poniedziałek, 18 maja 2009

propozycja

Minął weekend. Pogoda troszkę mnie rozczarowała bo sami wiecie jaka była sobota. Mówiąc szczerze spodziewałem się pięknego słonecznego dnia i długiego spaceru a tymczasem było tylko ćwiczenie i sprzątanie w domu. Dobrze że humor mimo wszystko dopisywał nam : ) Baaaaardzo podobała mi się jedna propozycja Miśki
- To ty sobie przejedź do kuchni strzel piwko a ja odkurzę w tym czasie…
Panowie miód na uszy co?? Hi hi Po browarku był pyszny obiad przepisu Moni z odrobiną kadarki- jami mmmm tylko co z moim odchudzaniem? No dobra od dziś!!! Sobota zeszła w domu ale trudno. Szczęśliwie niedziela już nie była deszczowa i udało nam się wyskoczyć. Może nie było szczególnie duszno ale w centrum handlowym nie miało to szczególnego znaczenia. Aby tam dotrzeć postanowiliśmy ruszyć komunikacją miejską i w odróżnieniu do Skarżyska nie było to wcale trudne bo niskopodłogowe autobusy kursowały co parę minut. Bardzo mi się podobało że nie był z tym problem i to że kierowcy uprzejmie i ze zrozumieniem pomagali otworzyć rampę i wyjechać. Mówiąc szczerze jechałem takim transportem pierwszy raz od czasu gdy wózek stał się moją mobilną koniecznością. Rozśmieszył mnie na przystanku pewien pan którego nadejście słyszeliśmy nim jeszcze można było go dojrzeć. Pomstował na czym świat stoi że z powodu remontu drogi musiał przejść się dwa przystanki piechotą. Oj jak on „wychwalił” rząd a w szczególności premiera Tuska hi hi. Słowa na k i na p latały że hej ale gdy podjechał autobus pan uprzejmie zaproponował mi pomoc w dostaniu się do autobusu. Dalsza droga była równie dostępna dla wózkowiczów i co jest dla mnie nowością właściwie wszędzie jechałem bezpiecznie chodnikami. Nawet przejścia podziemne wyposażone w windy bardzo ułatwiały przedostanie się na dtugą stronę. Po centrum poruszałem się elektrykiem więc mogłem sobie swobodnie z Monią śmigać po sklepach. Zakupów nie robiliśmy wielkich ale mam nowe buty i czapeczkę a deser i kawa uprzyjemniła cały wypad.

piątek, 15 maja 2009

WEEKEND

Weekend!!! Troszkę nie mogłem się już doczekać… pewnie jak wszyscy : ) Nim jednak oddam się nastrojowi wolnych dni ponarzekam troszkę. W pracy poszło nędznie i przyznam iż jest w tym odrobinka mojej winy. Chciałem postawić na swoim i po konsultacjach z pomocą merytoryczną wyszło że mam rację ale już weryfikacja przyznać jej nie chciała. Nic to… raz na wozie raz pod wozem…
Dzień nie był szczególnie udany ale życzyłbym sobie aby zakończył się tak jak zaczął się poranek. Śmialiśmy się z Monią do łez poruszając pewien temat. Zjedliśmy śniadanko w łóżku i w zasadzie po tym zaczęła się już ta mniej wesoła proza życia. Przygotowania do pracy itp. Teraz już czas wolny!!! Życzę wszystkim miłego i wesołego wypoczynku. Jeśli zdołam to odezwę się jutro. Papatki.

