Jestem niefanatycznym katolikiem… chrześcijaninem, któremu
dialog bliższy od ognia i miecza. Narzucanie komukolwiek, w jaką bądź stronę
aspektów religijnych, politycznych czy społecznych jest jak uważam naganne. Pod
względem rasy, religii, ideologii, preferencji seksualnych jestem bliżej braci
Rastafarianów, dla których pokój, tolerancja i brak uprzedzeń jest główną
doktryną.
Może nie do końca zgadzam się z modelem pełnej rodziny gdzie
rodzicami są tylko dwie kobiety czy dwóch panów, ale już na pewno życie par
homoseksualnych nie wzbudza we mnie żadnych emocji. Wydaje mi się, że model
rodziny, w której dziecko poznaje świat zarówno od strony mamy jak i taty jest
pełniejszy. Nie mam na ten temat wiedzy naukowej lub twardych argumentów od drugiej strony, więc nie będę bronił tego
przekonania zajadle, ale z własnego życia wiem, iż posiadłem przez lata
dziecięce cząstkę charakteru zarówno mamy jak i taty. Mogłem obserwować podejście do różnych sytuacji na przykładzie kobiety i mężczyzny. W wieku dojrzalszym
miałem możliwość wybrania tych cech rodziców, które podobały mi się najbardziej
u Obojga i które uważam za szczególnie warte powielania oraz przekazania
własnej rodzinie.
Brak edukacji właśnie w kierunkach nazwijmy spornych budzi
wrodzoną nietolerancje. Nie mówię o przekonywaniu w jedną czy drugą stroną, ale
o zaznajomieniu z tematem w taki sposób, aby przynajmniej wiara, kolor skóry
czy preferencje seksualne nie wzbudzały skrajnej agresji. Dlaczego mam nienawidzić
kogoś, kto nic złego mi nie uczynił? Zrozumienie i wiedza jest kluczem do wszystkiego.
Dlaczego tak myślę?? Podam przykłady, które znam…
Słyszałem wielokrotnie jak za córką moich sąsiadów biegało
grono dzieciaków z okrzykiem „dziecko z probówki, dziecko z probówki”… Jak
myślicie, od kogo to usłyszeli i czy to była właściwa dla nich nauka? Jestem
pewien, że w tym momencie ta śliczna, zdrowa i inteligentna dziewczynka była
dla nich człowiekiem drugiej kategorii.
Z innej beczki… mam w swoim gronie znajomych pary
homoseksualne, które nie epatują swoimi preferencjami… po prostu są miłymi
ludźmi. Ani oni mnie ani ja ich nie muszę, a nawet nie chcę do niczego
przekonywać lub nawracać.
I jeszcze jeden przykład- znam historię z pierwszej ręki
chłopaka, którego mama żyła w związku lesbijskim i niestety największym tego
problemem dla niego samego było wytykanie palcem, docinki rówieśników. Zawinił
im czymś? Czy zawiniła im czymkolwiek jego mama?
Co jest tak naprawdę naganne i złe? W życiu społecznym
przeraża mnie fala pedofili, przemocy szczególnie na dzieciach często
prowadzących do zgonu, fanatyzm religijny, którego skutkiem jest śmierć niczemu
winnych ludzi czy bieda i głód, a nie uczucie dwojga ludzi choćby tej samej
płci. Dla mnie samo dyskutowanie czy to jest normalne czy nie jest zwykłym
„laniem wody na młyn” i nakręcaniem tematu, który jest, był i będzie wpisany w
każdym społeczeństwie bez względu na kolor skóry czy język. Żyjmy i dajmy żyć,
a odmienności nienaznaczać piętnem , ale chęcią zrozumienia
obdarzyć. Pamiętajmy, że będąc np. w innym kraju z inną kulturą sami stajemy
się odmienni, więc tratujmy się tak jak sami chcielibyśmy być traktowani. Może to
banał, ale dobry świat trzeba zacząć zmieniać od samego siebie!!!
Przepraszam… rozpisałem się, a miał być tylko krótki post pod
filmikiem który wstawiła znajoma na Fb… w tej formie pasował bardziej na bloga
niż tam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz