sobota, 15 maja 2010

Cześć. Intensywny weekend za nami. W sobotę było coś dla ciała… i duszy. Intensywna rehabilitacja którą na szczęście lubię a wieczorem noc muzeów. Zostaliśmy oprowadzeni po instytucie bułgarskim przez ciocię Moni która właśnie z tego kraju pochodzi. Potem ruszyliśmy zwiedzić zamek królewski i muzeum powstania warszawskiego. Były straszne kolejki ale akurat nam przysługiwał przywilej wstępu bez stania. To jedyny plus mojego stanu ale przemieszczanie się po kostkach brukowych to już prawdziwa mordęga. Cieszę się że pojechaliśmy na tą noc bo zobaczyliśmy dużo. Do mieszkania wróciliśmy po drugiej ale posiedzieliśmy jeszcze trochę i nawet udało nam się wystraszyć siostrę kiedy wstawała do pracy. Było troszkę śmiechu.
Piotrek z którym ćwiczę pochwalił mnie za postępy ale dodał też że trzeba dużo cierpliwości i pracy. Mam nadzieję że będę sukcesywnie kontynuował fachową rehabilitację. Cieszę się że zabraliśmy się za to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz