czwartek, 24 lipca 2014

Już za parę dni... za dni parę



Długo wyczekiwany i wreszcie wspólny z Monią… już niebawem urlop. Odliczałem już od miesiąca czas do momentu, gdy na chwilę odłączę się od wszystkich domowych spraw- mam nadzieję, że wyjdzie nam ten plan w 100%. Przede wszystkim liczę na spokój wewnętrzny, bo ponoć stan ducha odzwierciedla się na stanie ciała. Przyznam się, że nie podejmuję już żadnych nowych działań… wszystko po URLOPIE z nowymi siłami :)
Z zazdrością oglądałem Wasze wakacyjne fotki skąpane w słońcu, posypane piaskiem ojczystych i zagranicznych plaż. Zwiedzanie fajnych miejsc jest także mile widziane. Jeśli pogoda pozwoli też będę kradł takie promyki i wytrząsał ziarenka z…
Mam nadzieje, że nasze wakacje będą równie udane ja Wasze. Mam troszkę obaw, co do naszych planów… no, ale myślę, że wszystko się uda. Marzenia są po to by je spełniać… Tak sobie właśnie pomyślałem, że nasz pomysł na wakacje miał być niemal pięć lat temu początkiem drogi małżeńskiej Moni i mojej… tymczasem ziści się na naszą piątą rocznice. Tortu nie będzie, ale mała wisienka/niespodzianka może wypali. Nie piszę o szczegółach, bo mam nadzieję wszystko przekazać wraz z opisem fotograficznym właśnie tu na blogu.
Lato jeszcze w pełni, więc wszystkim życzę niezapomnianych wrażeń i pełnego naładowania swoich akumulatorów!! Buziaki :)

sobota, 19 lipca 2014

Normalnie jak "...spieprzaj dziadu..."



Upalny dzionek, więc w poszukiwaniu cienia zaparkowałem pod rozłożystymi dębami pobliskiego stawu w parku Achera.
Miejsce to upodobali sobie ludzie chcący powędkować bez wyjeżdżania z miasta. Kiedy tam przyjechałem na stołeczku siedział pan po sześćdziesiątce mocząc „kije” w pełnym rynsztunku wytrawnego wędkarza. Czapeczka moro, spodnie moro, kamizelka moro, wędki, przynęta, fajki… no proszę ja Was… wszystko, co potrzebne do tego relaksującego wypoczynku posiadał… wszystko oprócz…
Siedząc od pana w moro w odległości piętnastu metrów sam czasem zerkałem na jaskrawe spławiki, które szczerze mówiąc nie wskazywały na jakiekolwiek zainteresowanie ze strony oddychających skrzelami żyjątek. W pewnym momencie do opisanego wyżej doszedł o połowę młodszy entuzjasta tej samej formy relaksu pytając grzecznie
- Dzień doby. Biorą???
- Wpieprzam się do pana??- odpowiedział moro wymieniając spojrzenie z młodszym i dodał- Noo… ja się nie dopie...am do pana to i pan się do mnie nie dopie…aj
Konwersacja nie miała kontynuacji, a młodszy już bez słowa rozstawił swój sprzęt do łowienia nie dalej niż trzy metry od moro. Rozstawił, wrzucił jakieś kule smaczne dla rybek, zarzucił wędki i po pięciu minutach miał pierwsze branie. Nie czekałem do końca, ale miałem nadzieje, że młodszy pokarze panu moro umiejętności wędkarskie, bo kultury nauczyć to już chyba nie sposób.

