środa, 29 lutego 2012

FAR

Każdy, kto mój blog odwiedza od początku, hmm czyli od roku 2008 wie, iż zmienił on swój wygląd także dostawcę. Wymagało to przeniesienia post po poście jego treści. Miałem okazję przeczytać każdy z nich w bardzo okrojonym czasie i stwierdziłem, że pisanie po tysiąckroć jak się czuję i co dziś (zajęcia dnia powszedniego) robię, jest bez sensu.
Lepiej nie pisać wcale niż zajmować komuś czas tymi samymi żalami. Od zmiany bloga, więc nie piszę wiele o swoim zdrowiu czy smutkach… z resztą staram się tej wątpliwie ciekawej wiedzy zaoszczędzić także bliskim z realnego życia. Takim przykładem był mój wyjazd z obozu FAR z połamaną nogą. Nawet nasi rodzice o tym stanie nie zostali powiadomieni do czasu, gdy przeszedłem operację - nie pozwoliłem na to żonie. Zbędne posty po prostu nie znalazły swojego miejsca w nowym blogu.
Dlaczego o tym piszę? Wczoraj dostałem odpowiedz od fundacji na moje pismo. Pierwsze dwie strony to wyjaśnienia, czym zajmuje się FAR od dwudziestu czterech lat, jakie cele i zadania miał obóz, na którym byłem- generalnie czego się tam nauczyłem i mogłem nauczyć gdyby nie… kontuzja, jak to zostało określone w piśmie. Jest w nim kilka fragmentów, które powodują, że moje nerwy troszkę puszczają. Nim o nich napiszę chcę wyjaśnić, że nie mam wątpliwości, jeśli chodzi o wagę dobra, jakie w tych latach wykonał FAR. Nie mam wątpliwości też, co do poczucia troski wedle nas obozowiczów od całej kadry. Niemniej jednak w moim przypadku sama troskliwość nie wystarczyła. Jest mi niestety przykro, że kiedy został popełniony błąd nie potrafili ponieść konsekwencji, mimo, że od początku przyznali się do błędu.
Słowo kontuzja kojarzy mi się z wybiciem palca czy naciągnięciem mięśnia, a nie spiralnym złamaniem kości udowej z przemieszczeniem, czego konsekwencją była operacja kawał żelastwa w nodze, który będę miał wątpliwą przyjemność nosić do końca życia, ponad trzy miesiące plackiem w łóżku, długa, żmuda i bolesna rehabilitacja,która do tej pory nie przywróciła mojej nogi do zakresu ruchu sprzed złamania. Wszystkich następstw nie będę wymieniał…
Z listu od FAR: „Pragniemy zapewnić, że wszystkie osoby pracujące w czasie obozu AR z Panem wypełniały swoje zadania z pełnym profesjonalizmem i poczuciem troski o jego aktualny i przyszły los.
Jest nam tym bardziej przykro z powodu zaistniałej sytuacji, ponieważ kontuzja, jakiej Pan doznał, przerwała zapoczątkowany i rozwijający się w dobrym kierunku proces pracy nad osiągnięciem optymalnego poziomu samodzielności i aktywności”
Co kojarzy się z określeniem profesjonalista? Dla mnie osoba biegła w swoim fachu, umiejętnościami przewyższająca zwyczajnych ludzi, oczywiście z wiedzą w danej dziedzinie popartą wykształceniem i doświadczeniem. Określenie profesjonalista wywodzi się od słowa profesja, a wedle wikipedi tłumaczymy to tak: „Przez profesję w socjologii i antropologii rozumie się te zawody, które wymagają długotrwałego przygotowania, zazwyczaj poprzez konieczność odbycia studiów wyższych, a także często stażu zawodowego. Dla profesji charakterystyczne jest zrzeszanie się w stowarzyszenia zawodowe, tworzenie własnych kodeksów etycznych, a także ograniczanie dostępu do wykonywania zawodu wobec osób nienależących do organizacji”
Osoby,które dopiero kończą szkoły lub są w ich trakcie, raczej trudno podejrzewać o pełen profesjonalizm…
Z listu FAR- „Uczestnicy nabywają umiejętności oraz gromadzą niezbędną wiedzę nie tylko w trakcie zajęć, ale również w ciągu całego dnia, na przykład podczas porannej i wieczornej toalety, czy też w czasie posiłków, ucząc się wykonywania codziennych czynności oraz wymieniając swoje doświadczenia z osobami z kadry instruktorskiej”-
Mnie z całą pewnością nauczyło jednego… BRAKU ZAUFANIA DO REHABILTANTÓW szczególnie dopiero uczących się swojego zawodu!!
Niestety w moim przypadku nie jest to dobra sytuacja :( gdy zaufanie jest podstawą!!
Z listu far-: „Niestety kontuzja uniemożliwiła zrealizowanie założonego planu, jednak otrzymał Pan zapewnienie, że w przyszłości będzie mógł ponownie wziąć udział w obozie AR i skorzystać z innych form wsparcia przewidzianych w programie FAR.”- Szkoda, że po złamaniu operacji i dalszej rekonwalescencji mimo kilkukrotnych maili i telefonów, nikt z tej instytucji nawet nie potrafił odpisać, a co dopiero powiedzieć o jakiejś formie pomocy. Moja żona prosiła, np. o pomoc w wypożyczeniu urządzenia zwanego szyną CPM, dzięki której mój powrót do zdrowia byłby szybszy. Zastanawiam się także czy noga nie byłaby dziś w lepszym stanie…??? Kwota 600 zł, słownie: sześćset złotych z ubezpieczenia, jakie wypłacono mi od ubezpieczyciela obozu FAR przy kwocie za wypożyczenie urządzenia 40 zł za dobę nie mówiąc już nawet o kosztach leczenia jest kwotą śmieszną!!
Wreszcie ostatnia kwestia z listu dotycząca moich pretensji, co do sumy odszkodowania a mojej faktycznej oceny wydatków na leczenie i poniesionej ” W przedstawionych roszczeniach, żądane kwoty nie znajdują potwierdzenia w Pana rzeczywistej sytuacji, która jak Pan dobrze wie, jest nam znana”- ciekawe skąd znana? Z bloga?
I co ma autor na myśli pisząc o rzeczywistości? Gdybym 600 zł z odszkodowania potrafił magicznie rozmnożyć może nie miałbym powodu do narzekań… Prawdziwe życie jednak niewiele ma się do bajek!!!
Rzeczywistość zna tylko kilkoro przyjaciół i najbliższa rodzina i tylko oni wiedzą ile przeszedłem i nadal przechodzę. Myślę, że temat ten przynajmniej w szczegółach nie jest dobrym materiałem dla szerokiego grona czytelników. Wolę pisać o wesołych rzeczach…

