poniedziałek, 29 września 2008

:)

Koniec ostatniej imprezy z Martyną i Marcinem. Tata z Moniką odprowadzą gości do samochodu, którym przyjechał ojciec Marcina. Jak wcześniej się zgadaliśmy z dużym prawdopodobieństwem znał Rysia z dawnych lat- mieszkali niedaleko siebie w latach młodzieńczych. Samochód podjeżdża i następuje spotkanie..
- Cześć Rysiu!- mówi tata Marcina.
- Józek…?! Wyjdź no z samochodu, bo Cię nie poznaje- odpowiada Rysiu zaskoczonym głosem.
- Rysiu nie dziś, bo mnie zęby bolą – padła odpowiedź Józefa.
Hi hi. Po usłyszeniu dialogu prowadzonego po wielu latach reszta słuchaczy omal nie padła ze śmiechu.

niedziela, 28 września 2008

Kończy się weekend, ale zaliczam go do wyjątkowo udanie spędzonego czasu. Szczególnie sobota obfitowała w atrakcje. Odwiedzili nas Karinka z Dyziem i nie ukrywam, że strasznie lubię nasze spotkania.Szkoda że okazje na nie zdarzają się raczej rzadko bo mieszkają w Krakowie. Wieczór z kolei mięliśmy zaplanowany z Martyną i Marcinem na małą imprezę z dobrym jedzonkiem i odrobiną %. Parę tą poznałem niedawno, ale bardzo się z tego cieszę, bo to super sympatyczne osoby. Było bardzo wesoło. Fajnie czasem odstresować się w miłym towarzystwie. Na koniec wieczoru „podpadłem” Moni i zastosowała wobec mnie strajk włoski ;) Na szczęście ta złośnica ma duże poczucie humoru i wyszło wszystko żartobliwie. Dostałem jednak przestrogę od Moni- spróbuj tylko opisać to w blogu!
Niedziela jak zwykle obfitowała raczej w lenistwo no ale czasem i to jest potrzebne po ciężkim tygodniu. Teraz już mówię Wam dobranoc a sam zaraz zmykam z netu. pa

środa, 24 września 2008

Kilka ostatnich zdań tego dnia. Ostatnio mało piszę o podjeździe ale sam nie wiem zbyt wiele. Dziś jednak postanowiłem, że ożywię ten temat. Muszę zdobyć kontakt do firm które zobowiązały się wybudować mi podjazd. Konrad obiecał zdobyć je i namiar na osoby, z którymi będę mógł dogadać jakieś szczegóły. Powiem szczerze że nie chce mi się wojować ze wspólnotą ale siedzieć z założonymi rękami i marnować szanse na lepsze życie też nie jest właściwe. Przykro mi że ludzie z najbliższego otoczenia nie dostrzegają moich problemów. Przecież sąsiedzi widzą jak od lat wspinamy się po tych schodach dwa razy dziennie... tyle, że ich to guzik obchodzi. Nie ich problem...

środa, 17 września 2008

:(

Cześć. Dzisiejszy dzień jakby spokojniejszy…. choć właściwie powinienem powiedzieć,że stałem się jakiś obojętny na wydarzenia dnia. Dostałem informacje na temat budowy podjazdu.Dobra wiadomość to taka, że gmina godzi się na dostosowanie budynku a zła, iż o opinie muszę pytać się wspólnoty.Prawda jest taka, że każdy umywa ręce a sama wspólnota zgodzić się nie chce z powodów których nie rozumiem. Pozostaje mi zapychać po schodach i ustąpić pełnosprawnym sąsiadom. Trudno skoro takich mam wspaniałych sąsiadów….

czwartek, 11 września 2008

:(

No to wk...urzyłem się!! Humor popsuty maksymalnie.Jeśnie państwo wspólnota raczyła odpowiedzieć w sprawie podjazdu.Półtorej tygodnia czekania i wiem tyle że...... nic nie wiem.Zostałem poinformowany że wyrażą ewentualną zgodę po dostarczeniu dokumentacji projektowej zgodnej z przepisami budowlanymi.
......... Wiecie co? Wychodzi na to że mam się prosić sąsiadów którzy co rusz wymyślają kolejne preteksty.Nie przyłożą do zrobienia czy finansowania palca a ja mam ich błagać o pozwolenie!! Niedoczekanie!!! mam jeszcze trochę godności i charakter.

:9

aha podam Wam jeszcze preteksty jakie już słyszałem- jeśli będzie podjazd to nie wjadą samochodem do garażu(schody znajdują się o około 20 m od garażu), naruszę konstrukcje ściany (ściany budynku są grube na niemal metr a poza tym platformę można montować do słupków wkręcanych w podłogę)że klatka zbyt wąska, że sąsiadka starsza będzie mieć utrudnione schodzenie( platforma po złożeniu pozostawia schody nienaruszone a odstaje od ściany na 15-20 cm) itd.

poniedziałek, 8 września 2008

...

Cześć jeszcze raz.Pogoda dziś jakby słaba, więc siedzę w domu.Oczywiście zamiast odpoczywać robię kolejną nadgodzinę za którą nikt mi nie płaci. Muszę w zimie opanować ten nałóg bo wykończę się na karoszi (napisałem fonetycznie bo jeszcze japońskiego nie znam;) )
Dowiedziałem się ostatnio, że mój blog może służyć jako informacja jak pewne osoby wypełniają swój czas hi hi. Strzeżcie się albowiem pióro ostrzejsze od miecza jest!!
Ostatnio pierwszym pytaniem, jakie dostaję na gg czy w mailach jest –jak się masz? Lub – co u ciebie?. Często brak mi czasu aby pisać dokładniej. Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale postaram się odpowiedzieć wszystkim.
Czy osoba ograniczona wózkiem, sprawnością może być szczęśliwa?
-Hmm myślę że tak choć tęsknota za zdrowiem zawsze pozostanie.
Dla mnie szczęściem są osoby, które są ze mną „pomimo” a nie dlatego że… Przez lata od wypadku widziałem „przyjaciół” odcinających się ode mnie nawet nie starając się zachować pozorów. Co wtedy się czuje? Tego możecie się sami domyśleć, ale powiem jedno- w takich chwilach zastanawiałem się nad sensem tych wszystkich „pseudo-przyjaźni” które porównując do tych które posiadam teraz nie mają żadnej wartości. Teraz poza najbliższą rodziną są ze mną osoby, dla których nie jestem obojętny. Nie ukrywam, że największym szczęściem jest dla mnie Monika, ale to chyba raczej łatwe do zrozumienia. Wiem, że pewne postaci nie są z tego powodu zadowolone, które jakoś zawiodłem lecz pewnych rzeczy cofnąć nie mogę. Odpowiadając już na pierwsze pytanie powiem – żyję a perspektywa przyszłości rysuje się znacznie barwniej niż jeszcze cztery miesiące wcześniej. Wtedy słysząc o tym co stało się teraz zaliczyłbym do fantazji, gotów byłbym założyć się że to niemożliwe- przegrałbym z kretesem. Życie może mieć sens nawet dla kogoś takiego jak ja.

czwartek, 4 września 2008

:)

Cześć Wam cześć Honeyu poganiaczu. Już się zabieram do pisania skoro dostałem upomnienie.
Mniejsza aktywność na blogu nie jest przyczyną lenistwem a wręcz przeciwnie brakiem dostatecznej ilości czasu na siedzenie przy kompie. Od dwóch dni słabo szło mi w pracy, co akurat zrzucam na dosyć nerwowe chwile spowodowane brakiem możliwości ludzkiego dogadania się z panią N. Wystosowałem pismo do sąsiadów o zgodę na zbudowanie podjazdu. „N” nie podpisała od ręki wymawiając się, że nim się zgodzi musi znać wymiary podjazdu i platformy zjazdowej, czy nie naruszę jej przypadkiem ściany itd. Itd. Brak mi do niej cierpliwości, ale skoro już zmusiłem się by z nią pogadać i prosić to poczekam jak się do tego ustosunkują ona i wszyscy sąsiedzi. Zobaczymy, kto jest człowiekiem a kto …..
Trochę to głupie że z jednej strony stoją przyjaciele chcący zrobić wiele by mi pomóc a z drugiej kobieta której odbija chyba na punkcie „stanowiska” przewodniczącej bloku. Naprawdę zachowuje się jak „Anioł” z serialu. Dobra nieważne- przeskoczymy ją nie tym to innym sposobem.
Dziś od rana mocno przykładam się do pracy a wolej chwili muszę jeszcze odpisać na Wasze maile.Pozdrawiam i do następnego bloga.

