niedziela, 29 września 2013

Wam wszystkim życzę tego samego



Jak ja lubię towarzystwo kobiet :) Miło spędziliśmy ten weekend goszcząc Beatkę. Były żarty, dobry drink i świetny owiany optymizmem film, w którym piękne krajobrazy dodawały wizualnego uroku. Oglądając je zazdroszczę tym, którym nie są one obce. Szkoda, że my ziemianie nie możemy zobaczyć, choć raz w życiu każdego z nich. Dziś przynajmniej w teorii jesteśmy w stanie przemieszczać się z jednego krańca naszego globu w drugi bez większego wysiłku. Niestety finansowy hamulec skutecznie niweluje podróżnicze zapędy. Moim majątkiem mógłby być paszport pełny pieczątek :)

Tymczasem wracam na twardy grunt do naszej polskiej rzeczywistości i jesiennej aury. Przeziębienie mija i jeszcze dwa dni wolne od pracy na zakończenie kuracji. Może jest szansa, że wreszcie wrócę do budowania formy… kolejny raz od wielu miesięcy. Mam wrażenie, że wielomiesięczna walka z zapaleniem i operacja pozostawiła na moim organizmie pewne piętno.
Cóż… człowiek w tym wieku nie regeneruje się już tak szybko. Niebawem muszę zmierzyć się z powrotem na parapodium, zrobię to z duszą na ramieniu. Strach przed nawrotem zapalenia, stan kości uda po tych wszystkich okropnych perturbacjach tak średnio mnie nastraja. Niestety nie ma wyjścia jak podjąć ryzyko- wóz albo przewóz :( Mam nadzieje, że wszystko się dobrze ułoży, że kłopoty zdrowotne opuszczą mnie na bardzo bardzo długo. Z resztą niech już wreszcie wszystko, co obrzydza życie omija nas z daleka!! Wam wszystkim życzę tego samego.

środa, 25 września 2013

Smakuje dobrze w każdej postaci ;)


Użytkowanie działki ma swoje plusy :) W tym okresie sezonu przyroda szczodrzy pnącą roślinką, która obdarzone słońcem rodzi pyszny owoc w kiściach.

Cały w nim ten urok, że poza słodkimi, fioletowymi kuleczkami zdatnymi do spożycia natychmiastowego, przy odrobinie starań oraz cierpliwości można wyczarować rubinową ciecz zwaną winem. Taki trunek może stać się chlubą gospodarzy i specjalnym, powitalnym starterkiem dla znamienitych gości. Nim jednak takim się stanie należy poczynić kilka przygotowań.
Pierwszym krokiem szczególnie, gdy jest się początkującym wytwórcą jest wizyta w odpowiednim sklepie. Efektu wizualnego dostarcza wiklinowe ubranko.
 
Jak widać na załączonym obrazku bezpieczeństwo ponad wszystko :)Pasażer bezpieczny, gotowy do podróży.

Teraz można przystąpić do rytuału…Przepis jest prosty i trochę intuicyjny, bo przecież, co osoba to inna receptura. W dobrym tonie jest stworzenie własnej tajemnej receptury.

 Nim przyjdzie czas oceny szlachetnego płynu oraz trafności proporcji składników tajemnej mikstury niestety należy uzbroić się w kilkumiesięczną cierpliwość, a póki co musi wystarczyć ta twórcza melodia plum… plum.. plum... W finalnej formie nasz nowy nabytek Leon pracuje sobie w swoim narzuconym przez samego siebie rytmie :) Osobiście chyba najbardziej w tym wszystkim podoba się praca twórcza i odrobina niepewności domowo-amatorskiej kreatywności. Mam nadzieję, że efekt końcowy będzie zacny dla podniebienia i sprawi, że chwile z nim spędzone dostarczą wesołych momentów ;)

piątek, 20 września 2013

Ciekawe czy...