niedziela, 26 lutego 2012

U Gosi

Mija spokojny weekend. Dla nas dłuższy niż zwykle dzięki piątkowemu urlopowi. Zaczął się leniwie od późnego poranka gdy obudziliśmy się blisko czternastej :) Tak więc na obiad śniadanie lekki lanczyk i kolacja u Gosi. Było strasznie miło w gościnie jak zawsze w tym towarzystwie. Dziś znów daliśmy poznać się jako śpiochy choć trudno podejrzewać nas do samego końca o próżnowanie ;) w pieleszach.
Teraz gorąca kąpiel i kilka miłych chwil w ramionach żony. Tak zakończymy ten wypoczynkowy czas. Pozdrawiamy wszystkich i życzymy miłej nocy dla nocnych marków odwiedzających jeszcze dziś blog oraz dnia którzy zrobią to jutro :)

czwartek, 23 lutego 2012

Naomi

Wciąż jesteśmy wspomnieniami na naszym ostatnim spotkaniu ekipy pod wezwaniem… nie wiem jak nam się to udało, że Naomi zaszczyciła nas swą obecnością.
A tak cieszyła się moja poczciwa mordka z odwiedzin całej grupy ;)


Istnieje prawdopodobieństwo, iż w niedługim czasie będzie replay z imprezy i jak znam życie nie będzie ono gorsze od poprzedniego. Jak zawsze kiedy spotykamy się w takim składzie jeszcze długo krążą opowieści o wydarzeniach a różne sytuacyjne powiedzonka trafiają do naszego słownika. Jak ja Was luuuuubię kochani!! Nie przedstawiam wszystkich twarzy i zdjęć bo jeszcze nie wszyscy je widzieli a wolałbym dostać zgodę na publikację....

wtorek, 21 lutego 2012

Przypomnienie

Hej hej.
Post który jest pod spodem pewnie Was już męczy :) Proszę jednak o wybaczenie, za ten i kolejne przypomnienia które pewnie jeszcze zobaczycie. Akcja 1% jest dla mnie bardzo ważna i choć czasem gaśnie morale oraz brak pomysłu mam nadzieje, że starania nie będą płonne. Przygotowałem jeszcze jeden post który dzięki mojej mądrej żonie odzyskałem po nieopatrznym kliknięciu -nie zapisuj- lecz jego pojawienie się jest jeszcze uzależnione od pewnej porady. Tymczasem zmykam odpocząć bo jak Bóg da jutro znów czeka dzień i obowiązki. Miłej nocy i miłego poranku paaaaaa

piątek, 17 lutego 2012

Pamiętam mój pierwszy wózek inwalidzki…

Pamiętam mój pierwszy wózek inwalidzki…
Jak ja go nienawidziłem, gdy rodzina mi go przytoczyła do łóżka w szpitalu!! :( Dostał natychmiastową eksmisje na korytarz i wracał do mnie tylko wtedy, kiedy na nim siadałem. Kolega Januszek, który miał to za sobą kilka lat wcześniej swoim zachwycał się… nie rozumiałem go…, chociaż nawet ja niedoświadczony w tej kwestii na oko widziałem, iż mój się miał do niego jak mały fiat do BMW. Mówił o nowościach i jaki chciałby jeszcze mieć… myślałem sobie, że nigdy, ale to nigdy nie będę cieszył się z „zastępczych nóg”. Minęły lata… stałem się świadomym niepełnosprawnym… Nadal nie cieszę się, że muszę poruszać się na wózku, ale cieszę się ze sprzętu, który daje mi więcej wolności. Marze… marze o chodzeniu takim jak kiedyś, bo sprawnych nóg nie zastąpi nic, jednak chciałbym móc zastąpić je dopóki muszę wózkiem tak dobrym jak to możliwe. Piszę o tym, bo wczoraj dotarł do mnie nowy wózek. Jest ok. i cieszę się, że zastąpi ten zużyty, na którym siedzę teraz, ale gdyby miał być taki jakbym chciał naprawdę musiałbym być inny i kosztować dwa- trzy razy więcej. Póki co mnie nie stać na „BMW” wśród wózków ale może kiedyś… może kiedyś nie będzie mi potrzebny żaden…?
Skwituję to tak :) „Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma” i właśnie tak zamierzam z moim nowym wehikułem mustangiem… zaprzyjaźnić się i cieszyć ze zmiany!! Tu muszę podziękować znów Wam- mogłem zakupić go dzięki Waszemu 1% z podatku :) :* DZIĘKUJĘ ZA WSPARCIE I ZAUFANIE

czwartek, 16 lutego 2012

Ciach babkę w piach

Nieeeee, muszę o tym napisać bo ciągle chodzi po głowie...i uśmiecham się na samą myśl.
Wyobraźcie sobie spotkanie rodzinne u babci w dniu Jej święta. Wszyscy przy stole na którym stoi coś dobrego do jedzenia oraz oczywiście przed każdym kieliszeczek na toast za babcię. Ponieważ toast oddalał się w gwarze rozmów jeden z gości przerwał w połowie zdania nie zastanawiając się zbytnio uniósł kieliszeczek i rzucił toast!!
-No to ciach. babkę w piach...
Nadawca toastu zrozumiał co powiedział w chwili gdy towarzystwo ryknęło śmiechem...
Babcia na szczęście nie dosłyszała czego w toaście niechcący jej życzono...

Tłusty czwartek

Był sobie mały, przepyszny pączek,
był okrąglutki i nie miał rączek.
Miał lukrowaną słodziutką skórkę,
a w środku dziurkę na konfiturę

Dziś jesteśmy usprawiedliwieni!! Jedzmy ponie jedzmy ponie...

wtorek, 14 lutego 2012

Walentynki

Walentynki...
Jedni lubią to święto inni notorycznie negują. Mnie do głowy przychodzi jeden przepis na to święto i wtedy wydaje mi się już całkiem sensowne. Przede wszystkim obrałbym je jak cebulę z tego komercyjnego blichtru. Serduszka, kwiaty, całusy itd... dawane tylko z tej okazji tracą jakąkolwiek wartość. Eksplozja miłości... a potem bezruch i cisza? O nie!! Nigdy nie podchodziłem do walentynek jako święta zakochanych. Dla mnie to okazja aby odezwać się do tych którzy gdzieś w naszych myślach zawsze emanują ciepłem. Właśnie tym osobom dziś mówię WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!

poniedziałek, 13 lutego 2012

kuleczkowo

Jeśli obudziłeś się w poniedziałek bardziej zmęczony niż na początku weekendu to wiedz, że na pewno było... wesoło. Spotkanie które niestety już mamy za sobą było jak dla mnie bardzo udane. Myślę, że reszta gości podziela moje zdanie? Ja uśmiałem się do bólu brzucha. Udało mi się nawet mocno zmarznąć w drodze do kuleczkowa. Byliśmy tam z Dawidem i Oliwierem. Nigdy nie zwracałem uwagi na tego typu lokale ale to co widziałem teraz przypominało fabryczkę do zarabiania pieniążków na rozbieganych dzieciakach. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, żeby upilnować takie maluchy. Najgorszy moment tych wolnych dni? Samotna cisza gdy Monia odprowadzała wszystkich na zakończenie. Dziękuję także za miłą wizytę sąsiadów :)

piątek, 10 lutego 2012

Weekend mroźny

Weekend mroźny? Może i tak ale coś czuję w naszym domku będzie atmosfera gorąca. Chyba najbardziej odczuje to nasz kot który jak mniemam stanie się centrum zainteresowania pewnych brzdąców.Jeszcze nie orientuje się co czeka go za kilkach chwil :)Zatem nietrudno domyślić się... będziemy mieli gości.
Ja już wyjątkowo wcześnie wyrobiłem się w obowiązkach i czekam...

wtorek, 7 lutego 2012

zaręczyny

Monia zadałaś mi niedawno pytanie patrząc w kalendarz i zbliżającą się datę kiedy się zaręczyliśmy.
- Czy oświadczyłbyś mi się jeszcze raz?
Odpowiem Ci zatem kilkoma słowami więcej... Pamiętasz??

------------------
Metoda tkwi w prostocie a im plan mniej skomplikowany tym większa szansa, że się powiedzie. Zbliżały się walentynki i coś mówiło mi, że Monia właśnie wtedy spodziewa się TEGO wydarzenia. Akurat w tym przypadku przewidywalność byłaby niewskazana, dlatego postanowiłem, iż stanie się to o tydzień wcześniej.
Była sobota siódmego lutego. Jedyną osobą wtajemniczoną w cały plan był honey. Powiem więcej, był jednym z ważniejszych elementów zaskoczenia w całej intrydze. Zgodził się dograć najistotniejsze szczegóły w postaci kwiatów oraz zostać zasłoną dymną odwracającą czujności Moni od właściwego zadania. Miał kupić kwiaty a Monię wywabić z samochodu, kiedy złożymy u niego niby zwyczajną wizytę. Do spisku przyjęliśmy Ule w celu zatrzymania Moniki na czas, gdy honey będzie przekazywał mi w tajemnicy bukiet róż oraz pierścionek w miejsce, z którego niepostrzeżenie będę mógł go wyciągnąć we właściwym momencie. Pretekstem miała być tu namiętność Marcina do pewnego sportu oraz Uli sceptycyzm do jego uprawiania. Tak, więc umówiłem się z nim, że kiedy zadzwonię ma poprosić mnie na męską rozmowę, w której Monia nie mogła oczywiście uczestniczyć. Wiedziałem, że ona wykaże zrozumienie i nie będzie zbytnio oponować.
Tata, mimo że nie wiedział nic na ten temat wstrzelił się z małym prezentem po powrocie z zakupów. Dał jej na własność klucz do naszego domu jakby oficjalnie zapraszając do rodziny. Od poranka wszystko szło według planu… wymieniliśmy niepostrzeżenie z honeyem eski i czekaliśmy już tylko popołudnia. Wiadomości w telefonie przekazywały informacje od Marcina o etapach przygotowań, co troszkę wzbudziło Moni ciekawość, na którą miałem oczywiście metodę.
- Kto tak pisze do Ciebie?- pytała Monia
- Eeeee to z sieci…- skwitowałem
Właściwie od początku dnia nie mogłem skupić swoich myśli a nerwy, które przecież dawały się już we znaki trzeba było ukryć. Jeszcze przed wyjściem z domu podpadłem Monice z czymś drobnym, za co oczywiście przeprosiłem szybko.
- Dobrze, dobrze kupisz bukiet róż i będziemy kwita- zażartowała.
Myślałem, że parsknę śmiechem, bo przecież właśnie taki czekał już u Marcina. Temperatura mimo pory roku była plusowa, co stało się małym zagrożeniem. Pierścionek ukryłem w grubej kurtce, która nadawała się na siarczyste mrozy. Szykowaliśmy się do wyjścia z domu.
- Ciepło jest to może założysz tylko bluzę- zapytała.
- Eee nie… założę sweter a kurtkę wezmę do samochodu gdyby było mi chłodno- odpowiedziałem.
- Nie no, po co jest tak ciepło?- uparła się.
- Miniu wolę kurtkę, bo wiesz, jaki ze mnie zmarzluch- wykręcałem się.
- No dobrze jak chcesz- odpowiedziała.
Kiedy staliśmy u drzwi zadzwonił telefon. Na ekranie wyświetlił się honey, więc szybko odrzuciłem go licząc, że Monia nie usłyszy sygnału.
- Co tam kochanie? Kto to dzwonił?- zapytałaś.
- Nie to tylko przypomnienie- skłamałem.
Wreszcie dotarliśmy do samochodu.
- Miniu to może zajedziemy do honeya po drodze pogadać z Ulą o Chorwacji?
Chorwacje rozważaliśmy, jako miejsce naszych zaślubin. Piękna miejscowość Split my i świadkowie- tak widziałem nasz ślub. Paraliżowała mnie myśl o ślubie w Polsce na oczach rodziny oraz znajomych. Jakoś trudno było mi sobie wyobrazić siebie na wózku w tej chwili przy wielkim audytorium.
- Możemy zajechać- odpowiedziała
- Czekaj, zadzwonię czy są w domu- powiedziałem chwytając za telefon.
- No cześć Marcinku. Ruszamy na przejażdżkę to może wpadniemy na chwilkę do was?
- No pewnie- odpowiedział honey- ale wiesz, co? Chciałbym z tobą chwilkę pogadać na osobności. Tylko niech się Monia nie pogniewa.
Honey świetnie grał swoją rolę i ułatwiając mi wyciągnięcie Moniki z samochodu.
- Moniu są w domu tylko honey chce chwilkę pogadać ze mną sam na sam, więc skoczysz na chwilkę do Uli dobrze?
- No dobrze hmm ciekawe, o czym…- zastanawiała się głośno.
Zrobiliśmy rundkę po mieście i dopiero zajechaliśmy pod dom honeya. Dalej wszystko szło według planu.
