środa, 28 stycznia 2009

koncert

Witam wszystkich odwiedzających mnie wirtualnie w tym miejscu. Długo zastanawiałem się co Wam dziś napisać i w końcu temat wpadł mi sam. Lubię wywiązywać się z obietnic a kiedyś obiecałem napisać jak wyszedł finansowo koncert. Dziś dopiero wyjaśnił mi Konrad tą kwestię. Pewnie wywołam Wasz uśmiech na twarzy tym że wyszedł z niego deficyt. Otóż po niedotrzymaniu słowa przez jednego ze sponsorów koszt przerósł dochód o 250zł. Na konto wpłynęły tylko dwie wpłaty od jakiejś pary (100-150zł)i jeszcze jednej osoby (50zł). Czy jestem rozczarowany? Hmm cóż byłoby fajnie gdyby cały trud przyniósł jakąś nagrodę w formie pieniężnej ale trudno… Mimo wszystko mam świadomość że przynajmniej zaistniałem na chwilkę w myślach większej ilości ludzi a to już jest jakiś bonus. Dzięki pani sąsiadce pewnie nie wyjdzie też nic z podjazdu bo przecież żaden sponsor nie będzie się użerał z kimś takim. Nie wiem już nawet czy po takim czasie sponsorzy pamiętają jeszcze o obietnicy pomocy.
Trzeba być optymistą… może uda mi się wymyślić coś aby jeszcze coś ruszyło w kierunku sponsoringu. .. Chciałbym wpaść na pomysł abym mógł dać coś od siebie tak by nie była to pomoc za darmo.
Zastanawiam się jeszcze nad jednym- co sądzicie o fragmentach mojego opowiadania które jest zamieszczone na stronie? Czy mogłoby zainteresować kogoś tak aby je wydać w całości?

poniedziałek, 19 stycznia 2009

msza

Najlepiej nic nie planować- dlaczego? Z prostej przyczyny, spontaniczne wydarzenia najczęściej wychodzą najfajniej. Sobotę zazwyczaj zaczynamy późno po długim … wylegiwaniu się w łóżeczku jednak tym razem było troszkę inaczej. Zebraliśmy się wcześniej do prac domowych gdyż po południu mieliśmy mszę za Mamę. Miśka rozebrała… choinkę , przeleciała… ścierką podłogi podczas gdy tata rozpalał w piecu. Na zakupy jechał później bo samochód został w warsztacie na wymianie oleju. Dopiero gdy pojechał mogliśmy z Monią spędzić troszkę czasu tylko ze sobą. Niestety zajęć domowych starczyło jeszcze na popołudnie i mało brakowało abyśmy spóźnili się na mszę. Pod kościół podjechaliśmy w ostatniej chwili ale tak to bywa gdy zajęć jest zbyt dużo.
Kilka spostrzeżeń- Przed Kościołem jest bardzo fajny podjazd dla wózków niestety ktoś kto robił okazał kompletną bezmyślność. Podjazd owszem jest tyle że wjazdu broni jeszcze próg wielkości małego schodka. Trudno go pokonać nawet przy czyjejś pomocy.
Msza- Było tylko kilka osób których trzon stanowiła moja rodzina. Powiem szczerze unikam wszystkiego co kojarzy mi się ze śmiercią Mamy. Staram się nie rozmawiać wiele o tym a myśli uciszam szybko aby nie wpadać w dołki psychiczne. Dlatego jakoś tak dziwnie robiło mi się gdy słyszałem imię i nazwisko Mamy wyczytywane przez księdza. Pomodliliśmy się wspólnie.
Msza nie była długa. Na koniec podjechaliśmy z Monią do szopki pomodlić się jeszcze troszkę. Może to niestosowne ale właśnie przy szopce zachciało mi się śmiać gdy ciotka wrzuciła monetę do puszki i usłyszałem słowa podziękowań wypowiadane przez automat oraz melodyjkę kolędy. Nagle stanęła mi w myślach scena ze Shreka gdy wchodzili do zamku i zatrzymali się koło tego domku ze śpiewającymi figurkami- pamiętacie? Właśnie w chwili gdy przestała grać kolęda miałem ochotę powiedzieć to co osioł gdy ich figurki zamilkły.
- Oooo jaaa chcę jeszcze raz!!
Powiem szczerze… jakoś nie przemawiają do mnie takie gadżety.

czwartek, 15 stycznia 2009

:)

