sobota, 19 lipca 2014

Normalnie jak "...spieprzaj dziadu..."



Upalny dzionek, więc w poszukiwaniu cienia zaparkowałem pod rozłożystymi dębami pobliskiego stawu w parku Achera.
Miejsce to upodobali sobie ludzie chcący powędkować bez wyjeżdżania z miasta. Kiedy tam przyjechałem na stołeczku siedział pan po sześćdziesiątce mocząc „kije” w pełnym rynsztunku wytrawnego wędkarza. Czapeczka moro, spodnie moro, kamizelka moro, wędki, przynęta, fajki… no proszę ja Was… wszystko, co potrzebne do tego relaksującego wypoczynku posiadał… wszystko oprócz…
Siedząc od pana w moro w odległości piętnastu metrów sam czasem zerkałem na jaskrawe spławiki, które szczerze mówiąc nie wskazywały na jakiekolwiek zainteresowanie ze strony oddychających skrzelami żyjątek. W pewnym momencie do opisanego wyżej doszedł o połowę młodszy entuzjasta tej samej formy relaksu pytając grzecznie
- Dzień doby. Biorą???
- Wpieprzam się do pana??- odpowiedział moro wymieniając spojrzenie z młodszym i dodał- Noo… ja się nie dopie...am do pana to i pan się do mnie nie dopie…aj
Konwersacja nie miała kontynuacji, a młodszy już bez słowa rozstawił swój sprzęt do łowienia nie dalej niż trzy metry od moro. Rozstawił, wrzucił jakieś kule smaczne dla rybek, zarzucił wędki i po pięciu minutach miał pierwsze branie. Nie czekałem do końca, ale miałem nadzieje, że młodszy pokarze panu moro umiejętności wędkarskie, bo kultury nauczyć to już chyba nie sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz