czwartek, 30 grudnia 2010

Sylwester już o kroczek. Pewnie każdy z nas ma na ten wieczór jakiś plan. Jedni zostaną w domu inni pójdą do znajomych lub bardziej zorganizowaną imprezę- my wszystkim Wam życzymy by udało się wkroczyć w nowy rok tak wesoło jak to tylko możliwe!! Oglądajcie fajerwerki tylko z daleka :) bez kontaktu trzeciego stopnia i zadbajcie by kac następnego dnia nie był zbyt uciążliwy.
My sylwestra spędzimy w domu bardzo kameralnie ale wpadnie do nas ktoś znajomy myślę że będzie fajnie. Czas jest taki niebłagalny a my świętujemy jego upływ dwa razy do roku :) czy to nie ironia?? Może to osłoda by nie rozważać tego w ten sposób hmmm

środa, 29 grudnia 2010

Hej. Obejrzałem kilka filmików z użyciem parapodium. Troszkę ochłonąłem i nawet zaczynam myśleć że może to być bardziej pożyteczne. Może jeszcze daleko do optymizmu bo zdaję sobie sprawę z trudnościami jakie czekają nas by w tym stanąć ale może coś wymyślimy. Niestety ocenić mogę tylko w praktyce a to dopiero gdy uda mi się zakupić. Wiem że potrafię się zmobilizować do wszelkich ćwiczeń i potrzeba mi tylko pozytywnego dopingu!!
Honey dzięki za to co napisałeś na forum. Niepierwszy raz dowodzisz że możemy na Ciebie liczyć i tylko kiedy my będziemy mogli Ci się odwdzięczyć? Oczywiście nie życząc by działo się u Ciebie cokolwiek złego :)

wtorek, 28 grudnia 2010

Wiem, że po tym co napiszę na forum mogę zobaczyć reprymendę od honeya ale muszę trochę wylać goryczy... Z jednej strony wczorajsza wizyta w szpitalu pozwoliła załatwić parę spraw a z drugiej dołożyła następne. Przyznam, że nie ogarniam trochę tego wszystkiego. Konsultacja oświeciła mnie, że muszę nabyć kolejny sprzęt do rehabilitacji, który stanie się niezbyt pięknym wystrojem naszego pokoju. Trochę mnie to dołuje… ćwiczenia czynne, bierne to już od dawna codzienność, nauka jazdy wózkiem następny obowiązek a teraz jeszcze muszę znaleźć czas na parapodium (kiedy je zakupię). Wiem, że można jakoś całość pogodzić tylko ile mam jeszcze w sobie cierpliwości na to wszystko? Słowo muszę zaczyna mnie irytować. Czasem myślę że pokora to moje drugie imię.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Minęły święta... dziś o mało nie zabrali mnie zieloni biorąc za tłustą fokę... Ważę chyba pół tony więcej niż przed 24 grudnia.
Boże Narodzenie minęło na spokojnie przy pięknie przystrojonym stole. Chyba pierwszy raz składałem życzenia które były tak bardzo realne... wydawałoby się tak bardzo osiągalne. Składałem je żonie ale kierowały się ku naszym wspólnym marzeniom. Taty i siostry także były realne i tylko zdrowie w nich było raczej tym co otrzymujemy niż wypracowujemy własnymi staraniami. W drugim dniu świąt byliśmy zaproszeni na urodziny naszej sąsiadki gdzie spędziliśmy bardzo miły i wesoły wieczór.
Niestety poniedziałek zaczynał się dla nas już bardzo wcześnie bo o siódmej rano byliśmy w szpitalu na wizycie lekarskiej. Lekarz pozwolił mi wrócić do pracy ale wyczułem że tylko moje sugestie o tym iż praca w domu i przy komputerze odwiodły go od przedłużenia zwolnienia. Kolejka w przychodni była ogromna więc niemal cały dzień zajęła nam wizyta w szpitalu. Oczywiście nie wszystko załatwiliśmy... a leczenie będzie jeszcze trwało i trwało... takie życie :( Dobrze że mam przy sobie kogoś kto pomaga mi wytrwale to przebrnąć. Wraz z wizytą już wiem że czekają nas nowe nieprzewidziane wydatki grrrrrr
Dobrze ale jeszcze nie czas by o tym myśleć. Duch świąt jeszcze jest z nami i wolę myśleć o tym o czym mówiliśmy sobie z Monią łamiąc się opłatkiem.

czwartek, 16 grudnia 2010

Gorączka świąteczna już chyba daje znać o sobie :) Szał zakupowo prezentowy, sprzątanie itd. Nasza sąsiadka tak zakręcona jak słoik po ogórkach :) sprawdzając skrzynkę pocztową postawiła torbę pełną drogich kosmetyków na podłodze by ją sprawdzić i… poszła bez nich do domu. Warto było zobaczyć jej reakcję jak Monia zapytała czy takich używa i kiedy zauważyła, że czegoś jej brak. Jest czwartek… nie płożyliśmy się spać wcześniej niż 1:30 od soboty. Niedługo zamienimy się w sowy albo nietoperki :) Czuję że tak zleci już do świąt. Honey jakby był przy naszej wczorajszej rozmowie, w której była mowa o żywych choinkach i czasach dzieciństwa, gdy właśnie takie mieliśmy w domach. Dziś na gg zakomunikował, że ma dla nas właśnie żywą i pachnącą lasem- prorok czy co? Monia walczy jeszcze z czymś z pracy i tylko ja dziś zbijam bąki. Poza ćwiczeniem nie zrobiłem nic konkretnego. Nie lubię tak :(
Pozdrawiam wszystkich i miłej nocy.j

środa, 15 grudnia 2010

Zdjęcia.
Chyba wszyscy posiadamy w domach duże kolekcje zdjęć, czasem także krótkie filmiki, które kręcimy dzięki aparatom cyfrowym. Malutkie sekwencje najczęściej miłych chwil teatru naszego życia. Spotkania rodzinne, imprezy czy wycieczki, do których miło wraca się wspomnieniami po czasie. Takie małe archiwum kolorowej przeszłości. Czasu nie da się wrócić, więc możemy powiedzieć, że są jakby wspomaganiem naszej często zawodnej pamięci. Uśmiechnięte buzie, osoby w ruchu zamrożone kadrem klatki aparatu nigdy z nich nie umkną nie zestarzeją się... Jakże dziwnie ogląda się Tych, których niema już wśród nas i nigdy nie będzie. Jeszcze szare komórki umysłu pamiętają barwę głosu, sytuacje i przeżycia z nimi związane, ale obraz, choć znajomy zamazuje się z czasem. Wesołe oblicza osób, których fizycznie już nie spotkamy. Dlaczego o tym piszę? Oglądam rodzinne zdjęcia, na których widzę mamę jak żywą... aż trudno uświadomić sobie, że jest to już tylko zapisana w obrazie przeszłość. Odzywa się tęsknota budzą pytania- co by było gdyby mama była wśród nas, co mówiłaby-myślała widząc wszystkie dobre zmiany w naszym życiu. Cieszyłaby się... lecz nie mogę się nimi pochwalić...
Cześć. Nasza strona wreszcie doczekała się małych zmian. Zostały zaktualizowane zakładki <potrzeby> oraz <marzenia> będą jeszcze inne ale nad tym trzeba się zastanowić.Swoją drogą może macie jakieś pomysły jak uatrakcyjnić wizualnie lub w inny sposób stronę? Jeśli macie jakieś pomysły to kliknijcie na forum bądź e-mail.
Informacja o 1% jest już na stronie głównej a także w osobnej zakładce ale to już widać gołym okiem. Wreszcie częściej już siadam :) Okupuję to pewnymi dolegliwości z tytułu złamania ale mogę już wrócić do konkretniejszej aktywności na blogu. Za chwilkę zmykam do ćwiczeń ale pochwalę się jeszcze tym że troszkę schudłem :) Do wiosny zakładam iż wrócę całkiem do szczupłej sylwetki.Teraz już wklejam następny post i znikam paaaaaaa