 Miałem dziś zaskakująco słaby poranek. Chyba moje zdrówko jeszcze odczuwa trudy kilku miesięcy walki z zapaleniem kości kolana i uda. Operacja też nie przeszła bez echa… trudno mi się pozbierać i szybko regenerować siły. Nie chcę już chorować :( Chcę wreszcie zacząć normalnie ćwiczyć i zadbać o wzrost formy zamiast podnosić się ciągle z najniższego pułapu.
W tym samym temacie, ale z innej beczki. Wczoraj Monia zaciągnęła mnie jak zawsze po ciężkich pertraktacjach do lekarza… jak zwykle była świadkiem małego cudu, bo ja na słowo lekarz zawsze zdrowieje i czuję się już o niebo lepiej ;) Monia chyba jednak nie wierzy w cuda, bo koniec końców i tak odwiedzam kolejne gabinety medyczne i przychodnie.
Czasem jest to dosyć ciekawe studium ludzkich charakterów, przebiegłości i asertywności w czystej postaci. Zdecydowany prym niestety niechwalebny wiodą kobiety (ale to może być związane z większą ilością :) „cudów” podobnych do moich)… najczęściej w wieku wskazującym na zdobyte już doświadczenie w używaniu łokci oraz forteli. To właśnie tym osobom zawsze się spieszy, są najbardziej potrzebujący… możesz mdleć pod gabinetem z poczuciem skanowania wzrokiem, w którym niemal czuć stwierdzenie- „pewnie udaje żeby przeskoczyć w kolejce”. Tu zazwyczaj widzę chwyt obronny w kierunku cierpiącego
- Ja tylko receptę przedłużyć i wychodzę- mówi ona lub on wymijająco w razie gdyby ktoś miał zapytać czy mu ustąpi.
Jeszcze nigdy nie widziałem żeby faktycznie weszli i po trzech minutach wyszli. Natomiast, gdy to już wreszcie następuje widać wyraźne rozluźnienie i tryumf z zajętego miejsca w wyścigu do gabinetu. Nawet budzą się wtedy ludzkie odruchy…
- Niech pani/pan wejdzie już do gabinetu, bo wygląda pani jakby miała zaraz zemdleć.
Zadziwiającym jest, że ci którzy są najbardziej schorowani mają w sobie duży poziom cierpliwości hmmm a może raczej bezsilnej rezygnacji i poddają się twardym łokciom tyle razy ile trzeba. Osobiście zawsze czekam na swoją kolej cierpliwie, nawet czasem uda mi się wyłowić coś wesołego z takich wizyt. Wczoraj na przykład rozbawiła nas pewna mama z tak około dziesięcioletnim synkiem. Czekała na kolej do swojego (czytaj kobiecego) lekarza siedząc w pomieszczeniu obok drzwi gabinetu z samolotem. Kiedy przyszła jej kolej poderwała się energicznie witając już ręką klamkę drzwi gabinetu, gdy usłyszała za sobą…
- Mamo mogę wejść z tobą…-  pytał chłopiec z miną spaniela
- Nie- u słyszał stanowczy sprzeciw- mamusię teraz będzie badał doktor i nie możesz
Chłopiec był wyraźnie zawiedziony i chyba nie do końca rozumiał, o jakie badanie mamie chodzi. Ciekawe czy poszerzył potem swoją wiedzę pytaniem do mamy o badanie??
Kończąc temat powiem tylko- dbajcie o siebie żeby nie doświadczać zbyt często wycieczek do tych instytucji!!

wtorek, 17 września 2013

Jak ja się...

... źle się czuje... kaszel, gorączka, zasypiam na siedząco... gdybym się położył kaszel męczyłby tak, że o śnie zapomnij!! Pochłonąłem już wszystko co się dało na dolegliwości z efekty niewielkim... jeszcze mi tylko zostało zastosować upuszczanie krwi... ile trzeba upuścić żeby nie przesadzić??

poniedziałek, 16 września 2013

Będzie dobrze- musi!!



Witam serdecznie w nowym dniu tygodnia. Nie wiem jak Wam, ale mi dziś wyjątkowo nie przypadł do nastroju poniedziałek. Nie dość, że szaro za oknem to jeszcze łapie mnie jakieś przeziębienie. Zastanawiam się tylko skąd ja je załapałem skoro nie wychodziłem z domu od niemal od dwóch tygodni, nie zauważyłem też nikogo w moim otoczeniu z objawami choroby. Kategorycznie i niezaprzeczalnie prawdę mówi powiedzenie, że zdrowie jest najcenniejszym skarbem, jaki posiadamy. Jeśli ono szwankuje nic nie cieszy jak powinno, a wręcz przeciwnie zniechęcenie do wszystkiego narasta.
Właśnie robię to, czego nie cierpię i czego obiecam sobie nie robić w tym miejscu-MARUDZĘ.
Koniec, zatem naszego narodowego nawyku na dzień dobry!!! Nie będę szukał w myślach daleko, aby znaleźć coś bardziej optymistycznego. Wystarczy przypomnieć sobie sobotę i naszych gości, których zaprosiliśmy na obiad. Chyba pierwszy raz od dawna poczułem tak optymistyczną atmosferę. Wiem, że to odczucie oparte było przede wszystkim o małe wydarzenie, które może i mam nadzieje w niedalekiej przyszłości stanie faktem. Własny kawałek przestrzeni na tej ziemi, który wymyka nam się od dłuższego czasu… Musi się udać… kłopoty ze zdrowiem i pracą PRECZ!! Będzie dobrze!!!

piątek, 13 września 2013

Marzenia o...