wtorek, 12 maja 2009

kot

Zacząłem dziś dzionek wcześnie ale i tak poza pracą niewiele zrobiłem. Muszę zmotywować się i zorganizować rozkład dnia tak aby nie mieć poczucia że zmarnowałem czas.
Dziś kupiliśmy nowe opony i dętki do wózka. Nawet założono je nam i napompowano na miejscu. Dobili w nie 10 atmosfer :) przy wcześniejszym pompowaniu miałem raptem półtorej… podobno właśnie słabe ciśnienie było przyczyną przedwczesnej awarii. Ten sam czynnik równie skutecznie utrudniał jazdę na wózku.
Przymusowo siedzę jeszcze w necie bo dziewczyny wyskoczyły na dalsze zakupy. Towarzyszy mi Garfield… kot który w ostatnich dniach pokazuje dwie natury- leniwca i zwariowanego zwierzaka zależnie od ochoty. Czasem chce mi się z niego śmiać kiedy zaczyna szaleć dla zabawy.
Zamykam zaraz kompa bo chyba trzeba odpocząć od niego przed jutrem a coś czuję że znów czeka mnie rano przeprawa z weryfikacją w pracy. Dziś udało mi się wygrać i dojść swojej racji ale na koniec pracy ponownie pokusiłem się o wrzucenie czegoś technicznie kłopotliwego… No nic… zobaczymy czy to się i tym razem opłaci.

niedziela, 10 maja 2009

jestem

Niedziela. Troche kapie z nieba ale tym razem mnie to cieszy. Ładna pogoda zachęcałaby do spacerku a niestety wczoraj wentyl z koła mojego wózka przy pompowaniu stał się bardziej mobilny… Został w uchwycie pompki. Będzie mały problem bo jest to nietypowa dętka ale w Warszawie do rozwiązania w szybkim tempie. W Skarżysku czekałbym na dostarczenie opony i dętki kilka dni. Jutro dojedzie do nas elektryk więc i tak będzie rozwiązany problem z wyjściem.
Muszę się pochwalić że znów zacząłem regularnie ćwiczyć i jak sądzę znajdę na to trochę czasu niemal każdego dnia. U nas wciąć wolny czas wykorzystywany jest na rozpakowywanie więc póki co poznać dokładniej dzielnicy nie mogłem. Pewnie dokładniejsze spacerki zacznę uskuteczniać już elektrykiem. Dziś już nie zostało się wiele dnia więc jakieś do dobre jedzonko film i może coś na rozluźnienie uprzyjemni wieczór. Zmykam zaraz z netu bo wykorzystałem chwilkę kiedy dziewczyny wyskoczyły do sklepu aby napisać do Was. Na koniec powiem jeszcze że u mnie wszystko ok. i bardzo się cieszę że jestem tu Miśką.
Cześć. Dziś tak na szybko bo mam zamiar wyskoczyć na troszkę z domu skoro słoneczko świeci. Jak zwykle w poniedziałki piszę o naszym weekendzie- dziś nie może być inaczej. Pominę piątkowy wieczór choć także było fajnie. Sobotę zaczęliśmy według planu spiesząc się na pewną wystawę. Oczywiście jak to u nas odrobinę późno wyszliśmy z domu więc niewiele zdołaliśmy zobaczyć natomiast przy moim farcie udało mi się coś popsuć. Nooooo może nie dokładnie ja niemniej jednak w trakcie gdy tego używałem. Elektryczny podest którym zjeżdżałem w dół schodów padł na ostatnich centymetrach „podróży”- w efekcie musieli mnie panowie z ochrony wyswobodzić z pułapki : ) Wiecie co?... dziwię się że państwowa instytucja potrafi kupić taki bubel… wydaje mi się iż nie wydali na nią wiele ale cena idzie w parze z jakością. Nie sądzę by była to oszczędność niestety.
Wracając do domu zobaczyłem coś co do dziś krąży mi w myślach… bezdomny niepełnosprawny człowiek śpiący pod krzakiem. ????? jak można tak żyć??? To jego własny wybór czy też zły los?. Nie wiem ale ja chyba po tygodniu takiego życia stukałbym do bramy św Piotra.
Rześko już na dworze. Dobrze że większe sklepy otwarte są do wieczora to można poszwendać się troszkę między półkami- kupiłem sobie fajny golf:) będzie mi cieplutko na zimowych spacerach.
Niedziela hmm z jednej strony bardzo leniwa a z drugiej… Faktem jest że spędziłem ją niemal całą w łóżku ale poćwiczyłem wreszcie sowicie. Dziś nic mnie nie boli więc może kontuzja zaleczona. Wieczorem ostrzygłem się do mojej ulubionej fryzury z czego ja się cieszę a Monia robi niewyraźne miny :) jestem ogolony na łyso. Dobrze to tyle relacji na dziś

