środa, 27 października 2010

NY

„Życie” w NY.
Jednym z największych wydatków naszej wyprawy było jedzenie. Wbrew wyobrażeniu żywność jest tam dla nas droga. Drugim wydatkiem są prezenty oraz własne zakupy a zaszaleć można choćby z ubrankami. Okazją mogą okazać outlety z firmowymi ciuszkami wielkości małych miasteczek umiejscowionych w pobliżu NY. Można tam obkupić się za przyzwoite pieniądze w same firmowe rzeczy. Inną bajką jest 5 aleja gdzie karty kredytowe aż piszczą w najdroższych sklepach. Mieści tam się nasza ulubiona marka ubraniowa Abercrombie & Fitch i właśnie ten sklep zrobił na nas największe wrażenie. Czuć go już kilka przecznic dalej o czym przekonaliśmy się wysiadając z autobusu! Wyobraźcie sobie pięciokondygnacyjny sklep w którego wejściu wita Was cztery osoby o urodzie modelek i modeli z najwyższej półki ubranych w firmowe Abercrombie. Dwóch facetów przy samym wejściu a niewiele głębiej dziewczyna i chłopak- ona śliczna w baaaaardzo króciutkiej mini i eksponującej ;) kobiece walory bluzeczce a on o wyrzeźbionej pięknie sylwetce w jeansach ledwie trzymających się na biodrach… Z wnętrza snuje się fajny zapach perfum rozpylanych automatycznie oraz przez innych pracowników chodzących tanecznym krokiem w rytm klubowej muzyki. Z resztą cała atmosfera bardziej przypominała nocny klub niż zwykły sklep. Pięć pięter w półmroku oświetlonych tylko punktowo tam gdzie leżały ubrania i co rusz skórzane kanapy. Oczywiście nie zabrakło i tam firmowego znaku A&F czyli głowy prawdziwego ogromnego łosia. Każdy detal był dopracowany, co do szczegółu. Co najbardziej mnie tam zaskoczyło? Otóż, aby wejść do środka trzeba było odczekać na czerwonym dywanie w kilkudziesięciu osobowej kolejce stojącej za sznurkowymi ozdobnymi barierkami. Wpuszczano tylko po kilkanaście osób skinieniem, które odbierało się prawie jak wielki przywilej. My z Monią weszliśmy bez kolejki i powiem Wam szczerze… takiego sklepu jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Ubrania świetne a otoczka marketingowa mistrzostwo świata i tylko szkoda że nasze kieszenie były zbyt biedne by kupić choćby 1/10 tego co nam się podobało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz