niedziela, 27 listopada 2011

bramki w sklepach

Koniec wekeendu koniec chorobowego przestoju. Wydaje mi się,że przeziębienie niemal minęło więc od jutra zabieram się do ćwiczeń. Trochę trudno podnieść po takiej przerwie motywację i znów rozpędzić organizm do galopu. Jak już się wejdzie w rytm to jakoś leci.
Mam ostatnio mały problem w sklepach... dzwonię w każdym z ich drzwi. Jeszcze nie mam nic na sumieniu a już się czuję dziwnie gdy przy przekraczaniu bramek wszyscy na mnie patrzą.Pozwólcie zatem, ze się pochwalę-będę miał na zimę coś ciepłego i ładnego. Dodam tylko, iż te piski przy przechodzeniu przez sklepowe bramki to wina wózka a nie wynoszenia po kryjomu swetra. Monia oczywiście zapłaciła za niego. Przeciętnie 50% sklepowych bramek reaguje na wózek alarmem grrrr!! Dobrze, że dzieje się zarówno przy wejściu jak i wyjściu bo miałbym kilka rewizji osobistych na każdych zakupach...że już nie wspomnę o obciachu gdy wszyscy patrzą jak na potencjalnego kradzieja.
Zmykam do łózka a Wam miłej nocy bądź dnia w zależności pory odwiedzin bloga.

środa, 23 listopada 2011

Księga Ezechiela

Jak odpowiedziała Asia to oczywiście Księga Ezechiela( Stary Testament). Wyobrażam sobie tego jegomościa w czasach, gdy jedynymi pojazdami były drewniane dwukółka z czworonożnym napędem przeżuwającym roślinki. Wszystko co nadleciało z nieba lśniło unosiło się nad ziemią i wydawało nieznane dźwięki musiało wydawać się boskie.
Gdybym ja miał sobie wyobrazić przy dzisiejszej wiedzy kosmicznych podróżników wyglądaliby właśnie tak jak opisał Ezechiel. Byłyby to istoty w lśniących kombinezonach i hełmach chroniących być może przed ziemskim środowiskiem. Wyposażone w pojazdy z napędem anty grawitacyjnym o parametrach jezdnych i lotnych nieosiągalnych w naszych czasach. Nie pomyślałbym chyba, że to aniołowie a raczej przybysze z innej planety bądź ludzie podróżujący w czasie. On nie znał pojazdów mechanicznych, materiałów innych niż to co utkano z roślin więc co mógł pomyśleć gdy wszystko było zupełnie inne od tego co widział przez całe życie.
Gdybym natomiast wyobrażał sobie anioła byłaby to istota podobna do nas o nadludzkich zdolnościach jednak nie potrzebująca żadnych technicznych gadżetów. Kogo lub co spotkał Ezechiel? A wierzę że, spotkał coś absolutnie niezwykłego co nawet dziś przy całej wiedzy... hmm może tak to powiem- na naszych oczach spełniają się fantazje filmowców literatów a jednak to co On napisał w tak zamierzchłych czasach mogłoby wprawić w osłupienie gdybyśmy fizycznie tego doświadczyli. Spotkał kogoś-coś albo miał niezwykłą fantazję wybiegającą w przód tysiące lat.

wtorek, 22 listopada 2011

Smarkam, kicham, prycham

Smarkam, kicham, prycham już sam nie wiem... zdycham?
Przymusowy przestój w ćwiczeniach i chyba to mnie najbardziej wkurza. Kiedy już się rozpędowe to zawsze coś wyskoczy.
Wczoraj przed wizytą u lekarza miałem miłą niespodziankę :) Sąsiad poprosił o moją ulotkę dotyczącą 1% Troszkę wcześnie ale to dobry znak, że moje starania może nie są tak niezauważalne. Ktoś pamięta o akcji która jest naprawdę dla mnie ważna :)Pozdrawiamy miłego Pana którego imienia nie znamy.

poniedziałek, 21 listopada 2011

...twardy ze mnie człowiek...

Teraz coś od siebie...
Złapało mnie przeziębienie i niestety jest to mój najmniejszy problem. Dzisiejsze popołudnie mocno mnie ostudziło. Staram się tak mocno... stawiam sobie cele... buduję motywacje, pracuję nad sobą jak mało kto i... kurcze oczekuję pozytywnej progresji. Wydaję mi się, ze to nad czym pracuję... na ile to możliwe ją przynosi ale nie wszystko leży w mojej gestii. Życie jest przewrotne... chciałbym żeby moje nie przewracało się już na złą stronę. Spotkałem na swojej drodze kilka osób które stwierdziło, że twardy ze mnie człowiek. Mówili, że oni by nie dali rady z wieloma rzeczami które wydarzyły się w moim życiu... które wciąż się zdarzają. Hmmm nie daliby rady?? Guzik prawda- tak się mówi do czasu gdy samemu staje się w trudnej sytuacji.
"...może nasze życie to inwencja twórcza Boga, który układała puzzle każdego losu wymyślając wzór wedle cząstki, jaką w tej chwili trzyma w dłoni? Czasem malunek jest już czytelny, widać perspektywę dalszej części i właśnie wtedy postanawia zmienić cały obraz. Dobrze, gdy nadal jest to piękny, w pełni harmonijny widok a nie "Picasso", którego pędzel tworzy arcydzieło doskonałego chaosu..."
Ktoś napisał ten jakże aktualny fragmencik. Aż się boję ironii największego artysty który swą przewrotną fantazją sprawdza granice ludzkiej wytrzymałości.

O czym to jest?/

Tekst który przeczytacie poniżej już wiele lat temu wprowadził mnie w dużą zadumę. Bardzo długo myślałem o jego technicznym charakterze. Przeczytałem go w bardzo "popularnej" literaturze i właśnie gdyby nie była to TA literatura nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia. Z tekstu usunąłem kilka bardzo znacznych fragmencików aby zagadka którą chciałbym Wam zadać nie była zbyt łatwa... Czy ktoś z Was zgadnie lub wie z jakiej książki jest ten fragment? Ciekaw jestem czy u Was też wzbudzi to pewną ciekawość i zastanowienie.

"W trzydziestym roku, w czwartym miesiącu, piątego dnia tego
miesiąca, gdy byłem wśród wygnańców nad rzeką Kebar, ot-
worzyły się niebiosa [...] I spojrzałem, a oto gwałtowny wiatr
powiał z północy i pojawił się wielki obłok, płomienny ogień
i blask dokoła niego, a zjego środka spośród ognia lśniło cośjakby
błysk polerowanego kruszcu. A pośród niego było coś w kształcie
czterech żywych istot. A z wyglądu były podobne do człowieka.
Lecz każda z nicla miała cztery twarze i każda cztery skrzydła. Ich
nogi były proste, a stopa ich nóg była jak kopyto cielęcia i lśniły jak
polerowany brąz. [...] A pośrodku między żywymi istotami było
coś jakby węgle rozżarzone w ogniu, z wyglądu jakby pochodnie;
poruszało się to pomiędzy żywymi istotami. Ogień wydawał blask,
a z ognia strzelały błyskawice. [...]
A gdy spojrzałem na żywe istoty, oto na ziemi obok każdej ze
wszystkich czterech żywych istot było koło. A wygląd kół i ich
wykonanie były jak chryzolit i wszystkie cztery miały jednakowy
kształt; tak wyglądały i tak były wykonane, jakby jedno koło było
w drugim. Gdy jechały, posuwały się w czterech kierunkach,
a jadąc nie obracały się.
I widziałem, że wszystkie cztery miały obręcze, wysokie i stra-
szliwe, i Ibyły dokoła pełne oczu. A gdy żywe istoty posuwały się
naprzód, wtedy i koła posuwały się obok nich, a gdy żywe istoty
wznosiły się ponad ziemię, wznosiły się i koła. [...] A gdy posuwały
się, słyszałem szum ich skrzydeł jak szum wielkich wód, jak głos
Wszechmocnego, jak hałas tłumu, jak wrzawa wojska; a gdy
stanęły, opuściły swoje skrzydła. [...] A nad sklepieniem, nad ich
głowami, było coś z wyglądu jakby kamień szafirowy w kształcie
tronu; a nad tym, ca wyglądało na tron, u góry nad nim było coś
z wyglądu podobnego do człowieka.
Potem duch podniósł mnie; i słyszałem za sobą potężny łoskot,
gdy chwała Pana podniosła się ze swojego miejsca. A był to szum
skrzydeł żywych istot, gdy się nawzajem dotykały, oraz turkot kół
tuż przy nich, potężny łoskot. )
I spojrzałem, a oto obok cherubów były cztery koła, po jednym
kole obok każdego cheruba; a koła wyglądały jak blask chryzolitu.
A z wyglądu wszystkie cztery miały jednakowy kształt, tak jak
gdyby jedno koło było wewnątrz drugiego. Gdy się posuwały, to
posuwały się na wszystkie cztery strony, nie obracając się. W tym
kierunku, w którym zwrócone były przednie, posuwały się za nim,
nie obracając się, gdy się posuwały. A całe ich ciało, więc ich
grzbiet, ich ręce i skrzydła oraz koła były u wszystkich czterech
zewsząd pełne oczu [...] A gdy cheruby się posuwały, posuwały się
koła obok nich, a gdy cheruby podnosiły skrzydła, aby się wzbić
od ziemi, wtedy koła nie odsuwały się od ich boku. Gdy tamte
stanęły, stanęły i te; a gdy tamte się podnosiły, podnosiły się z nimi
i te [...]"


Co o tym myślicie?

niedziela, 20 listopada 2011

oblicza radości

Oblicza radości.
Znam dwie bliskie mi osoby, które potrafią się fajnie cieszyć. Jedną z nich jest mój tata a drugą Monia, przy czym drugiej wymienionej osoby nie pobije chyba nikt. Zazdroszczę im, bo akurat ja w swej radości jestem bardzo powściągliwy. Oczywiście nie jest mi trudno sprawić niespodzianki, lecz moje zadowolenie zawsze ewoluuje rozciągnięte w czasie. Moni radość… jest taka urocza… jak u małej dziewczynki. Po prostu eksplozja szczęścia, podskoki pisk. Baaaaardzo lubię na no patrzeć i sprawiać te wybuchy. Gdyby przyniósł listonosz nieoczekiwaną paczkę a ja nie miałbym czasu stałaby nieotwarta aż wyrobiłbym się ze wszystkim. Monia… rzuciłaby na chwilę wszystko a opakowanie fruwałoby w strzępach dokoła aż dotarłaby do jej wnętrza. Tak na zakończenie powiem, że chyba równie miłym jest obdarzanie jak być obdarowywanym tymi radościami. Widzieć czyjeś szczęście… bezcenne :)

Wszystkim obserwatorom wielkie DZIĘKI

Wszystkim obserwatorom wielkie DZIĘKI za swą uwagę i odwiedziny bloga. Mam nadzieje, iż będzie Was z czasem tylko przybywać :)
Mija właśnie weekend. Dla nas niezwykle spokojny i raczej leniwy. To jest chyba jedyny plus tej pory roku- bez żalu, że budzimy się w południe i straciliśmy połowę dnia na spanie. Ja dziś wstałem blisko osiemnastej lecz nim to się stało oczywiście wykonałem plan ćwiczeń. Potem szybki obiad i na parking trenować jazdę ręcznym wózkiem. Marnie mi szło :( niestety... może to wynik zmęczenia ćwiczeniami ? Hmmm muszę znaleźć więcej czasu na jazdę.
Coś mi się zdaje, że kontynuuję Moni sztafetę... Ona już kończy a ja złapałem pałeczkę i zaczynam walkę z własnym organizmem. Uściślając chyba zaczyna mnie łapać przeziębienie podłapane od Miśki. Coś jakby drapie moje gardło...

wtorek, 15 listopada 2011

Za mną wyjątkowo udane popołudnie...