środa, 9 lipca 2014

Farma Iluzji



Odwiedziliśmy to miejsce w ubiegłą niedzielę. Pierwsza myśl po zauważeniu ogromnego parkingu w „dzikim” lesie w dodatku pełnego samochodów - proszę bardzo… jak można z dala od wszelkich domostw na miejscu maleńkiej prywatnej cegielni zrobić turystyczną maszynkę do robienia pieniędzy. Dowodzi to temu, że nieistotnym jest gdzie, ale że z oryginalnym pomysłem i dobrym marketingiem można zrobić świetny biznes nawet w takiej głuszy… oczywiście potrzebny też pewien kapitał :)
Nim tam się udaliśmy Monia zasięgnęła informacji o przystosowaniu farmy dla ON i uzyskała informację, że jest dla wózkowiczów dostępna. Na pierwszy rzut oka już wiedziałem, że słowo dostępny nie znaczy przystosowany :) Nie czepiam się… tylko oceniam okiem kołowej mniejszości i w sumie rozumiem, że takie jednostki jak ja nie są priorytetem. Kończąc ten wywód to powiem tylko, że kostka na alejkach, grysik i wyboista trawa nie jest terenem dla poruszających się na wózku lub z wózkiem dziecięcym. Przy „odrobinie” uporu ( w moim przypadku małej/wielkiej Moni) można dotrzeć w większość miejsc obowiązkowych jak sądzę, jeśli chce się mówić, że się tu było.
Na wejściu uiszczamy opłatę, która pozwala spędzić nam w tym miejscu czas od otwarcia do końca dnia roboczego farmy. Atrakcje w przewadze dla dzieci, ale rodzice również będą mieli co tu robić… w końcu ktoś musi nosić portfel i bulić za niezapomnianą zabawę latorośli :)… żart.
Tematem przewodnim tego miejsca jest jak sama nazwa mówi ILUZJA, a więc wizualne oszukiwanie naszego mózgu. Dla mnie głównymi atrakcjami (nie wszędzie wchodziłem z powodu jednego szczegółu, o którym wspomnę na samym końcu) była Latająca Chata Tajemnic, Muzeum Iluzji oraz Tunel Zapomnienia. Ten ostatni jest niewiarygodny… mózg próbuje walczyć z tym, co przekazuje oko, ale wierzcie mi to mega trudne. Aż się w głowie kręci.
Nie będę opisywał dokładnie, ale zadowolone twarze mówią same za siebie. Trzeba to zobaczyć samemu by ocenić. Kocyk mile widziany, jeśli spędza się tutaj cały dzień, trawka zachęca do chwili odpoczynku pomiędzy atrakcjami. Można zrobić mnóstwo zdjęć przy niezapomnianej zabawie dzieci oraz dorosłych.
Część obiektów jest nieodpłatnych, ale zdecydowana większość wymaga dodatkowej opłaty i to jest jedyny minus tego magicznego miejsca. Osobiście polecam ten sposób spędzenia weekendu o każdej porze roku.

wtorek, 8 lipca 2014

Brzoza



Troszkę lata za oknem :) Wieczorne spacery i weekendowe wypady… to lubię!! Wreszcie udało nam się gdzieś wyrwać z domu i oderwać od szarej rzeczywistości. W sobotę odrobina prac działkowych, ale też grill i miłe spotkanie z sąsiadami i przy pieczonym mięsku. Wypoczynek wśród zielonej przyrody potrafi mnie bardzo uspakajać… tęskni mi się za moim lasem… bez ścieżek i wytyczonego kierunku. Kurcze zamykam oczy i szukam w pamięci te widoki oraz zapachy roślin w różnym cyklu ich trwania w przyrodzie. Od dzieciństwa miałem to wszystko dwadzieścia metrów od domu i moje okolice bliższe lub dalsze nie miały dla mnie tajemnic. :) ileż razy moi rodzice chcąc gdzieś jechać nawoływali mnie, bo wyszedłem tylko na chwilę… Dobra rozmarzyłem się!!
Jeśli Was nie zanudzam to zerknijcie na zdjęcia z okolic, które miałem raptem pięćdziesiąt metrów od domu rodzinnego. Na początek skałka z brzuską, która ma swoją historyjkę… opowiadałem ją Moni parę dni temu i nawet nie pamiętałem, że mam jej fotkę. Przybliżę tą historię i Wam w krótkich zdaniach… ale odwołam się w większości do Waszej wyobraźni :)
Otóż pewnego razu, kiedy miałem mniej niż dziesięć lat w tym oto miejscu (jak się zbiegało na polanę w kierunku na Rejów… najszybsza droga na dziką plażę) prowadziłem sobie konwersację z którymś z kolegów. On przysiadł na skale naprzeciw brzozy, ja zaś stałem właśnie na tym załamaniu pnia, które widać na zdjęciu oparty plecami o jej pień. Aby nie wdawać się zbytnio w opis całego zdarzenia powiem Wam tylko, że podczas tej pogaduchy rozjechały mi się nogi i dosiadłem brzozę na oklep… żadnemu facetowi nie muszę tłumaczyć jak niespodziewane odczucie mnie w tym momencie ogarnęło… !!! Niestety to był tylko pierwszy element zaskoczenia i dodatkowych doznań… podczas dosiadania pnia… przejechałem całymi plecami (byłem bez koszulki) odległość, jaką Bozia mnie w tym wieku obdarzyła po tej spękanej i ostrej korze. Właściwie to… w chwili, gdy już byłem za ziemi nie wiedziałem, czego mam się trzymać wijąc z bólu, jako pierwsze… zdarte do krwi plecy od karku do pasa czy… Bolało długo, zwłaszcza przy wieczornych kąpielach, gdy przyszło zmyć z siebie pył całego wakacyjnego dnia trzymając na plecach pancerz ze strupów… wyglądałem prawie jak żółw ninja. Ciekawe czy to drzewo jeszcze istnieje?
Reszta zdjęć to praktycznie ten sam pas skał w lasku, który nazywaliśmy „ Mały lasek”, z niego przechodziło się już w prawdziwy gęsty z siecią ścieżek znanych tylko miejscowym i wytrwałym piechurom.  Przeżyłem w nim w dosłownym znaczeniu niejedną burzę (z finką z rogu jelenia od dziadka i zapasem wody)., udało mi się zginąć na krótką chwilę nim znalazłem znany punkt odniesienia, niezapomniane wagary w mieszanym gronie ;) Dużo by opowiadać :)



czwartek, 3 lipca 2014

Dwa końce kabla



Praca w Call Center
Praca z klientem na słuchawce wbrew pozorom nie należy do najłatwiejszych. Wiadomości, wymowa, dobór słów, refleks w odpowiedzi, nierzadko umiejętność domyślenia się, o co chodzi w zawiłej retoryce zapytania, opanowania zdenerwowanych to podstawa dobrego konsultanta.  Z doświadczenia wiem, że pewny głos dający klientowi pewność pełnej znajomości tematu jest ogromnym atutem tej profesji. Jest jeszcze jedna bardzo ważna i moim zdaniem chyba najtrudniejsza sztuka w kontakcie z ludźmi- uśmiech na buzi… jest to coś, co klient słyszy i chyba podświadomie docenia.
Dlaczego uważam, że to najtrudniejsza sztuka? Po prostu… przywołać uśmiech, gdy humor uciekł w siną dal lub jeszcze gorzej przemienił się wręcz we wściekłość… arcytrudne!! W takich chwilach staram się myśleć, że osoba po drugiej stronie słuchawki nic mi nie zawiniła i nie mogę dać jej poznać swoich prawdziwych emocji.
Kreatywność klientów bywa czasem bardzo zaskakująca… oj bywa… w końcu Polak potrafi :) Jeszcze nie udało mi się na szczęście polec, wręcz przeciwnie najczęściej u ludzi w mojej słuchawce słyszę w odpowiedzi uśmiech i satysfakcję. Pamiętajcie drodzy tylko, że zazwyczaj osoba informująca nie ma siły sprawczej by rozwiać wszystkie problemy lub bardzo indywidualne pomysły choćby z przyczyn szeroko technicznych np. zabranie kilku rowerów na pokład autobusu... luki bagażowe nie są z gumy :) Czasem po prostu mimo najszerszych chęci się po prostu nie da, więc nie krzyczcie na nas proszę :)
Lubię swoją pracę i właściwie mnie samego zdziwił powód, który podsunął bezwiednie pomysł na ten post… złapałem się na przeglądaniu ofert pracy… hmm czyżby podświadomość coś podpowiadała?? Podobno czasem jej szept zdradza chęci nim się jeszcze wyklują one w pełnej świadomości.
W innym temacie to wiecie, że weekend szykuje się upalny?? Ja już nie mogę się doczekać,  bo wyjątkowo mam cały wolny :) Pozdrowionka moi mili!!