sobota, 18 kwietnia 2015

Rehabilitacja zakończona złamaniem- szczegóły



Jeśli zainteresował Was temat z materiału kryjącym się pod linkiem zamieszczonym powyżej i chcielibyście poznać więcej szczegółów zapraszam do przeczytania niniejszego postu. Postaram się streścić w istotnych fragmentach niemal pięcioletni okres walki. W swoich postach czasem nawiązywałem bardzo oględnie do tego tematu unikając jednak z konieczności meritum.
W 2010 roku pojechałem na Obóz Aktywnej Rehabilitacji organizowany przez Fundację Aktywnej Rehabilitacji powszechnie znanej pod skrótem FAR. W trakcie krótkiego pobytu podczas ćwiczeń rozciągających z dwojgiem instruktorów/rehabilitantów doszło do złamania kości udowej- opis ćwiczenia przeczytacie w dalszej części postu. Do obozu przygotowywałem się kilka miesięcy samodzielnie oraz z rehabilitantami na wizytach domowych i w ośrodku rehabilitacyjnym w Michałowicach. Przygotowania były męczące, ale to akurat nie było dla mnie trudne, bo do codziennych ćwiczeń byłem przyzwyczajony od samego początku mojego życia na wózku. Piszę o tym, bo podczas całej historii z późniejszej korespondencji między mną a FAR zarzucano mi zaniedbanie fizyczne, mówiąc prościej, że nigdy nie ćwiczyłem. Nawet nie wiecie jak bardzo takie stwierdzenie „krzywdziło” moją rodzinę, która po urazie kręgosłupa poświęcała mi od samego początku maksimum czasu. Ćwiczyłem codziennie po kilka godzin zarówno czynnie jak i biernie, wiedzą o tym wszyscy znający mnie osobiście przez te wszystkie lata. Jedynym ćwiczeniem, jakim z przyczyn niezależnych (brak podjazdu na schodach, oraz bezpiecznej do treningu płaskiej nawierzchni) nie mogłem wykonać w szerszym zakresie było poruszanie się poza domem na trudniejszym terenie i na dłuższych dystansach wózkiem manualnym. Chciałem tą umiejętność podciągnąć właśnie na owym obozie rehabilitacyjnym w Ośrodku Przygotowań Olimpijskim w Spale. Na taki obóz pojechałem pierwszy raz i poza wiedzą o nauce jazdy wózkiem aktywnym nie posiadałem żadnych informacji. Z maila z opisem rzeczy, jakie trzeba zabrać ze sobą (sportowe ubranie, rękawiczki do jazdy, kąpielówki, czepek, strój na dyskotekę) domyśliłem się, że poza nauką jazdy prawdopodobnie będzie tam basen i dyskoteka.
Przez wiele lat życia na wózku nauczyłem się ostrożności w podejściu do okoliczności i miejsc, których nie znam, więc uczestnicząc we wszystkich zajęciach nie udawałem chojraka. Nie miałem potrzeby udowadniania czegokolwiek ani imponowania- wszystko spokojnie i zgodnie z moim wieloletnim doświadczeniem z ćwiczeniami, jako zdrowy wysportowany chłopak oraz rehabilitacją w stanie „innej mobilności”. Na obozie uczestniczyłem bez migania się we wszystkich zajęciach, poznawałem innych obozowiczów, rozmawiałem, żartowałem, śmiałem się… tylko raz jeden wykazałem głośno niezadowolenie podczas rozmowy z jedną dziewczyną z kadry. Nie pasowało mi leżenie zupełnie gołym na widoku wszystkich obecnych w pokoju kadrowiczów płci żeńskiej i męskiej… czy to dziwne? Zdaję sobie sprawę, że w przypadku ludzi mi podobnych (niepełnosprawnych) trudno w pełni o intymność, ale chyba można zachować, choć niezbędne minimum. Po mojej uwadze kadrowicze zwracali już uwagę by, ręcznikiem zasłaniać newralgiczne miejsca. Czy ten drobny szczegół może świadczyć o mojej głębokiej depresji?? Niestety taki stan psychiczny przypisali mi również farowicze w dalszym postępowaniu dotyczącym złamania. Przyjechałem na obóz w bardzo złym stanie psychicznym… dzień po tym jak wróciłem z wakacji życia, podróży poślubnej, którą mogliśmy spędzić w Nowym Yorku dzięki naszej przyjaciółce tam mieszkającej… dobre sobie… w życiu nie byłem tak pozytywnie podekscytowany, a oni mi depresję zarzucili…
Załamanie owszem przyszło, gdy z powodu złamania zostałem przykuty do łóżka na kilka miesięcy, skazany na długą rehabilitację po pierwszej operacji oraz bolesnych komplikacjach z zapaleniem złamanej kości i następnej operacji. Komplikacje trwają do dziś, ale ten najgorszy czas biorąc pod uwagę stan po każdej operacji, ból, miesiące z kombinacją antybiotyków, wszystkich powstałych z tego tytułu problemów trwały zbyt długo. Tyle kosztowało trzy dni pobytu na obozie… zamiast pójść do przodu uwsteczniłem się ze swoją sprawnością. FAR nazwał to drobną kontuzją… ehhhhh cisną mi się na usta niecenzuralne słowa. Wszystkie te problemy odbiły się bardzo mocno na mojej żonie i choć to mega silna kobieta czasem nie dawała rady. Nie wynosiliśmy problemów poza dom, więc o wszystkim widzą tylko najbliżsi… wolałbym o tym zapomnieć!! Jak wyglądało nasze życie i ile to kosztowało nerwów i pieniędzy łatwo sobie wyobrazić. Ubezpieczyciel FAR w ramach ubezpieczenia NNW wypłacił mi 600zł. Fundacja oddała mi 450 zł za podróż karetką z Tomaszowa do Warszawy, gdy wymusiła to krzykiem Monika podobnie jak wymogła na nich wypożyczenie czegoś, co miało robić za materac przeciwodleżynowy składający się z dwóch większych pompowanych poduszek Roho. Kiedy Monika zwróciła się do FAR z prośbą o pomoc w wypożyczeniu zaleconej przez lekarza szyny CPN służącej do bezpiecznej rehabilitacji kończyny fundacja przestała odpowiadać na maile. Chciałbym jeszcze dodać, że na obozie od razu po moim wyjeździe powiedziano wszystkim, że dostanę odpowiednie odszkodowanie… 600 zł jest takie? Poszła również plotka, że otrzymałem kilkadziesiąt tysięcy złoty z ubezpieczenia… wolne żarty!! Kierownik obozu, kiedy Monia spotkała się z nim odbierając moje rzeczy, gdy byłem na pogotowiu dojechał do niej na parkingu i na pytanie