środa, 3 września 2008

KONCERT

Jak już wspomniałem w drodze na koncert towarzyszyła nam TV Kielce. Zatrzymali nas jeszcze na chwilkę filmując krótkie ujęcia oraz wypowiedz naszego przyjaciela Honeya. Powiem Wam że tak jak przypuszczałem ten facet ma aparycje gwiazdy ;)
Na salę koncertową weszliśmy, gdy wszyscy już siedzieli na miejscach. Znów poczułem małe skrępowanie jadąc na swoje miejsce odprowadzany wzrokiem większości widzów. Mówiąc szczerze głupio mi było rozglądać się, więc nie bardzo widziałem, kto był i jak dużo osób zechciało wesprzeć naszą akcję swoją obecnością. Przywitałem się tylko z osobami, które ulokowane były blisko mojego miejsca. Siedziałem w pierwszym rzędzie a tuż koło mnie mój Quentin Monia Tarantino ;) z kamerą w ręku. Przyznam, że swoją obecnością dodawała mi odwagi pozwalając czuć mniej skrępowania. Jeszcze tuż przed rozpoczęciem przewinęło się kilka osób szukających swojego miejsca. Jedna z nich wręcz wpadła w moje ramiona ;) to była Monika z klasy. Choć nie był to dobry moment, ale w naszej króciutkiej rozmowie udało mi się podziękować za sprezentowanie fotela.
W kilka minut później zaczęło się….
Kasia nasza organizatorka wręczyła podziękowania organizatorom oraz zostały wyczytane pewne informacje, co do wstępnych efektów naszej akcji. W pewnym momencie usłyszałem znane mi słowa… były to moje podziękowania. Zaskoczyło mnie to, bo już myślałem że skoro Honey siedzi koło nas to kartka z podziękowaniami leży w jego kieszeni. Nastąpiły brawa i właściwie koncert mógł już się rozpocząć.
Na początku wystąpił zespół „Za dziesięć dziesiąta” z bardzo przyjemną dla oka i ucha wokalistką. Moją uwagę przykuł gitarzysta zespołu. Jest młody, ale z wiosłem radzi sobie bardzo fajnie. Wymiatał naprawdę niezłe solówki.
Po tej małej rozgrzewce przyszedł już czas na główną gwiazdę wieczoru. JAN PTASZYN WRÓBLEWSKI- muzyk już w słusznym wieku, ale powiem Wam, że od pierwszych słów z jego ust widać było, iż świetnie nawiązuje kontakt z widownią. Sam nie należę do koneserów Jazzu, ale naprawdę przyjemnie było słuchać jej na żywo. Momentami miałem ochotę po prostu zamknąć oczy i wsłuchać w dźwięki wszystkich instrumentów a w szczególności saksofonu Jana. Czasem ostre czasem liryczne utwory przerywały żartobliwy wypowiedzi gwiazdy. Wszystko, co dobre szybko się kończy, ale nim to się stało zespół Pana Ptaszyny Wróblewicza zagrał kilka bisów. Zakończyło się na gromkich brawach na stojąco. Krótkie ujęcia wydarzeń rejestrowały profesjonalne kamery telewizji, ale powiem Wam, że najlepszy materiał nakręciła Miśka!! DZIEŁO KINEMATOGRAFII ;)Wkrótce sala opustoszała w dźwiękach podziękowań lub innych miłych uwag rzucanych mi przez wychodzących. Honey ruszył z plakatem koncertu, na którym złożyli mi autografy artyści. Monika poprosiła samego Pana Jana, aby jeśli to możliwe zrobił sobie ze mną fotkę na pamiątkę. Zgodził się i została zrobiona tylko, że jeszcze jej nie mam, bo była wykonana przez fotografa. Wyjechaliśmy na zewnątrz gdzie czekał na nas Moni Tata, aby pogadać chwilkę. Zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy jeszcze na krótką przejażdżkę po Skarżysku. Przyznam, że emocje jeszcze długo mnie nie opuszczały. Tak trudno było uwierzyć, że to wszystko działo się dla mnie. Jestem naprawdę wdzięczny za wszystko, co było Waszym udziałem w tym przedsięwzięciu od organizacji po obecność na koncercie. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję!!

...

Cześć. Kochani obiecuję dziś napisać relację z koncertu ... no o ile znów nie będzie akcji pod tytułem pani N. Nie wiem jak się dogadam z tymi ludźmi. Wymyślają coraz to nowe przeszkody- jak nie zbyt wąska klatka to że jej naruszę ścianę. Prawda jest taka że osoba niepełnosprawna nie ma praw w naszym kraju- u nas "Aniołem" jest właśnie pani N hmm tylko ja chyba nie mieszkam na ulicy Alternatywy 4?Napisałem pismo do sąsiadów czy wyrażają zgodę na mój podjazd. Wreszcie okaże się kto jest człowiekiem a kto ....

poniedziałek, 1 września 2008

:)

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM KTÓRZY BYLI ZE MNĄ NA KONCERCIE- DZIĘKUJĘ ZA WSPARCIE-, DZIĘKUJE ZA BEZINTERESOWNĄ POMOC- DZIĘKUJĘ ZA ZORGANIZOWANIE CAŁEJ AKCJI- DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA WSZYSTKO-DZIĘKUJĘ MONISIU ŻE JESTEŚ!!

:)

Hej. Oderwałem się wreszcie od pracy, aby napisać Wam o koncercie, ale zacznę od dnia poprzedzającego to wydarzenie.
Sobotnie przedpołudnie spędziłem z Moniką planując mały wypad na imprezę zorganizowaną przez nasze miasto. Pogoda nie była zbyt ciepła, więc do ostatniej godziny zastanawialiśmy się nad jazdą . Na imprezie tej zorganizowano loterię na moją rzecz, w której nagrody ufundowali sponsorzy wspierający nasz koncert. Pierwszy raz byłem w tak tłumnym miejscu z Moniką do tego, co kilka minut ze sceny dochodziły zwiastuny mojego koncertu oraz odbywały się losowania kuponów. Słysząc swoje nazwisko czułem się jak na świeczniku. Ciągle po głowie chodziła mi pewna myśl w formie pytania do Moniki, za które wieczorem oberwałem niezły ochrzan. Nie będę pisał o nim, wprost ale odpowiedź chyba pomoże Wam się domyśleć jaką głupotę palnąłem. Monika bardziej dosadnie powiedziała mi że nie czuła skrępowania popychając mój wózek. Chyba ciągle mam kłopot ze zbyt niską samooceną. Na festynie było bardzo fajnie tylko chłodek powietrza mnie denerwował. Nie czekaliśmy do końca imprezy. Wróciliśmy do domu niedługo po zmroku. W domku zrobiliśmy sobie własną przy małym drinku na rozgrzewkę. Do łóżka położyłem się bardzo późno .
Niedzielę przywitaliśmy dosyć wcześnie gdyż mieliśmy sporo zajęć z wyszykowaniem się na koncert. Śniadanie, obiad, prysznic, prasowanie koszul i najgorszy poganiający tata doprowadzał nas do histerii hi hi marudny to był wyjątkowo. Wszystko szło w względnym porządku do czasu gdy Honey nie zaskoczył nas wieścią …. Za dwie godziny miał do nas przyjechać z kielecką telewizją na wywiad. Szok!! My w proszku a dom jak po przejściu tsunami. Biedna Monia ledwie zdążyła dopiąć wszystko na ostatni guzik. Wywiad nie trwał długo, ale ukaże rzeczy, których nie lubię wykonywać przy obcych. Krępuje mnie przesiadanie się na wózek szczególnie że potrzebuję pomocy w tej czynności. No cóż ale chyba o to chodzi by pokazać swoje problemy i trudności np. z wyjazdem z domu. Szczęście, że już koniec wywiadów, bo nie nadaję się do tych spraw. Zresztą fajniej jest opowiadać o weselszych rzeczach niż o wypadku i tym podobnych rzeczy. Kamera towarzyszyła nam aż do sali koncertowej filmując również wydarzenia wieczoru. Czy udał nam się koncert? Czy nasze cele zrealizowaliśmy? Opowiem w następnym poście.