Monika zostawiła nas samych a honey upewniwszy się, że jest już u Uli wyniósł kwiaty. Pokazał mi bukiet ślicznych czerwonych różyczek, po czym podał pierścionek.
- Zobaczę, co wybrałeś dobra?- zapytał
- i ?
- ładny ładny- odpowiedział.
Pierścionek został ukryty pod sweterkiem a honey poinformowany o dalszym scenariuszu poszedł do domu. Wrócił jeszcze na chwilkę, bo dziewczyny rozgadały się przy herbatce i wygoniły go do mnie.
Wreszcie po dłuższej chwili otworzyły się drzwi, z których wyszła Monika. Pożegnaliśmy się
i ruszyliśmy samochodem w drogę.
- Co się dzieje u honeya?- zapytała niecierpliwie.
- Wiesz nic złego… honey kupił sobie nowy karabinek do paintballa i chciał abyśmy przechowali go nim wyda się Uli.
- Chcesz powiedzieć, że karabinek jest w naszym bagażniku?- zapytała
- No tak..
- Oo. nie!! Ja nic o tym nie wiem!! Jaki k… karabinek? Nic nie wiem i nie biorę w tym udziału, bo mnie Ula opierniczy!- mówiła z oburzeniem.
- Oj tam…- odpowiedziałem- To jedziemy na Rejów?
- Zrobimy rundkę po mieście zagrzejemy samochód- powiedziała.
- No dobrze to podjedziemy jeszcze do sklepu ok.?- zapytałem
Podjechaliśmy pod sklep dostałem buziaka i wyszła z samochodu… gdy tylko zamknęła drzwi zobaczyłem, że kieruje się do bagażnika.
- Monia nieeee!! Potem zobaczymy karabinek…-wykrzyczałem- kobiety to bardzo ciekawy gatunek kroczący po tej ziemi.
Weszła do sklepu, w którym nie zabawiła długo.
Jechaliśmy już prosto na dziką plażę nad naszym rejowskim stawem. Kiedy zaparkowaliśmy nad wodą nie chciałem czekać już dłużej, więc jak tylko zgasiła silnik poprosiłem
- Przynieś ten „karabinek” obejrzymy go…
Po chwili usłyszałem.
-, Ale, ale tu niema karabinka.
- Podaj mi to, co jest- odparłem.
Wróciła z kwiatami podając mi je z mocno zdziwioną miną. Chyba myślała jeszcze, że są to kwiaty na przeprosiny, ale następna chwila wyjaśniła już wszystko.
- Monisiu wyszukane słowa chciałbym zostawić na zwykłe dni tak, aby móc przypominać ci czasem jak bardzo cię kocham a teraz, ponieważ być może jest to najważniejsza decyzja twojego życia zapytam wprost- WYJDZIESZ ZA MNIE??- mówiłem patrząc prosto w oczy. Wydostałem pudełeczko z pierścionkiem, czym chyba ostatecznie uświadomiłem ją, że nie jest to żadna forma przeprosin ani żart.
- Tak. Taaaak Taaak- usłyszałem wypowiadane głośno łamiącym się ze wzruszenia głosem
Widać przy tym było ogromną radość. Ulżyło mi…. To prawda, że spodziewałem się tej odpowiedzi, ale i tak byłem w stresie.
- Chce usłyszeć to jeszcze raz- powiedziała ocierając łezki.
- WYJDZIESZ ZA MNIE?-zapytałem ponownie
Otworzyła drzwi i wychodząc wykrzyczała głośno jak gdyby chciała poinformować cały świat.
- Taaaaaaaaaaaak
Jeszcze kilka razy musiałem zadać to pytanie jakby nie mogła uwierzyć, że naprawdę wyszły z moich ust. Zadzwoniliśmy teraz do Zosi, Kasi, Martynki, Mariusza, Dominiki itd. no i oczywiście honeya…
- Honey!! Draniu o wszystkim wiedziałeś spiskowcu- wykrzyczała Monika w słuchawkę, gdy tylko odebrał.
- Czekaj… powiedz, jaka była odpowiedź- pytał uśmiechniętym głosem honey
- OCZYWIŚCIE, że TAAAAK!!- odpowiedziała Monia
Chyba oboje jeszcze nie mogliśmy w to uwierzyć, ale cieszyliśmy się strasznie JESTEŚMY NARZECZEŃSTWEM!! Jeszcze długo siedzieliśmy w samochodzie na „naszej” od tej pory dzikiej plaży.
Kiedy wróciliśmy do domu Monia wysiadając z samochodu zapytała tatę.
- Pan też w tym uczestniczył?- pytającym gestem pokazała mu kwiaty i pierścionek na palcu.
Był zaskoczony, ale zadał właściwe pytanie :)
- Mamy, czym to uczcić??
-----------------------------------------------------------------------------------
A teraz odpowiem Ci na pytanie zadane na początku pustu...
-TAK KOCHANIE ZROBIŁBYM TO Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ! Dziś moje uczucia do Ciebie nie są ani trochę mniejsze a lata które są już za nami upewniają mnie, że był to właściwy wybór. Mam nadzieje, że z Twojej strony jest to odwzajemnione :) Twój kochający mąż Tomek :* :*

