramatycznie z powodu choroby oraz niespodziewanej operacji Iwony mamy, ale na szczęście Bóg dał, że większość ułożyła się szczęśliwie. Dodam tylko- pani Marysia czuje się już dobrze i planuje rychłą wyprawę na grzyby... Reszta urlopu w następnych postach :)