piątek, 22 września 2017

Na wesoło tylko doczytajcie do końca!!

Wczoraj już zgodnie z tradycją „półrocznicy” widziałem się z moim lekarzem ortopedą. Przyjąłem szpilę w kolano i przyjąłem kilka ważnych zaleceń. Nie bardzo wiem, jak je wypełnić, bo niestety przydałaby się przynajmniej kilkumiesięczna rehabilitacja celowana w uszkodzoną w 2010 roku nogę. NFZ nie pomoże na tak długi okres czasu :( Jakoś to trzeba rozwiązać… jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślimy:)
Z weselszych rzeczy to oczywiście jak zawsze scenka sytuacyjna z poczekalni pod gabinetem… w tym miejscu zawsze można liczyć na jakiś temat.
Do przychodni Monika zwlekła mnie niemal bladym świtem w przekonaniu, że lekarz przyjmuje wcześniej, a wizyta umówiona z półrocznym wyprzedzeniem zapewniła mi pierwszy numerek…, ale to zabrzmiało… pierwszy numerek ;) Efekt był taki, że po spiesznej drodze z Warszawy do Otwocka miałem czas na kilka chwil nudy pod gabinetem. Właściwie mogłem robić to co bardzo lubię w miejscach publicznych… podglądać „koloryt” ludzkich postaci.
Ponieważ Monika pobiegła do archiwum po zdjęcia RTG mamy więc cały ten teatr miałem tylko dla siebie (sam poniekąd również byłem elementem spektaklu). Sam wolę komediowe scenki, więc i taką wyłowiłem dla Was… uruchomcie wyobraźnię!! Korytarz przychodni z rzędami krzeseł stojących naprzeciwko siebie. Pod moim gabinetem tylko ja i jakaś skupiona na własnych myślach, unikająca kontaktu wzrokowego pani.
Do korytarza wbija starsza, ale żywotna pani o kulach zajmując niemal w locie miejsce vis-à-vis zamyślonej kobiety. Kiedy przechodziła obok mnie po sekundzie wiedziałem, że nie minie zbyt długo jak będzie szukać kogoś do rozmowy. Nie myliłem się… 5 sekund później… zagadała do pani milczącej…
- Uuuuu zimno jestem jakaś taka… niedogrzana dzisiaj… posiedzę tu chwilkę to się zagrzeję- powiedziała szukając czegoś niecierpliwie w kieszeniach kurtki.
- Tak chłodno- odpowiedziała milcząca szukając wzrokiem neutralnego punktu.
Ja złapałem za telefon… zawsze pomaga zgubić czyjąś uwagę… w wyobraźni już wdziałem, jak mnie wypytuje, jak znalazłem się na wózku itd.
- Pani z biodrem, co złamane było?- pyta starsza pani przeszukując tym razem przednie kieszenie spodni.
- Nie… kolano mnie boli- odpowiedziała pani milcząca
- Aaaaaaa to ja z biodrem, bo 40 lat temu jak jechałam jeszcze z dzieckiem na ręku stopem ciężarówką to wysiadając wypadłam z kabiny- ruszyła z opowieścią starsza pani z zadowoleniem wyjmując z drugiej kieszeni spodni połowę słupka odpieczętowanych dropsów strzepując coś z nich i od razu częstując nierozmowną pacjentkę.
- Nie, nie, nie dziękuję nie wolno mi cukru- powiedziała wpatrzona w pierwszego dropsa…
Ja w tym czasie wyobraziłem sobie pierwszego dropsa z tym farfoclami z kieszeni jakie zawsze się w niej zbierają po praniu i pomyślałem- tylko nie częstuj mnie!!- Telefon… telefon… FB…!!
- Nieeeeeee… nie jest słodki… kwaskowy… orzeźwiający tak- niech pani się poczęstuj
- Nie, nie dziękuję ja tym cukrem tak muszę uważać trochę- odpowiedziała milcząca patrząc na wciąż pierwszego dropsa jak na lizaka spod szafy…
- Poprosiłam o orzeźwiające w sklepie… nie są słodkie… kwaskowe… proszę- powiedziała starsza pani przysuwając rękę niemal pod twarz milczącej pani.
„Milcząca” chcąc nie chcąc dla świętego spokoju wydłubała pierwszego dropsa i wsadziła od razu do buzi… dziękując szczodrej pani…
- Dziękuję
- Proszę… pyszne… orzeźwiające, kwaskowe… nie są słodkie- powiedziała jeszcze raz starcza pani.
Nie spojrzałem na buzię milczącej, bo bałem się, że zobaczę jak dyskretnie jakiegoś farfocla usuwa i mogę zrobić zbyt ekspresyjną minę... W tym samym momencie złapałem „kontem” oka starszą panią i widzę, że trzyma przed oczami tą połówkę opakowania dropsów i stara się coś odczytać… i nagle słyszę jej głos!!
- Nooo… kwaskowe… z miodem…
Nieeeeeee… nie wytrzymałem… odwróciłem głowę i zacząłem się dławić ze śmiechu!! Kwaskowe… orzeźwiające… z miodem… cukrzykowi…