poniedziałek, 6 lutego 2012

Polak potrafi...

Polak potrafi... znamy to hasło od zawsze prawda? Mówi nam ono, że nasi rodacy potrafią zawsze coś wykombinować. Link który zamieszczam niżej dostałem dziś od wzburzonej żony. Treść ukrytego pod linkiem artykułu jest wyjaśnieniem dlaczego tacy jak ja niepełnosprawni ze stażem dziewiętnastoletnim zmagania się z życiem w tym stanie nie mają stałej renty.
http://biznes.onet.pl/jak-sciemniaja-rencisci,18543,5006884,1,news-detal
W czerwcu kończy mi się ważność orzeczenia lekarskiego... zatem w czerwcu chyba nastąpi cud? Będę chodził!! :( tak przynajmniej sądzi chyba ZUS. Żenujące żebym ja z tak widoczną niepełnosprawnością musiał jeszcze co chwila to udowadniać. Zawsze wydawało mi się, że nie muszę na komisjach czegokolwiek udawać więc zawsze ochoczo rozmawiałem uśmiechałem się... jak widać z artykułu to błąd. Jak długo nasze społeczeństwo nie będzie się wstydzić TAKIEJ ZARADNOŚCI tak długo tacy jak ja będą na tym tracić. ehhhhh wstyd...

czwartek, 2 lutego 2012

A wiosna już tuż tuż!!

A wiosna już tuż tuż!! Niech to przesłanie ogrzewa nasze myśli przez następnych kilkanaście dni gdy słupek rtęci oddala się plusowej skali termometru. Niestety z tego samego powodu będę musiał zrezygnować z jazdy wózkiem po parkingu :( Musiałbym ubrać się na cebulę to raczej ogranicza jezdne warunki.
Honey zarzucił mi, że od tygodnia nie pisałem nic na blogu... buuuu możne nie pisałem dużo i szczególnie ambitnie ale pisałem!! Troszkę moją blogową "płodność" hamuje sumienność w ćwiczeniach. Niestety zajmują mi one trzy godziny każdego popołudnia o ile nie dłużej. Dobra :) mniejsza z tym tylko czasem i Wy dopiszcie jakiś dopingujący komentarz. Wstawiłem kilka nowych fotek w galerie na www.tomekosobka.pl i w wolnej chwili jeszcze uzupełnię materiał jpg więc odwiedzajcie czasem i to miejsce. Miłej nocy zmykam już odpocząć paaaaaaa