piątek, 8 maja 2009

nowy dom

Minął prawie tydzień mojego pobytu w Warszawie. W tej chwili nie mogę powiedzieć że moja tu aklimatyzacja jest już faktem ale na pewno nie przechodzę jej źle. Wczorajszy post zakończyłem informacją iż wybieramy się na zakupy i pochwale się hi hi kupiłem nawet sam ser!! Najbardziej podobało mi się to że mogłem jeździć tam o własnych siłach zwykłym wózkiem. Równe podłogi i brak dywanów ułatwiają to znacznie. Będę tam czasem zachodził poćwiczyć. Za chwilkę mam obiad a potem spacerek więc póki co papa.

czwartek, 7 maja 2009

Cześć. Piszę tak na szybko bo właśnie zakończyłem pracę a czeka mnie coś arcypilnego… W pracy mogło być lepiej ale narzekać nie mogę… no może tylko na kogoś z współpracowników który wykorzystał moje niedopatrzenie i podkradł moje przetargi. Trudno… raz na wozie raz pod wozem. W domu wszystko dobrze i tylko brak czasu na relaks przy tej przeprowadzce. Szczęście że ta pogoda kuleje w ostatnich dniach. Muszę wreszcie zebrać się na mały rekonesans po okolicach. Szkoda tylko iż tak naprawdę brak konkretnego celu tych wycieczek. Nie znam tu jeszcze nikogo z kim można by pospacerować. Zmykam za chwilkę na obiadek. Do zobaczyska jutro.paaaa aaaa właśnie dowiedziałem się że wyskoczymy na zakupy.

poniedziałek, 4 maja 2009

WARSZAWA

Do Warszawy dojechaliśmy po zmierzchu.Jechaliśmy do nowego domku rozpakować rzeczy. Kiedy to nastąpiło pojechaliśmy dostarczyć pewną przemiłą przesyłkę na miejsce ;) oraz obejrzeć centrum miasta jadąc jego ulicami. Na parking pod naszym blokiem dotarliśmy po 23ej.Już na pierwszego spojrzenia zauważyłem na tym osiedlu dbałość o brak barier architektonicznych. Nawet najmniejszy schodek posiada łagodny podjazd i przynajmniej w zasięgu moich oczu nie widziałem miejsca do jakiego nie mógłbym dotrzeć wózkiem- to chyba największy plus dużego miasta. W nowo budowanych mieszkaniach także widać zmiany. Szerokie drzwi brak progów i przestronne pomieszczenia. W tej chwili tylko pakunki z przeprowadzki przeszkadzały poruszać się swobodnie. Niemal do trzeciej nad ranem jeszcze siedzieliśmy i rozmawialiśmy o różnych sprawach…
Niedziela podwójne święto- nie mieliśmy czasu na odpoczynek… ale było kilka miłych chwil dla nas obojga :) Kiedy zmienia się tyle w pozytywnym znaczeniu wiele rzeczy znów staje się pierwszymi. Pierwszy wspólny poranek, posiłek itp—pierwszy na wspólnym mieszkaniu. Kończąc już powiem tak- nie wiem czy poczuję się kiedyś warszawiakiem ale mam nadzieje że miasto to będzie dla mnie-nas szczęśliwe.