Za mną wyjątkowo udane popołudnie... padam na pysk. Po wczorajszym parapodium wiedziałem, że przemieszczanie na nim jest mocno wysiłkowe ale po dzisiejszym... Pierwsze dziesięć minut skróciło mój oddech do szaleńczego sapania, drugie wywaliło jęzor prawie do pasa. Kiedy minęło pięćdziesiąt minut przemieszczania się nie miałem już siły dyszeć a zęby trzymałem zaciśnięte bojąc się aby język nie zaczął się tarzać po podłodze. Pięćdziesiąt minut zajęło mi przejście spod okna do lodówki robiąc przy tym dwa obroty wokół swojej osi.Wyczyn :) do bardzo spektakularnych nie należy ale..Bardzo mi się podobało więc zaraz po parapodium założyłem ciężarki na łapki i wycisnąłem cały zaplanowany na dziś trening. Jestem z siebie naprawdę zadowolony a właściwie z tego, że dałem sobie uczciwie w kość. Monia oczywiście pochwaliła się gdzie mogła o moim "chodzeniu" i nawet na skypie musiałem paradować przez ocean w monitorze Iwonki oraz Patryka w NY . Pewnie moje wysiłki na kamerce nie wyglądają zbyt atrakcyjnie ale cóż... w takim stanie niewiele czynności jest pięknym spektaklem. Dziś nawet "zatańczyłem" z Monią do fajnej muzyczki lecz tylko zamknięte oczy i duża wyobraźnia pozwalała na sekundy zapomnieć o urządzeniu utrzymującym mnie na nogach. Cieszę się jednak, że dotrzymuję słowa danemu sobie i ćwiczę tak dużo jak tylko czasu starcza. Daj tylko Boże zdrowia abym mógł dalej pracować nad sobą.

środa, 9 listopada 2011

Szarlotka w wykonaniu mężczyzny:))))

Szarlotka w wykonaniu mężczyzny:))))
1. Z lodówki weź 10 jajek, połóż na stole ocalałe 7, wytrzyj podłogę, następnym razem uważaj!
2. Weź sporą miskę i wbij jajka, rozbijając je o brzeg naczynia.
3. Wytrzyj podłogę, następnym razem bardziej uważaj! W naczyniu mamy 5 żółtek.
4. Weź mikser, wstaw do niego skrzydełka i zacznij ubijać jajka.
5. Wstaw od nowa skrzydełka do miksera, tym razem do oporu. Zacznij ubijać.
6. Umyj twarz, ręce i plecy. W naczyniu zostały 2 żółtka, dokładnie tyle potrzeba na szarlotkę.
7. Oklej ściany i sufit kuchni gazetami, meble pokryj folią, będziemy dodawać mąkę. 8. Nasyp 20 dkg mąki do szklanki, pozostałe 80 dkg zbierz z powrotem do torebki.
9. Sprawdź, czy ściany i sufit są oklejone szczelnie, przystąp do miksowania.
10. Weź szybciutko prysznic!
11. Weź 4 jabłka i ostry nóż. ]
12. Idź do apteki po jodynę, plaster i bandaże. Po powrocie zacznij obierać jabłka. Przemyj jodyną kciuk!
13. Potnij jabłka w kostkę pamiętając, że potrzebujemy 2 jabłka, więc nie wolno zjeść więcej niż połowę! Przemyj jodyną palec wskazujący i środkowy.
14. Jedyne pozostałe jabłko pocięte w kostkę wrzuć do naczynia z ciastem, pozbieraj z podłogi pozostałe kawałki i przemyj woda.
15. Wymieszaj wszystkie składniki w naczyniu mikserem, umyj lodówkę, bo jak zaschnie, to nie domyjesz!
16. Przelej ciasto do foremki, wstaw do piekarnika.
17. Po godzinie, jeśli nie widać żadnych zmian, włącz piekarnik.
18. Po przebudzeniu nie dzwoń po straż pożarną! Otwórz okno i piekarnik! Po tych przeżyciach nie pozostaje nic innego jak pójść do sklepu i kupić coś... gotowego