...a co do rozbierania to fajny dowcip opowiedziała mi Emilka opiekująca się małym chłopcem.
-Wiesz musimy dziś rozebrać choinkę- powiedziała Emi do chłopca.
- A co spociła się- zapytał mały

poniedziałek, 12 stycznia 2009

:(

Cześć. Miśka pojechała…. Buuu ja już tak nie chcę :(
Weekend minął ale tylko w pewnej części wyszedł według planu. Z przyczyn wyższych kolega nie zawitał do mnie więc w sobotę posiedzieliśmy w domku oglądając TV. Było prawie fajnie oprócz małego szczegółu który nie był z mojej inicjatywy a który zepsuł ogólny zarys. Nieważne …
Niedziela pomimo że zaczęta późno rozwinęła się miło i raczej mało oczekiwanie. Przejechaliśmy się z Monią na miasto. Wrzuciliśmy do puchy WOŚP parę złotych posiedzieliśmy na dzikiej plaży … zleciało. Kurcze kiedy skończy się takie weekendowe życie? Sprawa wydaje się łatwa do rozwązania niestety brakuje trochę szczęścia hmm powiedziałbym tak- pieniądze szczęścia nie dają ale znacznie ułatwiają życie.

rocznica

Cześć. Chciałbym powiązać mój słabszy nastrój z poniedziałkiem lecz chyba jest to tylko jeden z mniejszych powodów smutnej minki.
Dziś wypada pierwsza rocznica śmierci mojej Mamy. Nie chcę wcale dręczyć się tą myślą ale podświadomie chyba wpływa na mnie ujemnie. Uczucie jakiegoś niepokoju przytłumiła dopiero modlitwa i kilka próśb do Mamy. Brakuje nam jej pod wieloma względami ale w tej chwili przydałaby się aby dać tacie ostrą reprymendę. Życie bardzo często rzuca na kolana lecz koniecznym jest umieć się z nich podnieść. Popadanie w marazm niczemu nie pomoże. Temat ten to dłuższa opowieść i przez zbyt osobisty ton nie nadaje się na bloga dlatego tylko zdawkowo o nim wspominam.
Mam jeszcze teoretycznie godzinkę pracy przed sobą lecz pewnie przekroczę ten czas. Dziś idzie nawet dobrze i może będzie lepiej jeśli poszczęści się troszkę. Zmykam na razie ale może jeszcze wskoczę dołożyć kilka zdanek do bloga więc może do zobaczenia na stronce???

piątek, 9 stycznia 2009

Hej. Znów wpadłem pomarudzić. Teraz mogę powiedzieć- weekend!!! Zakończyłem pracę ale myślałem że w trakcie wykorkuje… Nie jestem kawoszem i kosztuje tego pobudzającego napoju raczej rzadko a dziś skusiłem się na dwa kubki. Pewny nie jestem czy to skutek kofeiny ale poczułem się marnie hi hi przedawkowałem chyba. Będę się wystrzegał kawy… (ale kawusi na pewno nie ;) !!!)
Właśnie w tej chwili jedzie do mnie Monia a Kasia dla odmiany szykuje się do odjazdu. Fajnie że wyszło tak iż ostatnie prawie trzy tygodnie nie byliśmy z tatą sami w domu. Niestety w poniedziałek się to zmieni ale póki co cieszmy się z weekendu.
Czego raczej nie zrobię w ten week? Hmm hmm po pierwsze raczej nie wyjdę z domu a więc nie strzelę też urodzinowego drinka a bardzo bym chciał wypić Twoje zdrówko honeyu… ;) po trzecie nie pójdę na paintbola bo by Miśka inne kulki urwała gdyby mnie na nim przyłapała. To taka grzeczna (wyłącznie męska!!) gra Moniu czemu ten sceptycyzm dla mojego udziału w niej? Przecież honey by mnie przypilnował…. A może zmienisz zdanie???????
Co zrobię w week? Przede wszystkim spędzę miiiiiłe chwile z kochaną Miśką. Prawdopodobnie spotkam się z kimś kto w zamierzchłych czasach był kumplem i sąsiadem z tej samej klatki. Mimo przepaści jaka powstała po moim wypadku w tej znajomości chciałbym pogadać na temat tej nieprzyjaznej sąsiedzkiej koalicji zawiązanej przeciw mojemu podjazdowi. Chciałbym zrozumieć dlaczego nawet jego rodzice nie potrafią poprzeć mnie i stanąć za mną w tej sprawie. Zobaczymy co usłyszę.
Za chwilkę zmykam z netu wiec powiem Wam już pa pa i miłego wypoczynku.
Właśnie w tej chwili jedzie do mnie Monia a Kasia dla odmiany szykuje się do odjazdu. Fajnie że wyszło tak iż ostatnie prawie trzy tygodnie nie byliśmy z tatą sami w domu. Niestety w poniedziałek się to zmieni ale póki co cieszmy się z weekendu.
Czego raczej nie zrobię w ten weekend? Hmm hmm po pierwsze raczej nie wyjdę z domu a więc nie strzelę też urodzinowego drinka a bardzo bym chciał wypić Twoje zdrówko honeyu… ;) po trzecie nie pójdę na paintbola bo by Miśka inne kulki urwała. To taka grzeczna (wyłącznie męska!!) gra Moniu skąd ten sceptycyzm dla mojego udziału w niej? Przecież honey by mnie przypilnował…. A może zmienisz zdanie???????
Co zrobię w weekend? Przede wszystkim spędzę miiiiiłe chwile z Miśką. Prawdopodobnie spotkam się z kimś kto w zamierzchłych czasach był kumplem i sąsiadem z tej samej klatki. Mimo przepaści jaka powstała po moim wypadku w tej znajomości chciałbym pogadać na temat tej nieprzyjaznej sąsiedzkiej koalicji zawiązanej przeciw mojemu podjazdowi. Chciałbym zrozumieć dlaczego nawet jego rodzice nie potrafią poprzeć mnie i stanąć za mną w tej sprawie. Zobaczymy co usłyszę.
Za chwilkę zmykam z netu wiec powiem Wam już pa pa i miłego wypoczynku.