WYJAZD

Noc przed odjazdem miałem raczej krótką. Przyśniła mi się mama… ze snu zapamiętałem że zakryła dłońmi oboje oczu. Nie mówiłem o tym nikomu by nie doszukiwali się z niego jakichś ukrytych znaczeń. Fakt że sam byłem zaskoczony tym snem i jeszcze w nocy trochę o nim myślałem… Raczej nie jestem z tych co dopatrują się w snach czegokolwiek poza fantazją obrazów uśpionego umysłu ale od soboty zmienię zdanie…
Ze skarżyska wyjechaliśmy tuż przed dziewiętnastą i nawet jakaś obca kobieta stojąca na przystanku żegnała nas mocno machając ręką… - Chyba macha na stopa -stwierdziliśmy zgodnie. Jednak po ujechaniu może pięciu kilometrów zaczęliśmy zastanawiać się dlaczego kierowcy jadący z naprzeciwka pozdrawiają nas mrugnięciem długich świateł. Coś było u nas nie tak… Monia stanęła na poboczy by spojrzeć na przód samochodu. Okazało się że z jakiegoś powodu obydwa deflektory przestały sobie świecić. Szybką decyzją zawróciliśmy do Henia Moni kuzyna i mechanika samochodowego. Już nie raz pomógł nam rozwiązać tego typu problemy od ręki i tym razem mimo długiego weekendu nie zostawił nas bez pomocy. Szybko zdiagnozował przyczynę awarii- przepaliły się obydwie żarówki świateł mijania. Kurcze jedna byłaby normalna ale dwie na raz? Trzeba mieć farta no nie? W jednej chwili te obydwa reflektory skojarzyłem ze snem w którym mama zasłaniała oczy dłońmi hmm przypadek? Być może ale nie wydaje mi się.
Awaria była usunięta błyskawicznie i w dalszej drodze nie wydarzyły się już żadne nieprzyjemne niespodzianki. Przywitał nas znak powitalny Warszawy

CHLEWISKA

Cześć.Minął długi weekend w którym sporo się wydarzyło… Zaczynając od początku- piątek był dniem organizacyjno rozrywkowym. Dostarczyliśmy fotel i elektryka do muzeum w Chlewiskach gdzie oczywiście nie mają służyć jako eksponaty. Docelowo zostały tam aby poczekać na transport do naszego nowego domku (dziękuję Marzenko za załatwienie tej sprawy :*) Do tej małej wycieczki dopisał nam się w ostatniej chwili tata więc pobyt przedłużył się znacznie. Tata oprowadził nas w Chlewiskach po miejscowej nekropolii gdzie pochowani są jego dziadkowie. Zajechaliśmy też na mały ale dosyć urokliwy szydłowiecki rynek gdzie skosztowaliśmy pysznego loda. Nie mogę nie wspomnień też o jednym miejscu które odwiedziliśmy… miejsce w którym zakończyło się moje pełnosprawne życie… Nigdy nie miałem chęci tu wracać ale nie było tak strasznie jak spodziewałem się widząc to miejsce… Monia wrzuciła grosik do wody i prosiła w cichej modlitwie by zostało mi zwrócone to co straciłem w tym miejscu wiele lat temu. Chciałbym aby tak się stało ehhh…
Wracając do skarżyska odwiedziłem grób mamy gdzie z kolei ja poprosiłem o opiekę i choć trudno w to uwierzyć długo nie musiałem czekać na jakiś znak ( ale o tym później). Wróciliśmy do domu na obiad i ruszyliśmy w dalszą drogę. Razem z Moni mamą odwiedziliśmy grób jej dziadka. Właściwie to było tyle zaplanowanych spraw na ten dzień ale że była majówka to zdecydowaliśmy się jeszcze na kiełbaskę z grilla. Tak też się stało i choć był to najkrótszy grill w życiu było miło spędzić więcej czasu w towarzystwie teściowej ( super kobieta z fajnym humorem i podejściem do życia) Zdążyliśmy tylko zjeść kiełbaskę i ewakuowaliśmy się do domu bo niektórym z nas było chłodno przy wietrznej pogodzie. W mieszkaniu już popijając ciepłą herbatkę oddaliśmy się wesołej pogawędce o starych czasach.
Sobota od rana miała przebiegać w gorączce wyjazdowego pakowania. Poszło sprawnie i w okolicach godziny szesnastej byliśmy gotowi do odjazdu. Poszło mi to łatwiej bo w domu została Kasia oraz wujek Krzyś z Agą i Patką- przynajmniej na tą pierwszą chwilę tata nie został się sam w domu. Mam wielką nadzieję że odnajdzie się szybko i mimo wszystko polubi nową rzeczywistość w której już nie ja będę punktem wokół którego wszystko się działo.
Ruszyliśmy w drogę żegnając się jeszcze z kilkoma bliskimi osobami. Tak się złożyło iż spotykaliśmy wszystkich jakby na zamówienie. O dalszych wydarzeniach opowiem w następnym poście więc zapraszam zainteresowanych do odwiedzin strony :)