Cześć Wam :)
To co???... piąteczek??... trzynastego… aaaaaaaa tam, my nie Templariusze bać się nie musimy. Nim zacznie się jednak weekend jeszcze druga zmiana w pracy, więc na odpoczynek dopiero przyjdzie pora. Troszkę wizję lenistwa burzy mi dzień pracujący w niedzielę, ale cóż… jakoś zleci.
Wczoraj z Monią puściliśmy wodze fantazji- co byśmy zrobili gdyby nasz majątek nagle powiększył się do nieograniczonych możliwości. Postawienie mnie na nogi i powrót do zdrowia to oczywiście pierwsza myśl Moni i moja, ale chciałem napisać w oderwaniu od mojej niepełnosprawności. Zgodnie przyznaliśmy, że zobaczenie na własne oczy najpiękniejszych zakątków świata byłoby tym czymś wymarzonym.
Oczywiście nie takie na szybko z terminem odjazdu na plecach, ale pozwalające się nacieszyć każdym miejscem do syta.Takich miejsc wartych zobaczenia jest bardzo dużo, więc zwiedzanie naszego globu zajęłoby sporo czasu.  Znaleźliśmy też kilka materialnych próżności, ale one nie przebiły podróży. Pomyśleliśmy też o gronie bliskich nam ludzi, bo cieszyć się z czegoś tak samemu nie jest do końca fajnie. Mamy już wszystko zaplanowane :), potrzebna jest teraz tylko fortuna!!!
Przy okazji naszych fantazji podróżniczych i zwiedzaniem miejsc na ekranie komputera wpadł mi pomysł na kilka postów. Pomysł wydaje mi się fajny i może jak starczy czasu i „literackiej” kreatywności zmierzę się z nim.
Tymczasem Kochani życzę Wam już końca pracy z zamknięciem spraw tak by weekend był cały na luzie!! Miłego odpoczynku.

czwartek, 12 września 2013

Z myślą o wiośnie




Na ostatni dzwonek, ale udało się :) Nie przypisuję sobie tego sukcesu, bo to Monia wykonała 90% pracy przy mojej minimalnej pomocy. Dokumenty poszły… Teraz wiele będzie zależeć ode mnie i jedyny problem w tym, że niechętnie wrócę do tematu, o którym wspominać po prostu przykro. Aby nie psuć sobie humoru na chwilę jeszcze zamknę w pamięcią tą szufladkę bez rozpisywania się.
Chyba zrobiło się troszkę rześko i zaczyna pachnieć jesienią?  Tak jeszcze „babie lato” , ale ono zarówno krótkie jak i kapryśne więc cóż nostalgiczna pora roku za pasem. Nie chcę Was dołować, ale wybaczcie, że wyrażę swoje zdanie- kolorowa to pora roku, lecz jest to tylko mały akcent przed przejściem w fazę agonii żywo zielonej przyrody. Potem dłużący się czas letargu pod znakiem chłodu i niedosytu światła słonecznego.
Już chyba widać, że nie cierpię jesieni i zimy? Mimo to widzę i plusy tej pory roku- więcej snu, czas na dobry film czy książkę itp. Każdy zdoła znaleźć swoje pozytywy będące kluczem do przetrwania tego okresu. Ja jak zawsze jeśli tylko zdrówko pozwoli, a w szczególności ta połamana noga, która zniweczyła moje ubiegłoroczne plany zajmę się na ostro ćwiczeniami. Jeśli mi się to uda wiosenną porą wystąpię w nowej odchudzonej i silniejszej wersji Tomka :) 
Myślę sobie też o dłuższych weekendowych porankach spędzonych z żoną w pieleszach ;) bez wyrzutów sumienia, że traci się dzionek na wylegiwanie.
Tymczasem jeszcze kilkanaście tygodni, więc przestrajajmy się na chłody bez pośpiechu. Uśmiech i dobre towarzystwo poprawi nastrój jak zawsze :)