poniedziałek, 5 stycznia 2009

W większości domów sylwester zaczął się dłuższy czas temu gdy u nas po dwudziestej pierwszej nie było jeszcze oznak jakiejkolwiek imprezy. Dopiero o dwudziestej drugiej Monia zadzwoniła z wieściami iż złe samopoczucie mamy wywołane jest inną przyczyną niż były pierwsze przypuszczenia. Ulżyło troszkę ale do dobrego humoru było raczej daleko. Do sylwestra zasiedliśmy po dwudziestej drugiej gdy wróciła Monia ze szpitala. Zjedliśmy coś na ciepło napiliśmy czegoś na rozluźnienie pogadaliśmy o planach i postanowieniach noworocznych. Humory troszkę poprawiły się i nawet zrobiło się jakoś miło. Wdawało się że w tym tonie dotrwamy do końca sylwestra jednak gdy wybiła północ i byliśmy już po toaście oraz życzeniach noworocznych wydarzyło się coś jeszcze niezaplanowanego…
Otworzyliśmy na chwilkę okno aby obejrzeć fajerwerki puszczane przez osoby które w starym zwyczaju dzielnicy wyszły na skrzyżowanie przed moim oknem. Już po chwili usłyszałem roześmiane znajome głosy dziewczyn wykrzykujące życzenia dla nas. Nie minęło pięć minut gdy zastukały do drzwi. Dostałem kilka buziaków noworocznych od Basi i Wioli a po chwili była już pełna chata ludzi bo do dziewczyn dołączyło jeszcze kilku naszych kumpli. Zrobiło się gwarno i bardzo wesoło. Znów były życzenia toasty i….
Impreza która rozwinęła się tak spontanicznie nie zakończyła się szybko ale chyba blisko trzeciej nad ranem zostaliśmy sami uprzątając powoli stół po wszystkim. Choć stary rok dopiekł nam jeszcze przy samym końcu i nie mogliśmy doczekać się jego końca to początek nowego przynajmniej był luzacki oraz pełen uśmiechu. Sylwestra zakończyłem długą telefoniczną rozmową z Dyziem którą przerwaliśmy dopiero gdy zaczęła się lekko plątać. Tak mijały nam święta i powiem szczerze, to że przebiegły mimo wszystko w możliwie dobrym nastroju to chyba zasługa właśnie Moniki.
Koniec długiego weekendu ukoronowaliśmy jeszcze odwiedzinami u Martyny i Marcina gdzie w miłej atmosferze zleciała nam sobota. Teraz mamy już nowy roczek i wszystkim –Wam, Nam- życzę tylko lepszych chwil bez problemów których rozwiązać niemożna. Oby ten rok był znacznie lepszy od poprzedniego.