- Możesz mi Robert powiedzieć, co się stało, że do tego doszło?
- Cóż ci mogę powiedzieć… Karolina popełniła błąd- odpowiedział Robert
Wszystkiego się wypał w sądzie, a jakby było mało jeszcze nakłamał w sądzie. Nawet w tym krótkim materiale na samej górze padło z jego ust kłamstwo! Podczas kiedy wykonywano ze mną ćwiczenia rozciągające na materacach obok było jeszcze dwóch kolegów i im nie zakładano nogi na nogę oraz nie dociskano tak jak miało to miejsce u mnie. Ze mną to ćwiczenie wykonywano tak że siedząc w pozycji siad z nogami wyprostowanymi jeden z rehabilitantów założył mi nogę na kolano ( tak jak widać na zdjęciu poniżej) po czym drugi rehabilitant klęczący za moimi plecami popychał swoim tułowiem mój tułów do przodu, a ręką docisnął moje kolano do materaca.
Przy pierwszej nodze powiedziałem, kiedy czuję dyskomfort i przestano dociskać. Przy drugiej nodze przy tym samym ćwiczeniu rozciągającym niestety nie zdążyłem powiedzieć dość… przy nacisku strzeliło głośno i noga opadła dziwnie na materac. Na początku rehabilitanci mówili, że może to coś drobnego… tak strzeliło jak czasem strzela w stawie… na pogotowiu rentgen pozbawił wszystkich złudzeń- spiralne złamanie z przemieszczeniem kości udowej.
Jak to wyglądało zerknijcie na zdjęcia na dole. Co było dalej??
- Operacja i zespolenie kości płytą
- Kilka miesięcy w łóżku bez możliwości zmiany pozycji
- Odleżyna na kostce i pięcie powstała pod gipsem
- Kilka miesięcy rehabilitacji
- Potem zapalenie kości i parę prób leczenia antybiotykami
- Środki przeciwbólowe, bez których nie funkcjonowałem…
- Kolejna operacja, (podczas, której na sali operacyjnej przewinęło się słowo gangrena) Podczas operacji byłem w pełnej świadomości i słyszałem wszystko… np. skrobanie kości…
- trzy miesiące antybiotyku (Augumentin i Metronidazol razem)
- Kolejna długotrwała rehabilitacja nogi, która już nigdy nie będzie się zginać jak przedtem
- Psychika w rozsypce (moja i żony)
- Spastyka niedająca spokoju ani w dzień ani w nocy
- Problemy z wykonywaniem wielu czynności
Co na to FAR?? Nawet nie było przepraszam… Po prostu przestałem dla nich istnieć. Jedyny kontakt to korespondencja w sprawie odszkodowania, w której oczywiście nie poczuwają się do żadnej odpowiedzialności. W moich listach zawarta była chęć mówiąc najprościej dogadania się, ale nikt z ich strony nawet nie wyraził zainteresowania.  Zastanawiam się, po co fundacji ubezpieczenie OC skoro w razie wypadku robią wszystko by nie zapłacić nawet złotówki. Sprawa trafiła do sądu w ostatnim dniu… przed przedawnieniem, może właśnie do tego dążyli hmmm?? Wiem, że nie jestem jedynym poszkodowanym na obozach FAR, ale milczenie na ten temat jest wręcz nieprawdopodobne. Z takich ciekawostek z pola sali sądowej! Pomimo uczestnictwa na Obozie Aktywnej Rehabilitacji organizowanego przez Fundację Aktywnej Rehabilitacji i wykonywaniu w konkretnym przykładzie ćwiczeń rozciągających przy czynnym udziale i asekuracji dwóch osób o wykształceniu rehabilitacyjnym jak twierdza wymienieni przed chwilą NIE BYŁA TO REHABILITACJA- jak stwierdzają rehabilitacją aktywna nie jest rehabilitacją… rehabilitacją medyczną, ćwiczenia rozciągające na tych obozach nie są rozciągającymi, a to co wykonywali ze mną było tylko przygotowaniem do zakładania buta. Jeśli coś Was zadziwiło doczytajcie jeszcze kolejne zdania. Kierownik obozu stwierdził, że kiedy przyjechałem na obóz nie potrafiłem nic… w trakcie pobytu zrobiłem ogromne postępy… ha ha ha (smutne ha ha ha) czyli przez siedemnaście lat nie miałem żadnych postępów, a oni w TRZY dni nauczyli mnie wszystkiego… cudotwórcy!! Dla niewtajemniczonych… okazuje się, że instruktorem w FAR może być każdy, kto tylko zechce, wykształcenia nie ma dla nich znaczenia. Na obozie nie było ani jednego magistra rehabilitacji o lekarzu nawet nie wspomnę… Ubezpieczenie uczestników NNW opiewało na kwotę 5 tysięcy złotych… żeby wypłacili całość pewnie trzeba by opuszczać obóz w czarnym worku. Wiem, że wielu entuzjastów fundacji, szczęśliwców, którym nigdy nic się nie stało przy ich udziale „powiesi na mnie psy”, ale może znajdą się też tacy, co zrozumieją mnie w pełni.