wróciła zmora

... żeby tylko zdrówko dopisało- pisałem niedawno. Niestety nie dopisało i wróciła zmora która mnie omal nie wykończyła w sierpniu grrrrrrrrrrrrrrr ale jestem zły. Szczęście tylko (oby nie zapeszyć)że przebieg tym razem jest nieco lżejszy. Tak więc pół wczorajszej nocy spędziliśmy z Monią na pogotowiu. Drugim fartem było spotkanie pani doktor która już mnie zna i która nie chciała męczyć innymi torturami jak jej poprzedniczka. Bardzo miła i konkretna lekarka.
Czuję się lekko osłabiony ale poczucie obowiązku gryzie, że odpuszczam ćwiczenia. Zdrowy rozsądek jednak podpowiada aby nie obciążać dodatkowo organizmu fizycznym wysiłkiem. Mam nadzieje, że uporam się z tą francą bakterią na baaardzo długo... albo ona albo ja... Dobrze to tyle narzekania swój stan.
Z tematów szpitalnych dodam tylko ciekawostkę jaką powiedział nam ktoś z personelu szpitalnego. Kojarzycie programy typu dokumentalnego o pracy izby przyjęć i pogotowia? Podobno gdy kamery pojawiają się w izbie można tam wykonać wszystko w kierunku badań. Kiedy kamery znikają znika od razu sprzęt i specjaliści go obsługujący- czyli wraca wszystko do normalnego trybu pracy :) Dzięki temu aby wykonać jedno badanie musieli mnie podwieźć karetką z izby przyjęć do tego samego szpitala lecz od innej strony w miejsce gdzie była możliwość jego wykonania. Trochę to głupie ale chyba w powszechnym użyciu tej jednostki szpitalnej. Nie krytykując już Bogu dzięki, że to wszystko jakoś działa i można liczyć na pomoc medyczną.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Asia

Cześć Asiu mój nowy obserwatorze :* Miło Cię widzieć wśród nas.
Za nami podobno ostatni weekend tak ciepłej jesieni. Cieszę się, że udało nam się razem z Miśką wyskoczyć na spacery... nawet mimo małego incydentu na jednym z nich. Mój gracik elektryk dał z siebie wszystko :) a właściwie wszystko ze swoich marnych baterii i odmówił jazdy. Gdyby nie Monia mogłem nocować na dworku.
W piątek wspominałem o odwiedzinach chrześnicy Dominice. Nauczyła się podrzucać naleśniki na patelni hmm one same też wyszły całkiem smaczne. Wujek (czyli ja) grał natomiast z Donią w gry... Jak na pierwszy raz poszło całkiem fajnie. Potem plac zabaw... Monia/Donia na zjeżdżalni. Trzeba mieć kondycję do tych zabaw a wiek już nie ten- no nie Monia? :)