niedziela, 4 stycznia 2009

piec

Chcąc napisać Wam o sylwestrze pierwej muszę wspomnieć co działo się tego dnia lecz nad samym ranem gdy omal nie doszło u nas do groźnej eksplozji. Położyliśmy się późno jednak sen nie upominał się o mnie. Leżałem wsłuchując się odgłosy domu oraz równego oddechu wtulonej we mnie Moni. Spokoju nie dawał mi szum pompowanej w kaloryfery wody. Przez chwilkę pomyślałem by obudzić Miśkę aby sprawdziła temperaturę na piecu jednak powstrzymałem się z jakiegoś powodu. Oczy kleiły mi się już ze zmęczenia gdy nagle usłyszałem okropnych huk i jakiś pisk dochodzący z kuchni. Nie musiałem się nawet zastanawiać co było powodem tego hałasu bo mógł być wywołany tylko z jednej przyczyny.
- O kur.. – zakląłem siarczyście do Moni która obudziła się w tej samej chwili zdezorientowana- chyba rozwaliło piec.
Monika zerwała się na równe nogi chcąc zobaczyć co się dzieje. Wróciła przerażona aby obudzić tatę który najwyraźniej zasnął tak twardo że nie zorientował się w sytuacji.Poinformowała go że coś stało się w kuchni. Pierwszym co zobaczyli to kłęby czegoś co na pierwszy rzut oka przypominało dym. Mglista zasłona zasnuła całkowicie widok. Wciąż było słychać przeraźliwy jazgot pompy która najwyraźniej nie działała poprawnie. Kiedy weszli do kuchni zorientowali się że na podłodze jest niemal po kostki gorąca woda. Dym okazał się parą wyrzuconą przez zawory bezpieczeństwa z układu centralnego ogrzewania. Widok był praktycznie zerowy i dopiero gdy tata dotarł do okna uchylił je mógł ocenić sytuację.
- Masakra Monika uciekaj stąd…- powiedział
Zastali rozpalony jeszcze piec z którego wypłynęła zaworami bezpieczeństwa wrząca woda oraz pompę która piszczała potęgując odczucie grozy. Temperatura na piecu była trudna do oceny bo zegar zdawał się oszaleć robiąc kolejny obrót na skali. Monika wbiegła do naszego pokoju po telefon z myślą by wzywać straż pożarną.
- Moniu czekaj powiedz mi co się dzieje- powiedział zdenerwowany.
Zdała mi relację sama będąc w ogromnym szoku. Nie byłem pewny czy dobrze robię ale powstrzymałem ją tłumacząc że najgorsze już się stało i sytuacja nie jest tak groźna. Sam nie wierzyłem do końca w swoje słowa. Najbardziej w tej chwili denerwowało mnie że sam nie mogę zobaczyć jak to wygląda doradzić mądrze co powinno się zrobić. Przekrzykiwałem się w stronę kuchni zagłuszany skowytem pompki.
- Monia spuszczaj wodę z bojlera szybko- rzuciłem
- Już leci z każdego kranu- odpowiedziała.
Widziałem że Monia coraz bardziej jest w strachu i mówiąc szczerze tylko miną nadrabiałem mocno zdenerwowany.
- Chodź przytul się do mnie- mówiłem chcąc ją troszkę uspokoić
Pomogło to troszkę ale aby stało się to naprawdę potrzebne było opanowanie sytuacji. Niewiele się dało zrobić poza próbami wygaszenia paleniska i schłodzenia pieca. Nim to się stało minęła godzina wypełniona stresem. Nie chcę opisywać wszystkiego co do szczegółu ale powiem Wam że było na tyle groźnie że mogliśmy na tym ucierpieć bardzo mocno. Kiedy ustał pisk nerwy napięte do granic zaczęły dawać o sobie znać. Poczułem że wtulona Monia drży cała a chcąc już być ścisłym powiem że w tej chwili zdałem sobie sprawę że sam robię to samo nieświadomie. Wszystko zaczęło się o 4:30 ale odetchnąć mogliśmy dopiero o szóstej po usunięci z grubsza bałaganu. Na ocene szkód trzeba było zaczekać. Bałagan byłby tylko drobnostką ale awaria pieca mogła oznaczać koszt bliski 3 tyś zł. Możecie sobie zatem wyobrazić jak bardzo „zabawnie” zapowiadał się sylwester.
Nie udało mi się już zasnąć ale musiałem czekać aż tata i Monia obudzą się. Wstaliśmy dosyć późno i już pierwszy rzut oka pozwolił zauważyć iż rurki od centralnego najbliższe pieca po prostu straciły szczelność gdy temperatura wytopiła cynę. W tej chwili zaistniała perspektywa że na sylwestra i nowy rok zostaniem bez ciepłej wody i ogrzewania jednak istniała nadzieja że po zlutowaniu może wszystko wrócić do normy. Zaczęły się gorączkowe poszukiwania hydraulika gotowego jeszcze tego samego dnia dokonać próby naprawy. O dziwo udało się takiego znaleźć . Do końca nie było pewności czy uda się ale szczęśliwie zakończyło się tylko rachunkiem za usługę. Piec był sprawny i choć cały incydent odebrał dobry nastrój to było już wiadomo że przynajmniej będzie ciepło w domu. Możecie sobie wyobrazić z jakimi humorami czekaliśmy na wieczór a niestety nie był to jeszcze koniec niepokojących wydarzeń w tym dniu. Kiedy byliśmy już niemal gotowi z przygotowaniem sylwestrowych przekąsek Monia odebrała telefon z wiadomością iż jej mama czuje się źle trzeba zgłosić się na pogotowie. Taka wiadomość jakby jeszcze było mało nerwów…