Mimo wszystko powiem, że założenia i praca FAR ma sens- oby tylko się opamiętali i zaczęli robić to tak jak trzeba. Przede wszystkim odpowiednia do zadań kadra, opieka medyczna z prawdziwego zdarzenia i ODPOWIEDZIALNOŚĆ!!! Jeśli popełni się błąd trzeba umieć się uderzyć w pierś. Nic się jednak nie zmieni dopóki takie przypadki jak mój będą owiane milczeniem. Już na koniec powiem, że nie poddamy się tak łatwo… pomimo strachu przed przegraną i finansową klęską gdyby tak się stało… Dziękuję WSZYSTKIM za pomoc i wsparcie, dziękuję TVN-TTV za materiał, który obejrzeliście na początku.
Na koniec kilka zdjęć... tak to wyglądało...
Pierwsza operacja


Druga operacja

6 komentarzy:

  1. Mnie też właśnie czeka rehabilitacja i szukam dobrego ośrodka. Słyszałam wiele pozytywnych opinii o tym miejscu https://carolina.pl/rehabilitacja/ , czy może ktoś tutaj przechodził rehabilitację?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu nie byłem, ale jak sądzę powinno być całkiem dobrze. Słyszałem już dawno o Carolina Medical Center. Niedawno byłem w CKR Konstancin i pod względem rehabilitacji podobało mi się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję🙂 Pozdrawiam z wzajemnością.

      Usuń
    2. Dziękuję🙂 Pozdrawiam z wzajemnością.

      Usuń