piątek, 4 listopada 2011

Dla wszystkich którzy na blog trafili pierwszy raz.
Proszę nie oceniajcie bloga po postach na pierwszej stronie. Jeśli starczy Wam odrobinki cierpliwości i czasu zerknijcie na starsze pozycje które pokazują spory kawałek historii oraz paru myśli... czasem wesołych czasem bardziej poważnych. Widząc Wasze odwiedziny znów nachodzi mnie chęć do większego udzielania się. Chcę abyście wiedzieli, że ten blog pisze osoba niepełnosprawna ciałem ale duszą i swym życiem nieodbiegająca od Was zdrowych. Czasem poruszam jakieś problemy bo w tym celu powstał blog niemniej jednak nie jest to temat przewodni. Chętnych poznać mnie troszkę bliżej zapraszam na stronę www.tomekosobka.pl gdzie jest bardziej szczegółowy opis mojej osoby i osóbki u mego boku (żony ukochanej)w dokumentacji tekstowej oraz fotograficznej. Na koniec powiem Wam szczerze- ta strona oraz blog to bardzo ważny punkt mojego życia bo dzięki niej ono same zmieniło się diametralnie. Dzięki niej hmm jak to napisać?? Dzięki niej odnalazłem zagubionych przyjaciół obecni od zawsze wiedzą co dzieje się u mnie każdego dnia i wreszcie dzięki niej stałem szczęśliwym małżonkiem w szczęśliwym związku. Adres mailowy wpisany na www.tomekosobka.pl oraz możliwość komentarzy pozwala na bliski kontakt. Odpisuję na wszystkie maile... nawet spam ;) Wierzcie mi- cenie waszą obecność przy nas ogromnie!!Milej nocy paaaaaa
Hej.
Wciąż zmiany w kierunku rozwoju bloga. Pojawił się licznik dla lubiących blog. Dziś nawet zliczyło do 10 a więc dziesięć osób musiało już kliknąć :) to już spory fanklub tylko gwiazda małego formatu. Zapraszam do rozmnażania cyferek!
Właśnie odwiedziła nas chrześnica Moni tak więc mały rwetes powstał przy gotowaniu obiadu... gdzie kucharek sześć tam niema co jeść. Myślę jednak, że tym razem przysłowie nie sprawdzi się i dane nam będzie cokolwiek przekąsić.
Nie przedłużając już skoro mamy weekend- wszystkim smutnym uśmiechu, wesołym szczodrości w rozweselaniu i rozszerzaniu epidemii uśmiechu. Jeszcze postaram się odezwać ale gdyby nie wyszło to paaaaaaaaaaa

czwartek, 3 listopada 2011

Smutny honey... to jakaś sprzeczność ale naprawdę to widziałem. Pomaga nam ten słodki z pseudonimu człowiek zawsze kiedy potrzebujemy a teraz my nie możemy mu się odwdzięczyć. Niestety akurat w tym przypadku wszystko musi potoczyć się niezależnym od przyjaciół toru. Trzymam kciuki aby wszystko wyszło tak pozytywnie jak to tylko możliwe. Jest jeszcze jedna osoba za którą trzymamy kciuki ale nie wspomnę imiennie aby nie wyjawiać zbyt wielu szczegółów.
Wspominałem o kłopotach z komputerem...szczęście, że w porę trafił w dobre ręce. Cichymi pomocnikami w prowadzeniu mojej strony i bloga są Marcin oraz Mariusz którzy rozwiązują sprawy techniczne jeśli wymaga tego sytuacja. Wielkie dzięki w imieniu swoim i osób które odwiedzają to miejsce w wolnych chwilkach.
Za nami święto zadumy i modlitwy za bliskimi którzy odeszli. Smutno gdy przypominamy sobie tych wszystkich w sytuacjach kiedy przebywali fizycznie koło nas. Dźwięczy jeszcze w pamięci barwa głosu znajomy wygląd... już nigdy tego nie doznamy na tym świecie. Szkoda... ale takie jest życie. Nikt nie zna długości swojego płomyka którego zgaśnięcie być może jest nam z góry wyznaczone.
Ja cieszę się,że tym razem upamiętniłem mamę w miejscu jej spoczynku. Pogoda dopisała więc można było poświęcić na to więcej czasu. Żałuję, że nie spotkałem nikogo z rodziny jak to bywało dawniej gdy wszyscy mieliśmy tylko jeden grób do odwiedzin...
Witam Kochani po przerwie świątecznej i technicznej. Mało brakowało a usmażyłbym swój komputer z powodu awarii wiatraka chłodzącego. O szczegółach jutro po pracy. Do zobaczenia zatem na blogu :)