poniedziałek, 13 grudnia 2010

!!!! Wstałem z łóżka!!!! Wreszcie bo łóżko zbrzydło mi już okropnie. Nie jest całkiem dobrze ale i tak duży postęp. Noga wciąż jakby usztywniona nie zgina się nawet na tyle by postawić ją na podnóżku wózka. Pewnie z czasem wróci do normy niemniej jednak potrzeba jeszcze czasu.Monia przy sadzaniu rozpłakała się troszkę… cóż do tej pory nie musieliśmy uważać tak jak obecnie. Nie dość, że (mam nadzieje czasowo) nie możemy wszystko wykonać to jeszcze w strachu przed uszkodzeniem złamanej nogi. Nie wytrzymałem :) musiałem wyjść z domu. Pojechałem z Monią do sklepu elektrycznym wózkiem. Prawie wszyscy pracownicy naszego pobliskiego marketu ucieszyli się na widok naszej pary- strasznie to miłe. Nie wiem, czym zasłużyliśmy sobie na ich sympatię. Trochę śmiesznie było, gdy Monia chodziła sama i wszyscy dopytywali, dlaczego męża nie widują ostatnio. Odpowiadała że miałem operację i niestety nie szybko mnie z nią zobaczą. Cieszyli się na wiadomość o operacji, bo myśleli, że to względem przyczyny, dla której siedzę na wózku i dopiero wyjaśnienia, że przyczyną jest złamanie na obozie rehabilitacyjnym otwierała im szeroko oczy.
Na stronie głównej mojej strony znów ukazała się informacja o 1% z podatku- tak, podobnie jak w ubiegłym roku chciałbym Was wszystkich prosić o przekazanie go właśnie dla mnie. Obiecaliśmy sobie z Monika, że te pieniążki, jeśli oczywiście uda się je zebrać będą miały jeden cel- postawić mnie na nogi. Osobiście biorę pod uwagę zarówno metodę operacyjną jak i inne rozwiania techniczne. W obu kierunkach są już jakieś konkrety pozwalające myśleć optymistycznie. Koszty tych rozwiązań są naprawdę duże a zasięg mojej strony zbyt mały by jednorazowa akcja mogła mieć aż tak spektakularny wynik ale… przecież czekam już długo więc był czas ćwiczyć swą cierpliwość. Może za rok za, dwa ale kiedyś mi się uda!!! MUSI!!

piątek, 10 grudnia 2010

Wreszcie weekend i o kilka dni bliżej do wstania z łóżka :) Monia podrzuciła mi kilka linków na temat miejsc parkingowych dla niepełnosprawnych.Już kiedyś pisałem o tym. Powtórzę tylko że jest to marny przywilej ale konieczny szczególnie zimą. Zdrowi parkujący na nich są trochę bezmyślni no ale cóż... o tym można się tylko przekonać gdy sam masz wózek pod sobą lub osobę bliską na nim. Osobiście wolałbym do sklepu iść na nogach 5 kilometrów niż być na miejscu niepełnosprawnego. Kary na to nie ma ale pomysł z naklejką na szybie z upomnieniem dobry. Może chwila gdy się ją zdrapuje pozwoli na małą refleksję.
Honey zamilkł ostatnio- czy On żyje?

środa, 8 grudnia 2010

Dlaczego warto zachować dobrą formę? Dlaczego należy uparcie każdego dnia machać ciężarkami mimo że ma się serdecznie dość tego monotonnego zajęcia?
http://nt.interia.pl/gadzety/news/sparalizowani-wstaja-i-chodza,1567919
Zerknijcie proszę co kryje ten link bo jest on jedną z alternatyw dla osób takich jak ja. Postęp technologi oraz medycyny idzie do przodu i wierzę że wcześniej czy później znów zobaczę świat z wysokości stojącego tomka :)Chciałbym by było to jednak wcześniej niż później. Oczywiście są to drogie technologie ale może kiedyś będzie bardziej dostępne dla dużo mniejszej sakiewki...
Przyrząd tu prezentowany 100tyś $ ale jak wynika z artykułu jest więcej producentów którzy idą w tym samym kierunku a więc kiedy zaczną konkurować to może być taniej. Poza tym te urządzenia pewnie będą coraz bardziej zaawansowane. Stanąć na nogi... tak jak we śnie czasami... CHCĘ!!!

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Cześć.
Odwiedził Was Mikołaj? Nas ominął chytrus jeden!! Nawet rózgi nie zostawił i nie wiem co teraz myśleć… mamy się poprawić czy nie? Może moja żona była niegrzeczna ale kurcze ja lubię jak czasem nie jest ;) Czujecie już ducha świąt? Ja jeszcze nie… może poczuję jak będzie bliżej. Ruszyłbym już w miasto popatrzeć na świąteczny wystrój ulic i sklepów. Fajnie byłoby stanąć na dzikiej plaży wśród spadających z nieba płatków śniegu. To miejsce ma dla mnie jakiś urok. Wspomnienia z dzieciństwa jak i bliższe związane z Monią. Tam przecież oświadczyłem się i usłyszałem TAK. Czasem już tak jest, że do pewnych miejsc ma się większy sentyment.

czwartek, 2 grudnia 2010

Pogoda trochę kiepska ale co tam :) byle do wiosny... Mała dygresja do poprzedniego postu (którego już nie ma i przepraszam tych którzy czytali moje żale)- honey masz rację że niepotrzebnie marudzę i że trzeba patrzeć już na pozytywy :)- noga zrasta się. Niebawem wrócę do aktywności i o całym incydencie będzie już tylko przypominać pooperacyjny szef na nodze... nie pierwszy i może nie ostatni tfu tfu odpukać.
Na dworze brzydko a w taką pogodę mniej żal że jestem uziemiony w łóżku. Pozdrawiam wszystkich :)